Julia Gwóźdź
twoja egzystencja jak stara kamienica
moja egzystencja jak stara kamienica
nie to że grozi zawalaniem
nie to że lepiej się nie zbliżać
przysięgam ja tylko
czuję się jak do wyburzenia
w środku nic wartościowego
nie ma same śmieci
profanacja nadziei na lepsze dziś
trochę tęsknoty
za tym czego nigdy nie było
może za sobą
zarasta jak bluszczem
fantomowym bólem
całego miasta bólem
okna wybite na świat
i przez świat
sama tylko zaglądam
trzymam się z dala od wnętrza
mało znajome a niby własne
chyba boję się że
już tu nie mieszkam
kolekcja świadomości
szukałem siebie jak zgubionej drogi do domu
szukałem w rysach na bladym suficie
w promieniach słońca pod zasłoniętymi roletami
w kłębach kurzu pod nieścielonym łóżkiem
w tykaniu zegara i dźwiękach budzika
w kilku rzęsach przyklejonych do policzka
szukałem nawet pod opadniętymi powiekami
i w sobie chyba
w sobie chyba również szukałem
i szukam dalej nieprzerwanie
w każdej myśli wijącej się po głowie
w każdym oddechu i uderzeniu serca
w każdym słowie ust nie tylko własnych
chociaż wiem dobrze
to nie coś co da się znaleźć
najwięcej mnie w samym szukaniu
najwięcej gdy zaakceptuję że jestem
łachmany*
wyprane miałam myśli
białe gotowe do poukładania
zanim wrzucono mi do głowy
czarną jak godzina skarpetkę
przestałam odróżniać kolory
potrzebuję kogoś kto powie mi wprost
że czarne jest czarne i białe jest białe
a ty odbierasz mi nadzieję jak
telefon gdy dzwoniłam w środku nocy
jeszcze jedną szóstą więzi temu
gdy me lęki i obawy zakradały
się w poduszki i krzyczały
mi do ucha choć skupiona byłam
na traceniu resztek swej
osobowości
teraz patrzysz na mnie tą swoją
szeroką gamą kolorów
wiem że oboje wreszcie widzimy
to samo