Weronika Nawrocka
Klasyczna
literatura rosyjska
a współcześni czytelnicy
Faktem jest, że internet całkowicie zmienił świat. Wpłynęło to również na środowisko literatów i krytyków, czy też szeroko rozumianych „osób zajmujących się literaturą”, gdyż od jakiegoś czasu coraz popularniejsze staje się prowadzenie kont dotyczących tego tematu na różnorakich portalach społecznościowych. O ile jest to zrozumiałe w kwestii autorów i wydawnictw – którzy wykorzystują nowe medium jako źródło promocji – to w zgodzie z pierwotną myślą mediów społecznościowych, czyli „zbliżania do siebie ludzi”, powstają również profile, które choć nierzadko mają pewne cechy wspólne z krytyką, to bardzo często z upływem czasu zaczynają przypominać konta „gruppies”. Dlatego też, nie wchodząc w polemikę i waloryzację tych profili, najlepiej określić je jako opierające się na publikowaniu wszelakich treści dotyczących szeroko rozumianej literatury.
Konta takie można znaleźć niemal w każdym medium, jakie oferuje internet: na Facebooku, platformach blogowych, ale jednym z najpopularniejszych miejsc stał się Instagram*. Czytelnicze profile na tej platformie dostały nawet swoją nazwę – ochrzczono je bookstagramami. Sama prowadzę takie konto, co, oprócz miejsca do publikowania swoich przemyśleń dotyczących książek nieograniczonych jakąkolwiek formę gatunkową, zapewnia też dodatkowe wrażenia w postaci bieżącej obserwacji trendów związanych z literaturą w ogóle, a także stanem polskiego czytelnictwa i podejściem do książki polskich czytelników w każdym wieku.
Specyficzną cechą Instagramu jest to, że użytkownik ma możliwość odpowiedzieć na wszystko – jednym kliknięciem można wysłać twórcy wiadomość dotyczącą relacji, którą opublikował; polubić, skomentować, udostępnić lub zapisać jego post. Jest to też doskonałe miejsce do generowania problemów (a więc i wyświetleń, na zasadach spotykanych w kolorowych czasopismach i portalach plotkarskich) i mówienia o tych, które już istnieją. Grono odbiorców mojego profilu na ten moment to około 3400 osób pochodzących z całej Polski, czytających przeróżne rzeczy lub też nieczytających wcale – a jednak, w obu tych przypadkach, mających wiele do powiedzenia.
Niedawno, za pomocą instagramowych relacji, wspomniałam moim odbiorcom o czytanej przeze mnie w tamtym momencie antyutopii My Jewgienija Zamiatina, co wywołało dosłownie burzę wszelkiego rodzaju odpowiedzi. Ale po kolei: Jewgienij Zamiatin żył i tworzył na przełomie XIX i XX wieku. Jego twórczość wywarła ogromny wpływ na kształt późniejszej literatury, zwłaszcza na nurt dystopijny i utopijny, ponieważ opublikowana po raz pierwszy w 1920 lub 1921 roku powieść My uznawana jest za pierwowzór dzieł uważanych obecnie za klasyczne w tym nurcie, takich jak Rok 1984 George’a Orwella lub Nowy, wspaniały świat Aldousa Huxleya. I nadal nie byłoby w tym nic wzbudzającego emocje, dystopie są przecież bardzo powszechnym tematem, gdyby nie to, że autor My urodził się, żył i tworzył w Związku Radzieckim.
Dotarła do mnie duża ilość wiadomości, w których zarzucano mi, że „to nie jest odpowiedni czas na promowanie literatury rosyjskiej”. Odpowiadałam na każdą z nich, tłumacząc swoje zdanie. Sytuacja ta miała również miejsce w momencie, gdy mówiłam o innych tytułach, między innymi o Braciach Karamazow Dostojewskiego, Lolicie Nabokova czy też o Mistrzu i Małgorzacie Bułhakowa. Wydarzenia te spowodowały we mnie wiele przemyśleń, dla których czat internetowy był po prostu nie do końca odpowiedni – ludzie zwykle, po napisaniu mi swojej opinii i wylaniu żali, nie są zainteresowani moją odpowiedzią. Bo po pierwsze, nijak nie promuję literatury rosyjskiej, natomiast bardzo chciałabym móc powiedzieć o sobie, że promuję po prostu „literaturę”, a już najchętniej „Literaturę” przez wielkie „L” – ale jest to długi temat, na zupełnie inny tekst. Po drugie, naprawdę nie rozumiem, jak ktokolwiek może łączyć czytanie klasyków z popieraniem działań wojennych szaleńca? Jeśli tak miałby wyglądać świat, czy czytając Fabrykę oficerów Kirsta, popieram działania nazistowskich Niemiec? Czy przy Lolicie staję się oprawcą małych dziewczynek? Albo czy w takim razie powinnam moich niemieckich rówieśników obwiniać o to, co robił ich kraj parę pokoleń temu, a Szwedów – o potop szwedzki? Idąc dalej tym tropem – czy każda osoba mająca paszport rosyjski jest winna temu, co dzieje się za naszą wschodnią granicą? Bo jeśli tak, jeśli przyjmiemy takie założenie, automatycznie też możemy stwierdzić, że my wszyscy mający paszport polski popieramy każde jedno działanie partii rządzącej. A od tego to już tylko mały krok do śmierci demokracji, a dalej – dokładnie do takiego społeczeństwa, jakie było tematem książki-burzycielki, prowodyrki całej tej dyskusji, do społeczeństwa pozbawionego indywidualności i marzeń, do miejsca, w którym ludzie nie są już ludźmi tylko numerami dopasowanymi do nich ze względu na wykonywany zawód i na umiejętności, które im dano (swoją drogą, tutaj znów znalazłoby się parę historycznych kontekstów).
Nie zgadzam się na takie klasyfikowanie i deprecjonowanie literatury. Książki istniały zawsze i, mam ogromną nadzieję, będą istnieć nadal, mimo wszystko, jako znak czasów, w których zostały napisane, jako zapis zdarzeń, jako ich interpretacja. Ale interpretacja zawsze jest subiektywna, dlatego też autor jakiejkolwiek powieści nie ma żadnego wpływu na jej odbiór czy odczytanie. Nie może brać odpowiedzialności za to, co czytelnicy dalej zrobią z jego słowami; a tym bardziej nie może być klasyfikowany tylko przez to, gdzie się urodził. Oczywistym jest, że książki są też drogą do poznawania innej kultury i innego kraju – ale nadal nie jest to poznanie całościowe i obiektywne, bo i autor, i czytelnik są ludźmi. A każdy czytelnik odczytuje książkę przez pryzmat swoich własnych doświadczeń, tak więc może dostrzec za linijkami coś, co autorowi nawet nie przyszłoby to głowy. I czy to właśnie nie jest w czytaniu najpiękniejsze – ta uniwersalność i miliony możliwości interpretacji? Czy nie właśnie po to czytamy książki, by móc zmierzyć się z czymś innym, czymś, czego nie znaliśmy wcześniej i skonfrontować to ze swoją codziennością?
Szkalowanie więc klasyki rosyjskiej literatury nie ma żadnego sensu. Czy Zamiatin, który zmarł w połowie XX wieku, ma jakikolwiek wpływ na to, co dzieje się teraz? A nawet jeśli słowa jego powieści stałyby się hymnem mordujących żołnierzy – czy można obwiniać o to autora? Bo, nawiasem mówiąc, wielu twórców dystopii można by „oskarżyć” o bycie „inspiracją” dla szaleńców próbujących wprowadzić ich fikcje literackie w życie. Dystopia, sama w sobie, jako gatunek, miała być ostrzeżeniem, a nie… drogowskazem.
Literatura klasyczna jest tym, co zbudowało społeczeństwo. Nie mogłoby funkcjonować ani wyglądać tak, jak funkcjonuje i wygląda obecnie. To w niej należy szukać źródeł kultury. Jest tworem całkowicie neutralnym i apolitycznym, dającym nieskończone możliwości rozumienia. A to, z jakiego kraju pochodzą jej autorzy, nie powinno mieć żadnego znaczenia, bo jeśli miałoby, to nawet my, jako Polacy, nie powinniśmy czytać nawzajem swoich tekstów; skąd możemy wiedzieć, czy ich autor nie miał zupełnie przeciwnych do moich poglądów politycznych, czy był moralnym człowiekiem lub czy dobrze wykonywał swoją pracę? Po wydaniu słowa stają się wolne, owszem, zostały wcześniej przez kogoś ułożone w konkretnej kolejności, ale na tym kończy się rola autora. Od momentu publikacji powieść, dramat, wiersz lub esej dostaje swoje własne życie i to czytelnik dalej decyduje, co się z nim stanie.
Dlatego uważam, że czytanie klasyków jest równie ważne, a może nawet ważniejsze niż wcześniej, bo przy obecnym zalewie treści publikowanych jako „powieści”, trafienie na prawdziwą perełkę jest coraz trudniejsze. Dlatego też apeluję – nie zapętlajmy się w czytaniu tylko i wyłącznie nowości, bo one nigdy by nie powstały, gdyby nie to, co zostało napisane wcześniej. A klasyka literatury gwarantuje czytelnicze doznania najwyższej jakości, obojętnie, w jakim kraju została opublikowana po raz pierwszy i jaki był jej pierwotny język. W końcu nie bez powodu niewiele dzieł z dawnych lat nadal jest publikowanych, nadal dostają nowe tłumaczenia, nadal znajdują się ludzie, którzy chcą o nich mówić, chcą je czytać i odkrywać na nowo.
* Medium pierwotnie skupione na dzieleniu się z pozostałymi użytkownikami zdjęciami i filmami.