Wojciech Śmigielski
Elegia
Kiedy obywatele opuścili miasto
jego ulice zaczęły wyglądać jak cmentarne aleje
brakowało na nich tylko bluszczu
i zniczy płonących wzdłuż krawężników
Domy zostały z pootwieranymi oknami
wychylały się z nich trzepoczące zasłony
a niejedne drzwi trzaskały miarowo na wietrze
Gdzieniegdzie widać było porzucone buty
gdzie indziej rozwartą walizkę albo lalkę
Wszystko wskazywało na to
że ewakuacja nastąpiła w pośpiechu
że mieszkańcy musieli odejść nagle
i zostały po nich jeszcze ciepłe ślady życia
Myliłby się jednak ten, co by pomyślał
że dokonało się to z udziałem ich woli
Uciekający zabrali tylko najpotrzebniejsze rzeczy
a przecież nie wiedzieli gdzie trafią
i ile czasu przyjdzie im spędzić w nowym miejscu
Na podstawie tego co po nich pozostało
można sądzić, że wszyscy liczyli
iż niebawem tu wrócą
Jakie musiało być ich rozczarowanie
gdy dotarło do nich, że nie ma powrotu
że ktoś za nich pozamykał drzwi i okna
powycierał ślady ich obecności
a całe miasto stało się łupem obcych
którzy mówili w zupełnie innym języku
15 marca 2020, blisko północy
Gobelin purpurowy
Patrzę w twoje przymrużone oczy
rozchodzi się delikatne ciepło
przestrzeń staje się jaśniejsza
znika za mną cień cierpliwy
Struna światła ogarnęła księcia nocy
zawdzięczam jej siłę i pewność
A największy blask o brzasku
mej pogodzie tak przyklasnął
że kontury świata w mroku
utopiły się w potoku
niczym fala w delcie rzeki
Potem powstał obraz nowy
tchnęłaś w pejzaż róż tęczowy
Tkaj gobelin purpurowy
w chłodną pochodnię miłości
Stój na straży tej ikony
Niechaj będę odrodzony
Droniki, 25 marca 2020, poranek o brzasku
Gdy rozstrzyga się los
Ważce
Piszę ci strumień, brzezinę i ciszę
jak książkę na serio z Herberta
składam z alfabetu kordialnie
winszowanie uroczyste z końca świata.
A ty w sukni sinej jak skała
z dłońmi otwartymi ku obłokom
jakby oczekująca na krople deszczu
nieruchoma
nad brzegiem wzburzonego morza
w krótko obciętych włosach czerwona wstążka
niczym jaszczurka w trawie.
Coraz częściej mieszkam w trawie i liściach
stąd poprzednie porównanie
topnieje liczba mieszkańców mojej jaźni
a mnożą się drzewa
wśród nich łatwiej o serdeczność
a także prościej odróżnić dobro od tego co złe.
Drzewa skrycie pozdrawiają
kłaniają się póki wiatr je pochyla
milczą kiedy milczeć trzeba
leciutko drgają gdy promyk mruga z nieba
a ja ich gałęziami odganiam złe duchy
i pośród liści znajduję swe miejsce.
Niechże i przy tobie zostaną serdeczni
oni miłowanie wynoszą ponad wszystko
A hufiec drzew niech ci przypomina
że jest taka wyspa, taki ląd, kraina
gdzie nie ma sztucznych świateł
zupełnie jak w baśni
a ciemno robi się dopiero wtedy
gdy księżyc zgaśnie.
Droniki, 25 kwietnia 2018
Nie przypomina gwiazdy
Moja dziewczyna nie wygląda jak gwiazda
ale gdy zmierza ku mnie
sunie za nią welon wibrującego powietrza
jak ogon komety
Nie przypomina syreny
ale rozcina taflę jeziora
w korytarz wody
czułą szczeliną dwóch dłoni
Nie wygląda jak sarna
tonie buszująca w zbożu
zostawia na nim kreskę
czerwoną pochodnią włosów
Przypomina wróżkę
gdy gałązką lawendy rysuje kształty
i na piasku kreśli hieroglify
znajomych słów
aż przyjdzie fala
zabierze je ze sobą
i plaże przesłoni mrok
a flet mojej dziewczyny
powiedzie mnie przez noc
na druga stronę
uśpionego zalewu
jak wyschniętego jeziora