Noworoczne Wierszowanie 2025

Noworoczne Wierszowanie 2025

 

Mocnym akcentem styczniowym w Bibliotece Norwida jest Noworoczne Wierszowanie. Tym razem inspiracji nie trzeba było daleko szukać. W grudniu w galerii Norwida gościliśmy rzeźby i asamblaże Jerzego Gąsiorka (Gąsiora). Wystawa nosiła tytuł Wokół Sacrum, a jej uroczysty finisaż odbył się 23 stycznia – tuż przed Noworocznym Wierszowaniem.

Imprezę zainaugurował występ Grupy Drewno. Śpiew biały doskonale komponował się z tematem spotkania. Następnie rozpoczął się konkurs. Zgłosiło się aż czterdzieści jeden osób, które chciały zaprezentować swoje utwory i powalczyć o główną nagrodę (1000 zł). Chętni przybyli m.in. z Gorzowa Wielkopolskiego, Sulechowa, Świebodzina, Kęszycy Leśnej, Żar i z Zielonej Góry. Z pewnością zadziwili słuchaczy różnorodnym podejściem do proponowanego tematu – Wiersz z Drewna. Niektórzy postanowili wyeksponować formę swoich wierszy, co także zostało zauważone i docenione. Jednak najważniejsza w ocenie była treść utworów.

Jury w składzie: dr Marta Bąkiewicz, dr Mirosława Szott, Jerzy Gąsiorek przyznało następujące nagrody: I miejsce – Anna Naplocha, II miejsce – Krzysztof Ziemski, III miejsce – Maria Stocik i wyróżnienia: Czesław Markiewicz, Janusz Stankowski, Agnieszka Monika Olszewska.

Jerzy Gąsiorek stworzył dla laureatów przepiękne anioły. Dwa dodatkowe wyróżnienia w postaci aniołków otrzymały najmłodsze uczestniczki imprezy – Teresa i Marcelina Czerklańskie. Spotkanie trwało dość długo, w czasie przerwy na obrady jury goście mogli raczyć się rozmowami i kanapkami. Taki był nasz podstawowy cel – integrować środowisko literackie. Na koniec reprezentacja Stowarzyszenia Jeszcze Żywych Poetów wręczyła Katarzynie Jarosz-Rabiej Szczęsną Podkowę, której pomysłodawcą był Jerzy Szewczyk.

Anna Naplocha

 

Drewno

Widziałam drewno
Płaczące żywicą
Zabalsamowane w chwili przerąbywania
Zastygłe w metamorfozie formy pniaka
Jak owad w żywicy
Zdziwione oddalającym się lasem
Wyciągało łuski kory
Niczym zmarszczone dłonie starego człowieka
Chodź
Ogrzeję Cię w dłoniach
Albo w płomieniach kominka
Albo zetrę z Ciebie papierem twą gruboskórność
Albo wyciosam z Ciebie dłutem prawdę i piękno
Aż staniesz się dobre
W nowym akcie stworzenia
Tylko nie patrz na mnie tymi oczami
Pinokio naszych zmysłów
Tylko nie mów
Że kłamię formą i treścią
Bo zaszumię wygasłym echem twego igliwia
Aż spopieleję do cna
Aż przykryje mnie wiekowe wieko trumny
Lub zmartwychwstanę przydrożną, drewnianą kapliczką

Krzysztof Ziemski

 

Chrystus frasobliwy

Bolą mnie drzewa podpierane wiatrem,
Z których wiatr tylko niedługo zostanie,
I może kilka rzeczy nieprzydatnych,
Uschnięta pamięć jak martwy różaniec.

A na regale ustawię Chrystusa,
Zgięty jak niegdyś pod ptaszęciem gałąź,
Barwny go zapach nieznacznie porusza
I krew żywiczna ożywia mu ciało.

Stopy ma wprawdzie sękami przekłute,
Na dłoni wspiera umęczoną głowę,
Szata wzdłuż słojów skaleczona dłutem,
W twarzy tkwi ciągle biblijna opowieść.

Gdy rzeczywistość głupia i sprzedajna,
Niech pieśń czym prędzej wybrzmi modlitewna:
Świata bez ludzi, dobry Panie, daj nam,
Niechby się Ziemia obudziła bez nas.

Przecież nie po to umarłeś za ludzkość,
By teraz człowiek wymordował drzewa
I z nich wystrugał twą figurkę smutną,
By na bazarze co rychlej cię sprzedać.

Maria Stocik

 

Wiersz z drewna

Wiersz może być z miłości
Wiersz może być ze złości
Wiersz może być wydumany
Wiersz może być też drewniany
Jak nie słyszysz muzyki
Masz drewniane uszy
A kiedy wiersz staje się drewniany
Jak jest niedobrze ociosany
Jak jest zaledwie wymyślony
I taki jakby niedokończony
I nie zawiera treści przesłania
Więc jakby nie miał nic do gadania
Krakowianka jedna miała chłopca z drewna
A ja mam wiersz z drewna
Choć też jestem jedna ale nie z Krakowa
Jestem stąd miejscowa

Czesław Markiewicz

 

kamień dendrologiczny

najstarszy żywy organizm w okolicy wyobraźni. ogrodzony
stalowym płotkiem rozkłada się wszerz
wyliniałymi igłami osiemsetletni cis. nie robi wrażenia
zewnętrznym wyglądem. jak starzec którego czas skurczył
tak skutecznie że z przymrużeniem oka można go wziąć
za dorastającego chłopca pochylającego się
po upuszczoną monetę albo coś równie bezwartościowego
w szacowaniu przemijania. nigdy nie urósł
w moich oczach. nie przytył. nieco wyłysiał. zawsze
zielony. prowokująco żywy. wizerunek
nie olśniewa. ale współżycie ze spróchniałym w czasie
i przestrzeni pompatycznym przemijaniem człowieka –

jak jeszcze starszy kamień przemawia
w języku którego nikt z przemądrzałych po ludzku
nie rozszyfrował. jak kamień nie da się oswoić
herbertowi. nie pomagają długie rozmowy
szymborskiej. jak kamień pozostaje nieskruszony;