Władysław Edelman
Nieznana historia potraw
Bigos
Bogos, bo taka jest historyczna nazwa bigosu, jak sama nazwa wskazuje, jest potrawą bogów. Wymyślono go około V wieku p.n.e. w starożytnym Rzymie. Początkowo wytwarzany był z mięsa jaszczurek sycylijskich (Podarcis siculus) z dodatkiem suszonych śliwek (Prunus domestica suszonus), owocu granatu (Punica granatum) oraz kapusty włoskiej (Brassica oleracea), zbieranych o północy na siedmiu wzgórzach rzymskich, na których powstało miasto.
Transportowano go ręcznie w kadziach z tekowego drewna, które dla zachowania najwyższego stopnia sterylności wykorzystywano tylko raz. Po wyładowaniu zawartości i umyciu pojemników w wodzie oligoceńskiej, z kadzi wytwarzano meble. Wysoki koszt transportu, pełne magazyny niesprzedanych wyrobów stolarskich (nie kupowano ich, gdyż, jak mówiono, „zajeżdżały bogosem”) – wszystko to wielokrotnie przewyższało wartość samego produktu.
Rzymianie wpadli wtedy na pomysł stworzenia bogos-duktów, którymi sprowadzano ten cenny produkt w doliny. W zasadzie sprowadzał się on sam, gdyż pomysł sprowadzał się do tego, że na górze, do wykonanej z drewna tekowego rynny, wlewano bogos płynny, pod wpływem siły ciążenia (prawo ciążenia Ziemi na bogos sformułował jako pierwszy Diogenes), spływał on w dół i po odparowaniu nadawał się do bezpośredniego spożycia.
Ten epokowy wynalazek wpłynął na obniżenie kosztów, a tym samym na spopularyzowanie dania. Odtąd z upodobaniem żywił się nim cały lud rzymski, a z czasem cała postępowa ludzkość. Bogos-dukty używane były do czasu, gdy Tales z Miletu zatruł się przeterminowanym daniem wyprodukowanym ze świeżych śliwek. Kucharzowi, który zamienił śliwki suszone na świeże, odebrano licencję i wtrącono do lochu na osiemdziesiąt pięć lat. Po tym wydarzeniu zakończono sprowadzanie bogosu z gór, umyto rynny wodą, co okazało się kolejnym doskonałym pomysłem. Linie transportowe nazwano wtedy „akweduktami” i odtąd przesyłano nimi wyłącznie wodę, której, jak donoszą źródła historyczne, rzymianie mieli więcej w górnej, niż w dolnej części miasta.
Wkrótce mieszkańcy miasta zapomnieli o bogosie, przerzucając się na nowinki w postaci jajecznicy, placków ziemniaczanych i hot-dogów. Bogos, w zmienionej nieco postaci, już jako bigos, nadal jest bardzo popularny wśród ludów pierwotnych, głównie w Europie środkowo-wschodniej. Poza oczywistym przeznaczeniem kulinarnym, używany jest przez wojsko do czyszczenia luf armatnich oraz, po dodaniu do niego betonu w proporcji 50:50, do utwardzania dróg.
Kartofel
W XVIII wieku ptakom, szczególnie wróblom zwyczajnym (Passer domesticus) zamieszkującym Europę i Azję, żyło się ciężko. Na dworach szlacheckich poważaniem cieszyło się jedynie ptactwo ozdobne w postaci papug, bażantów i marabutów, czasem kaczek, kur i kogutów. Wróbel postrzegany był jako szkodnik, nie zapraszano go więc na podwieczorki czy kolacje, o obiadach, choćby tylko czwartkowych, nie wspominając. Zmuszony do poszukiwania pożywienia na własną łapkę żywił się okruchami z pańskiego stołu.
Przełom nastąpił, gdy młody wróbel Elementariusz, zwany Wróbelkiem Elemelkiem, samotnie żyjący w pewnej ubogiej wsi na wschodnich rubieżach Polski, znalazł w polu ziemniak. Była to niewielkich rozmiarów bulwa, doskonale nadająca się do bezpośredniego spożycia. Jak mówią odnalezione niedawno kroniki, wróbelek chwycił kartofelek i w celu jego konsumpcji udał się w głębokie knieje, gdzie w szałasie ukrytym przed wzrokiem ekonoma – nadzorcy miejscowi rzemieślnicy pracowali nad wytworzeniem z żyta pewnego specyfiku leczniczego. Wróbelek Elemelek odurzony wonią lasu otworzył dziób i upuścił zdobycz, która wpadła wprost do kadzi pełnej bulgoczącego słodu jęczmiennego.
Przypadkowe odkrycie kartofelka przez wróbelka rozpoczęło triumfalny pochód ziemniaka z pola na stoły. Zapoczątkowało też produkcję kartoflanki – pożywnego zacieru z ziemniaków, który przetworzony i uszlachetniony ma do dziś szerokie zastosowanie w całej gospodarce. To wtedy powstało popularne powiedzenie: „Lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu”.
Wielu znakomitych artystów poświęciło talent, by opiewać zalety Domesticusa. W 1947 roku Konstanty Ildefons Gałczyński apelował: „Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta, że wróbelek jest druh nasz szczery?! […] kochajcie wróbelka, dziewczęta, kochajcie do jasnej cholery!”. Nakręcony w USA w 1973 roku film Strach na wróble opowiada w zawoalowany sposób tę historię. Stracha gra Gene Hackman, wróbla – Al Pacino. Niechlubnym wyjątkiem wśród artystów jest jedynie niejaka Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, która w jednym ze swoich tzw. wierszy w niewybredny sposób obraża naszego bohatera, pisząc: „Ptaszek idiota, głupszy niż się zdaje, […] toczy głośne swary z innym znów kretynem, po czym śpiewa, śpiewa, głupstwa nie do wiary”.
Kraje Zachodu, głównie Stany Zjednoczone, zazdrościły Polsce sukcesów na polu (nomen omen) ziemniaka, dlatego podstępnie zrzucały na nasze uprawy stonkę, co jednak nie złamało narodowego ducha walki. Po wielu latach trudnych przyszły sukcesy. Dziś na całym świecie szczycimy się należnym szacunkiem i poważaniem, dawni wrogowie są przyjaciółmi, przywódcy narodu zapraszani są na obiady i podwieczorki, gdzie spożywają wykwintne potrawy z kartofli i inne owoce. Nierzadko – morza. W uznaniu ogromnego wkładu Polski w popularyzację ziemniaka najbliżsi sąsiedzi nazywają nas czasem pieszczotliwie „kartofelkami”.
Ziemniak vel Kartofel zdobył więc serca i umysły ludu polskiego. We wsi Biesiekierz znajduje się odsłonięty w 1983 roku Pomnik Ziemniaka. Przetwory z ziemniaka tak stałe, jak i płynne są niezwykle popularne również w innych krajach, głównie na wschód od Bugu.
Poza oczywistym przeznaczeniem kulinarnym służą w medycynie ludowej do znieczuleń, a w profesjonalnej do odkażania narzędzi chirurgicznych. W laboratoriach wojskowych trwają obecnie zaawansowane prace nad zastosowaniem wyciągu z kartofli jako paliwa do łodzi podwodnych, helikopterów i dronów.
Makaron
Makaron pojawił się w starożytnych Chinach jeszcze przed wynalezieniem pisma. To właśnie splątane nitki tego przysmaku stały się zaczątkiem stosowanych do dziś skomplikowanych znaków pisma chińskiego. Pierwsze zdanie napisane alfabetem makarońskim brzmiało: „dawaj mi tu szybko następną miskę makaronu, kobieto, albo poznasz ostrze mojego miecza”.
Chińczycy bardzo dbali, aby nikt nie wykradł im tajemnicy produkcji makaronu, dlatego karmili nim jedwabniki, które produkowały przędzę służącą do wyrobu jedwabiu. Kiedy szaty jedwabne nie nadawały się już do noszenia, ponownie przerabiano je na makaron, a ten podawano władcom, dzięki czemu byli mądrzy i nieustraszeni. Tylko oni mieli prawo spożywania cesarskiego dania.
Praktyka ta dotrwała do czasów Przewodniczącego Mao, o którym wiadomo, że był zapalonym miłośnikiem makaronu i jadał go na pięć posiłków, przez siedem dni w tygodniu. Już wtedy makaron podawany był w pięciu smakach, co przetrwało do dziś, znane głównie jako „zupa w pięciu smakach”. Mao, nie zdradzając nikomu tajemnic wytwarzania Mak-Ar-Onu (oryginalna nazwa starochińska), doprowadził, jak wiadomo, do klęski wielkiego głodu. Ciekawostką jest też fakt, że pierwszy człowiek, który stanął na Księżycu, po powrocie opowiadał, że w kosmosie najbardziej brakowało mu McAronu (oryginalna nazwa amerykańska).
Makarony dostępne są dziś w wielu sklepach, nie tylko spożywczych. Poza oczywistym przeznaczeniem kulinarnym, służą do uszczelniania okien, jako wypełnienie wojskowych materaców w jednostkach, a artyści ludowi na Podlasiu wykorzystują nitki makaronowe do wyszywania makatek kuchennych, takich jak: „Dobra żona tym się chlubi, że gotuje, co mąż lubi”.