My, dzieci bloków
Jolanta Fainstein, mama ma szorstkie ręce, Pro Libris, Zielona Góra 2023, 48 s.
Nie ma chyba w Polsce miasta bez blokowiska. Kiedyś odbyłam na ten temat długą dyskusję z przyjacielem i doszliśmy do wniosku, że to jest najbardziej efektywny sposób na umieszczenie wielu ludzkich mikroświatów na jak najmniejszej przestrzeni. Tak jest do dziś. Niegdyś wieżowce były budowane dalej od siebie, ale ludziom było do siebie bliżej. Dzisiaj bloki stawiane są obok siebie na wymaganą prawem budowlanym odległość, ale ich mieszkańcy żyją paradoksalnie daleko od siebie. Ale czy na pewno? Takie refleksje nachodzą człowieka po lekturze dramatu Jolanty Fainstein mama ma szorstkie ręce, wydanego nakładem Pro Libris – Wydawnictwa Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze.
mama ma szorstkie ręce to opowieść, której akcja dzieje się najprawdopodobniej właśnie w bloku. Podczas lektury miałam skojarzenie z hip-hopowym klimatem. Słucham dużo tej muzyki i zauważyłam, że pewne motywy zawarte w tym utworze można odnaleźć w tekstach raperów. Na tekturowej oprawie w kolorze wyblakłego różu i zieleni widzimy napisany ołówkiem tytuł oraz nazwisko autorki. Wzór w tle przypomina tapetę, jaką można było zobaczyć kiedyś na ścianach w każdym mieszkaniu. Napis jest jakby stworzony ręką dziecka, które starannie napisało każdą literę. Od razu nasuwa to skojarzenie z tagami na murach – podpisami, jakie zostawiają grafficiarze. Z tym, że ten napis umieszczony jest wewnątrz pomieszczenia, a nie na zewnętrznej ścianie. Taki swoisty „tag” ma coś przypominać, uświadamiać, zwracać na coś uwagę: mówi o pewnym fakcie. Zaznacza też obecność osoby piszącej na danym terenie. Dodatkowo mówi też o pewnej swojskości – jak rapuje Oliver Olson (w utworze Dom ft. Dedis): „Bo najlepiej to się czuję, gdy podjeżdżam tu na blok/ Wychowany w tej kulturze: tagi, mury to mój schron”.
Fainstein w swoim tekście przedstawia ojca jako osobę nieobecną lub niedostępną, wiecznie zmęczoną, której często brak przyjaznych uczuć w stosunku do dzieci: „SYNEK: dlaczego mama jest ciepła a tata zimny?”. To także znajdziemy we wspomnianym utworze Olsona: „Dobra, brak mi taty, dla kumatych bala/ Dobra, trzymaj łapy od mych braci z dala/ Co dnia muszę swoje sprawy poukładać/ Palę definicję słowa równowaga”. Opisane rozchwianie emocjonalne postaci widzimy też w dramacie: dzieci bardzo reagują na emocje dorosłych, zauważają je: „DZIECI: jesteśmy takie nie do kochania”. Wydaje się, że wystarczyłoby kilka prostych rzeczy: zauważenie, przytulenie.
Cały dramat przypomina mi film w reżyserii Anny i Wilhelma Sasnalów Z daleka widok jest piękny. To opowieść o tym, że idealny obraz wsi zmienia się, kiedy przyjrzymy się mu z bliska. Samo słowo „mama” kojarzy nam się w większości przypadków pozytywnie: z opieką, ciepłem, bezpieczeństwem. Jednak okazuje się, że ręce tej mamy są szorstkie, spracowane, wcale nie takie przyjemne w dotyku. Dotyk, który powinien być („z definicji”) delikatny, wcale nie musi sprawiać tyle przyjemności, ile mogłoby się wydawać, że powinien. Ten dom nie zawsze jest ostoją, o czym opowiada TAPETA: „[…]
czas wieczorem wydłużał się/ mama smutniała/ kłótnie odbywały się w nocy nad ranem kiedy ojciec wracał/ kłótnie ciche piekące jak bąble po oparzeniu”.
W dramacie Fainstein didaskalia są szczątkowe. Tak jakby autorka nie chciała niczego sugerować. Na wstępie mamy wymienione postaci, ale brak jest jakiegokolwiek ich scharakteryzowania. Wszystko mamy sobie dopowiedzieć i „dowyobrazić” sami. Nie ma nawet tak naprawdę określenia miejsca akcji, jednak skoro jednymi z postaci są Boazeria i Tapeta (niemi świadkowie wydarzeń, przesiąkający emocjami bohaterów) – można przypuszczać, że rzecz dzieje się właśnie w bloku. Szczególnie, że później są mniej więcej opisane takie pomieszczenia jak „jasna kuchnia”. Ale tak naprawdę, jak czytamy u Fainstein, „pomieszczenia zamieniały się w zależności/ od sytuacji”. Ludzie mieli do dyspozycji małą przestrzeń, która musiała wystarczyć i być w miarę możliwości mobilna.
Dodatkowo w dramacie jedną z postaci jest też Chór – komentujący wydarzenia jak w greckiej tragedii, powtarzający najważniejsze wnioski, np. „mama gotuje/ gościom smakuje”. Cały utwór można potraktować jak metaforę niezrozumienia, daremnych często starań ludzi wobec siebie. Mimo tego, że jest to dramat, to dialogi napisane są niemal w formie białych wierszy. Jest w nich dużo przestrzeni do interpretacji: brak znaków przestankowych, które sugerowałyby nawet podział na zdania. Można odnieść wrażenie, że jest w nich dużo „powietrza”, symboliki. Daje to duże pole do popisu twórcom, którzy zdecydowaliby się przenieść ten utwór na scenę.
Jako motto dramatu widnieje cytat z Kordiana Juliusza Słowackiego o człowieku-aniele. Jednym z bohaterów utworu Fainstein również jest Anioł. Jednak w jego wypowiedziach czuć opiekuńczość połączoną z pewną szaleńczą desperacją: „ANIOŁ: sprzątam dom niezauważenie/ w mym sercu błąka się cierpienie” czy „zdejmij dres załóż szpilki/ pofarbuj włosy na kolor debilki/ jesteś tego warta”. To samo odnajdujemy w tekście rapera Miuosha (w utworze Byliśmy z płyty Ulice bogów): „Matka mówiła mi »każdy ma anioła na straży«/ mojego jest mi żal/ dawno się otruł”. Sami możemy sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile ten anioł z dramatu jest postacią realną (może nawet człowiekiem?), a w jakim stopniu przemęczoną częścią psychiki naszej lub rodziców.
mama ma szorstkie ręce Jolanty Fainstein to współczesny dramat o dzieciach z bloków, których wychowują ludzie właściwie niemający o tym pojęcia. Nie ma na to rady ani metody: ze wszystkimi sytuacjami trzeba radzić sobie na bieżąco, a w tym wszystkim są jeszcze emocje, które wpływają na codzienne funkcjonowanie członków rodziny. Wypowiedzi Chóru często mają formę dziecięcych wyliczanek czy krótkich bajek. Na koniec całość Chór komentuje dosadnie: „była sobie raz rodzina/ miała chatkę z masła/ a w tej chatce same dziwy/ pst iskierka zgasła”. Historia opowiedziana w dramacie wcale nie wydaje się archaiczna ani odległa. Wręcz odwrotnie – można odnieść wrażenie, że niezależnie od czasów nic się nie zmieniło. Trudności w porozumieniu między pokoleniami oraz nagromadzenie trudnych emocji między członkami rodziny jest cały czas takie samo. W tym samym duchu kończy swój utwór „PLEU” (pochodzący z EP-ki Wolna Europa) raper Indeb: „Nasi rodzice żyli w PRL-u, my dzisiaj żyjemy w PL-EU/ Inny ustrój, ten sam kraj, więcej perspektyw, wcale nie mniej problemów”.
Joanna Marcinkowska