Julia Kruszakin
I. Sztuka
L’art?… c’est l’art — et puis, voilà tout.
Béranger
You misinterpret everything, even the silence.
Franz Kafka, The Castle
Powierzchnia sztuki – zwana inaczej formą – nie jest niczym innym jak tylko dopełnieniem całości, tj. treści będącej trzonem wizji artystycznej. Przezroczystość sztuki jest natomiast zaprzeczeniem formy, swoistą negacją ornamentyki tworów artystycznych. Im bardziej ogołocony z formy byt, tym bardziej jest on dosadny i przejrzysty, ale nie bezdenny – raczej schematycznie usytuowany w jakiejś przestrzeni: głębszej lub płytszej. William Blake słusznie zauważył: „Gdyby oczyścić drzwi percepcji, każda rzecz jawiłaby się taka, jaka jest: nieskończona”. Zmysły stanowią zarówno pomoc, jak i przeszkodę w dostrzeżeniu artyzmu świata – chodzi zatem o samą zasłonę, dzięki której można kontemplować sedno dzieła sztuki: rzeźby, poezji, architektury, malarstwa, muzyki czy teatru. Każda z tych dziedzin – niby rozwarstwione światło pryzmatu – skupia się na jakichś konkretnych odczuciach, zmysłach, pragnieniach, emocjach; na ruchu bądź intelekcie – albo i jednym, i drugim. Wszystkie dziedziny, będące jednocześnie rodzajem formy samego dzieła, są środkami sztuki, lecz nie jej całkowitym celem.
Jak zespolić odłamy artyzmu w jedno, by tworzyły już nie zasłonę percepcji, ale właściwą substancję? To pytanie zadawali już sobie pierwsi kreatorzy sztuki, którzy próbowali uformować jej teorię, nadać wartość i określić sens (por. Poetyka Arystotelesa). Z kolei artyści romantyzmu starali się urzeczywistnić definicję artyzmu, dokonując syntezy sztuk w celu powiązania metafizycznego charakteru poezji z kreacją tejże rzeczywistości przy pomocy słów (ta paralelność objawia się również w innych sztukach, np. w muzyce, kiedy to kompozytor próbuje uwyraźnić ową metafizyczność poprzez elementy dzieła muzycznego, jak agogikę, dynamikę czy artykulację). W epoce dojrzałego sentymentalizmu narodziło się przekonanie, że wyrażenie jedności świata (także tego ponadzmysłowego) możliwe jest dzięki syntezie dziedzin, która miałaby być odwzorowaniem misterium rzeczywistości. Przecież sztuka – usytuowana na antycznym fundamencie mimesis – stanowi obraz wyrażanego przedmiotu. Jeśli więc celem sztuki jest imitowanie świata, to obecnej nam rzeczywistości człowiek nie jest w stanie dogłębnie poznać. Zniekształcona struktura artyzmu bardziej lub mniej abstrakcyjnego sprowadza realizm do jego pośrednich, nieprzezroczystych form. Sztuka zatem imituje rzeczywistość, jednocześnie ją przemieniając; pełnia bytu nigdy nie objawia się w umyśle w formie, w jakiej naprawdę istnieje.
Warto by określić jednoznaczną wartość sztuki. Ktoś zapyta: skoro tworzywo artystyczne nieustannie się rozczłonkowuje i ulega degradacji, a więc rozkłada się na wielorakich płaszczyznach percepcji, w jaki sposób można wyodrębnić jej jednolitość? Misterium artystyczne samo układa się w pryzmat, przez który prześwieca jedyna, rzeczywista prawda rozwarstwiająca się na granicy sacrum i profanum w postaci barw o niezliczonych odcieniach. Stąd bierze się cała niejednolitość przedmiotu sztuki. Jednak, mimo tych nieuchwytności, każda z dziedzin wyznacza sobie kolejne dążenia (objawiające się przede wszystkim w nurtach i motywach), które miałyby zespalać wszystkie nieokreśloności artyzmu w jedną namacalną ideę. Zjawisko to może zaistnieć, jeśli:
miara i ton równe są przedmiotowi,
Gdzie przedmiot się harmonią dostraja,
Tam jest i pieśń, i rym — jak kto je powie —
Tam z-siedmia się brzmienie i tam się z-traja,
I spadkuje się same ku końcowi…
Wyrazy zapisane pogrubioną czcionką to elementy ludzkiego podejścia do tworzenia artystycznego, które składa się właśnie z rymu bądź harmonii, czyli z pewnej rzetelności, jakichś zasad kształtowania fundamentu dzieła sztuki. Natomiast podkreślone w przedostatnim wersie słowo-twory, wyrażające potęgowanie (które w najgorszym przypadku może przeobrazić się w beznamiętne powielanie), charakteryzują wielość i różnorodność sztuk, czyli coś ponad dwoistość kunsztu artystycznego. Jak w takim razie w pełni wyrzec istotę kompozycji za pomocą samych tylko narzędzi artyzmu? Cyprian Kamil Norwid formułuje aforystyczne zagadnienie poprzedzone swoistym milczeniem, iż potrzeba odpowiedniego słowa dla opisywanego przedmiotu. Oto cały cel sztuki, na którym należałoby zakończyć wszelkie rozważania.
A jeśli – znów ktoś zapyta – sztuka nie ma określonego na świecie zadania, ponieważ sama wyraża się przez nieokreśloność, a to znaczy, że do końca sama nie istnieje? Gdyby jednak sztuka nie istniała, nie istniałyby również składające się na nią elementy, a przede wszystkim jej twórca – człowiek. Jednak to ludzie mają zarówno moc rodzenia i stwarzania, jak i wolę destrukcji i deformacji: gdyby sztuka miała umrzeć, najpierw musiałby zginąć człowiek – kreator wszelkiej abstrakcji i alchemik boskich przestrzeni. Ludzkość wcale nie ulega przeistoczeniu, gdyż od wieków zmienia jedynie swoje struktury i tok myślenia, jak słusznie zauważył to Stanisław Jerzy Lec: „Obserwuję tego pisarza bacznie, od Homera począwszy”. Co jednak istotne, w całej historycznej cykliczności epok i er, stuleci i kwartałów nie było momentu, kiedy sztuka nie stałaby się obiektem drwin, oszczerstw lub krytyki. Kajetan Koźmian – przywódca klasyków – nazwał Sonety krymskie Mickiewicza paskudztwem, natomiast Goethe wszystko to, co romantyczne, określał jako chorobliwe (jeśli oczywiście przyjmiemy, że romantyzm jest urzeczywistnieniem więzionej przez lata symfonii sztuk, która dopiero na początku XIX wieku zaczęła żyć świadomością własnej prawdy).