Krople

Patrycja Mierzejewska

Krople

 

Alfe ma wrażenie, że myje się światłem. Wszechobecna jasność wysusza krople spadające z prysznica, zanim zdążą dotknąć jego skóry. Powinien zakończyć kąpiel pięć minut temu, ale nadal zatacza myjką koła po pozbawionej sutków klatce piersiowej. Ciało jest już czyste, zapach nocy zniknął w odpływie. Ale Alfe nie może przestać, ruchy przyśpieszają. Porowate włókna drapią skórę. Spuszcza wzrok i zaczyna przyglądać się bliźnie na podbrzuszu. Błyszczy perłowo, symetrycznie ulokowana pomiędzy kolcami biodrowymi. Nieprzyjemny impuls przeskakuje przez mózg Alfego, okrężne ruchy ustają. Dotyka chromowanego zaworu, jakby chciał się jeszcze raz upewnić. Kurek stawia opór, zwiększenie ciśnienia w rurach jest niemożliwe. Alfe wyciąga rękę nad głowę, dotyka sitka słuchawki. Sucho, zupełnie sucho. Cała woda cofnęła się do wnętrza systemu hydraulicznego.

Słońce zalewa długą, szklaną galerię, która łączy Centrum Badawcze z kompleksem mieszkalnym. Alfe przechadza się wzdłuż wysokich na kilka metrów szyb, pozbawionych jakichkolwiek smug. Wszystko wokół jest idealnie czyste. Jak zawsze w całym Ośrodku. Ledwie dostrzegalny personel niezwłocznie eliminuje wszelkie zabrudzenia. Nigdy nie zajmuje to dłużej niż kwadrans. Alfe od jakiegoś czasu prowadzi grę – zostawia odciski palców w najmniej widocznych miejscach. Przystaje parę metrów dalej i odmierza czas. Prowadzi statystyki. W jakich porach dnia pojawiają się najszybciej? Z której części kompleksu nadchodzą? Szuka powtarzających się wzorów, w głowie konstruuje model. Zastanawia się czasem, czy kiedykolwiek zostanie o to zapytany.

Alfe patrzy na słońce. Przesunęło się po widnokręgu o trzy stopnie. Rusza w kierunku Centrum Badawczego, kontroluje długość kroków. Wybija miarowy takt na drewnopodobnym parkiecie. Podchodzi do skanera, zbliża tęczówkę do kamery. Hydrauliczne siłowniki otwierają stalową śluzę z cichym syknięciem. Kieruje się do gabinetu numer siedem, zgodnie z otrzymanymi rano wytycznymi.

Uchylone drzwi dezorientują Alfego, nie lubi rys na panującym w Ośrodku porządku. Każde pomieszczenie, bez żadnych wyjątków, zawsze powinno być zamknięte. Teraz więc waha się, czy wejść, czy zgodnie z procedurą czekać, aż lekarz po niego wyjdzie.

Proszę wejść, Alfe. – Kobiecy głos dobiega z wnętrza gabinetu.

Drzwi są zaskakująco ciężkie, nigdy wcześniej sam ich nie otwierał. „To pewnie ze względów bezpieczeństwa, ciekawe jaki to stop metali”myśli. Alfe przystaje tuż za progiem. Automatyczny zamek blokuje się za jego plecami.

Proszę usiąść, Alfe. Jestem doktor Mayer. Na pewno twój Przewodnik już o mnie wspominał. – Kobieta uśmiecha się, wykonuje zapraszający gest ręką. – Przez najbliższe miesiące będziemy razem pracować.

Przez najbliższe miesiące? Proszę doprecyzować, jeśli to możliwe. – Alfe zajmuje wskazane krzesło.

Ach tak, powinnam się już przestawić. Precyzja i szczegółowość przede wszystkim.

Alfe przygląda się kobiecie, przez głowę przelatują mu jakieś ulotne skojarzenia, ale nie jest w stanie ich zatrzymać. Uznaje to chwilowo za mało istotne, zastanowi się nad tym później. Teraz jest ciekawy. Od tygodnia czekał na spotkanie. Udzielono mu, inaczej niż zazwyczaj, tylko zdawkowych informacji. Najważniejsza z nich była taka, że w badaniach, jakie prowadzi doktor Mayer, jeszcze nigdy nie brał udziału. Ani on, ani nikt inny z Ośrodka. Wszyscy pensjonariusze wkraczają na nowy obszar. Zmodyfikowana zostanie dotychczasowa formuła, w której każdy miał swój indywidualny program rozwoju. Czeka ich wyzwanie, które być może otworzy zupełnie nowe możliwości.

Mayer odchyla się na krześle, trzyma w rękach teczkę z napisem „Alfe I”. Kartkuje powoli strony, słońce przesuwa się po widnokręgu. Alfe przeczuwa, że to jakiegoś rodzaju gra. Postanawia czekać.

Nic nie mówisz, Alfe.

Nie dostałem jeszcze żadnych instrukcji.

No dobrze, Alfe, powiedz mi więc, jak się dzisiaj czujesz?

Samopoczucie oceniam na 95%. Ciśnienie krwi 124 na 82, tętno w granicach 68-76 uderzeń na minutę. Temperatura ciała – 36,7 stopni Celsjusza, ale to standardowe wychylenie w moim przypadku. Saturacja na poziomie 98%.

To skąd brakujące 5% w ogólnej ocenie?

Obudziłem się kwadrans przed czasem.

Alfe odpowiada szybko, automatycznie. Ale nie mówi prawdy. Z nieznanego nawet jeszcze sobie powodu zataja fakt, że na jego dyspozycję wpłynęła poranna sytuacja pod prysznicem.

No dobrze, Alfe, dziękuję. Ale nie o to pytałam. Powiedz mi, jaki jest twój dzisiejszy stan?

Nie rozumiem, odpowiedziałem przed chwilą na to pytanie.

Alfe, mówili ci zapewne, że te badania będą inne niż dotychczas.

Tak, ale nadal nikt niczego mi nie wyjaśnił.

Kobieta wstaje z krzesła, podchodzi do okna. Opiera dłonie o marmurowy parapet. Alfe przygląda się, porównuje wzór żył na dłoniach z ornamentami na kamieniu. Nie dostrzega żadnych cech wspólnych.

Byłeś na zewnątrz, Alfe?

Poza Ośrodkiem?

Tak, poza Ośrodkiem. Powiedziano mi, że jeśli ktoś z was wyraża taką chęć, to Przewodnicy organizują, nazwijmy to, wycieczkę.

Byłem trzy razy. To nie jest miejsce dla nas.

Dlaczego tak uważasz?

Zbytnio się wyróżniamy. Budzimy niechęć.

Myślisz, że to tylko kwestia wyglądu?

Alfe milczy. Poprawia pozycję na krześle, prostuje plecy. Przychodzi mu do głowy, żeby poprosić o szklankę wody, chociaż wcale nie odczuwa pragnienia. Myśli o odległym, dusznym popołudniu, kiedy odwiedził Miasto ze swoim Przewodnikiem. Pamięta długie cienie pełzające po ulicach, które usiłował omijać. Starał się stawiać stopy tylko w plamach słońca. Pamięta śmieci wirujące nad popękanymi płytami chodnikowymi, unoszone przez podmuchy zatęchłego powietrza ziejącego z otworów wylotowych wentylacji. Pamięta moment, w którym zatrzymało ich czerwone światło. Tłum przy przejściu dla pieszych gęstniał, falował jak ektoplazma z wciąż generującymi się w niej nowymi bytami. Pamięta duszący zapach spoconych ciał. Pamięta szepty i komentarze. Nachalne spojrzenia.

Nie wiem, czy to nie jest wystarczający powód – odpowiada.

Czy jesteś w stanie przywołać w pamięci swój stan z któregoś z tych trzech dni?

Pamiętam wzrost stężenia kortyzolu i adrenaliny.

Co to dla ciebie oznacza?

To samo, co dla pani. Tu się akurat chyba zbytnio nie różnimy.

Alfe żałuje zbyt pochopnej odpowiedzi, chociaż jeszcze nie wie dlaczego. Doktor Mayer uśmiecha się, wraca na miejsce za biurkiem. Odchyla się na krześle, wzrok utkwiła gdzieś ponad głową Alfego.

Dlaczego odwołałeś się akurat do poziomu hormonów, a nie do innych parametrów życiowych?

Alfe nie chce popełnić kolejnego błędu. Coś mu się nie podoba w kobiecie naprzeciwko, coś budzi w nim niepokój, którego wcześniej nie doświadczał. Ma wrażenie, że rozmowa jest pułapką, że na pozór zwykłe pytania prowokują ryzykowne odpowiedzi. Brał udział w dziesiątkach badań, ale żadne nie były nieprzyjemne. Nawet te trwające długie godziny i wyczerpujące fizycznie. Chciałby wyjść z gabinetu, przejść się po ogrodzie. Wymazać z pamięci doktor Mayer i jej nużące przepytywanie.

Czy możemy zakończyć badanie? Przysługuje mi takie prawo dwa razy w miesiącu. Proszę sprawdzić w systemie, od dłuższego czasu z niego nie korzystałem.

Nie muszę sprawdzać, Alfe. Jesteś wolny. Do zobaczenia jutro.

Alfe wybrał aleję cisów, która biegnie wzdłuż płotu. Gdzieniegdzie nieprzycięte gałęzie przeciskają się przez przęsła, sięgają poza bezpieczny teren Ośrodka. Usiadł na kamiennej ławce nagrzanej słońcem. Przyjemne ciepło rozchodzi się po jego ciele. Organizm powoli się uspokaja, oddech staje się wyrównany, tętno miarowe i stabilne. Alfe stara się skupić na kojącym otoczeniu, ale natrętne myśli wwiercają mu się w głowę. „Ona jest jak ci z zewnątrz. Gapi się na mnie tak, jak tamci. Kto ją tu w ogóle wpuścił? Dlaczego? Nie chcę tych badań. Nie chcę”.

Chrzęst żwiru na ścieżce wyrywa Alfego z rozmyślań. Odwraca się w kierunku nadchodzącego od strony zabudowań człowieka. Z daleka rozpoznaje sylwetkę, chociaż patrzy pod słońce. Delton jest najwyższy ze wszystkich, przerasta każdego o co najmniej metr. Mieszkają na jednym piętrze. Do Ośrodka przybyli w odstępie kilku dni, chociaż żaden z nich tego nie pamięta. Leżeli w sąsiednich łóżeczkach, zajmowały się nimi te same położne. Większość wolnego czasu od zawsze spędzali razem. Przez minione lata zdążyli wrosnąć w siebie nawzajem. Alfe już nawet nie zauważa, że skóra Deltona jest półprzeźroczysta. Pod delikatną powłoką uwidaczniają się karminowe włókna mięśni, bieleją ścięgna.

Cześć, Alfe, co słychać? Mogę usiąść?

Możesz, siadaj.

Co jest? Delton natychmiast wyczuwa napięcie.

Powiedz mi, miałeś dziś wodę pod prysznicem? – Alfe odwraca się gwałtownie w kierunku Deltona, jakby ruchem ciała chciał wymusić odpowiedź.

Tak, dlaczego pytasz?

U mnie chyba była jakaś awaria. To nic ważnego.

Alfe milknie, patrzy przed siebie. W prześwicie między gałęziami widać odległy płaskowyż, a na nim rozpłaszczone Miasto. Z tej odległości jest szarą masą betonu, z której gdzieniegdzie wystają strzeliste, szklane wieżowce. Promienie słońca odbijają się od lustrzanych powierzchni, puszczają zajączki w stronę Ośrodka.

Alfe, coś ci jest. Powiedz, o co chodzi.

Nic, naprawdę. Wydaje ci się, Delton. Obudziłem się przed czasem.

A jak ta nowa lekarka? Miałeś już sesję?

Tak, nie podoba mi się. Pytała mnie o zewnątrz. Nie wiem po co, wszystko ma w raportach.

Delton sztywnieje. Wspomnienie o wyprawie za bramę uruchamia w jego ciele wszystkie systemy alarmowe. Pamięta, jak bardzo chciał zobaczyć świat na zewnątrz, który wtedy wydawał mu się dużo prawdziwszy i pociągający od tego w Ośrodku. Świat wart wszelkiego ryzyka. Nie poprosił o wycieczkę z Przewodnikiem. Chciał doświadczyć wszystkiego sam, bez żadnych ram i ograniczeń. Ucieczka była błahostką. Dla Deltona technologia nie ma tajemnic, widzi przez chrom i przez stal. Z kryształów krzemu wyłuskuje algorytmy, które nagina do swojej woli. Sforsowanie zabezpieczeń w bramie głównej zajęło mu mniej niż minutę.

Do Miasta dotarł pieszo. Energia wygenerowana z ekscytacji pozwoliła mu pokonać dystans trzydziestu kilometrów w mniej niż pół dnia. Drugie pół próbował się ukryć. Początkowo przed wyrazem obrzydzenia na twarzach mijających go ludzi. Później, kiedy w poszukiwaniu schronienia skręcił w wąskie uliczki, przed lecącymi w jego kierunku obelgami i śmieciami. Schronienia szukał w bramach, łamał kolejne kody w drzwiach tylko po to, żeby napotykać coraz bardziej agresywnych ludzi. W końcu poddał się i wrócił do centrum. Usiadł na głównym placu i czekał, przerażenie sparaliżowało wolę Deltona. Przez długie godziny wysłuchiwał potoku nienawistnych słów. Musi być z centrum dziwolągów… Za nasze pieniądze toto chodzi po świecie… Może złapiemy przeźroczystego ciula i zobaczymy, co tam jeszcze ma w środku… Ej, ty, pokrako, do ciebie, kurwa, mówię. Wieczorem odnalazł go personel Ośrodka. Rekonwalescencja zajęła pół roku, które Delton spędził w całkowitym odosobnieniu. Na temat tego, co się wtedy działo, nie chciał rozmawiać nawet z Alfim.

Dlaczego o to pyta?

Nie wiem, Delton, naprawdę nie wiem.

Nie podoba mi się to. Było dobrze, tak jak było.

To prawda.

Alfe wyczuwa niepokój Deltona, interferuje z jego własnym. Obaj wstają z ławki, wymieniają spojrzenia i ruszają w przeciwnych kierunkach.

Alfe patrzy w okno. Odkąd przyszedł, słońce przesunęło się o dziewięć stopni po widnokręgu. Kolejna sesja przypomina poprzednie. Mayer wciąż próbuje drążyć, zmienia formę pytań. Alfe jest znużony, coraz trudniej ukryć mu narastającą irytację. Spotkania nie mają żadnych ram czasowych, czasem trwają kilka godzin, które wypełnia przedłużające się milczenie. Nagle znowu nieprzyjemny impuls przeskakuje przez mózg Alfego. Dyskomfort staje się nie do zniesienia.

Po co tu pani właściwie przyjechała? Proszę powiedzieć wprost. – Alfe wstaje z krzesła i odwraca się tyłem. Nie chce widzieć twarzy lekarki.

Alfe, spokojnie.

Jestem spokojny. Proszę odpowiedzieć na pytanie.

Dobrze, powtórzę to, co już mówiłam. Jestem tu, żeby sprawdzić, czy determinuje cię coś, czego nie jesteś w stanie ani monitorować, ani kontrolować.

Nadal nie rozumiem.

Alfe, potrafisz perfekcyjnie sczytywać dane płynące z twojego ciała, z imponującą dokładnością. A co jeśli to nie wszystko? Co jeśli w twoim mózgu są jakieś powidoki tego, czego w wyniku mutacji nie posiadasz?

Proszę do meritum, doktor Mayer. – Alfe odwraca się w jej kierunku, ale nie siada z powrotem na krześle.

Dobrze. Odpowiem najprościej, jak się da. Alfe, nie masz żadnych, nawet szczątkowych gonad – ani męskich, ani żeńskich. Masz za to bliznę na brzuchu, bo po twoim urodzeniu chciano się upewnić, czy tak faktycznie jest. Przecież wiesz, że byłeś jednym z pierwszych dzieci w Ośrodku.

Do czego pani zmierza?

Do czego razem zmierzamy, mam nadzieję.

Badano mnie już pod tym kątem. Alfe podnosi głos, ale nie stara się nad tym zapanować. Nie wykazuję żadnych zachowań płciowych. Nie reaguję na pornografię, monitorowano moje zachowania podczas oglądania filmów ze scenami we wszelkich możliwych konfiguracjach i układach. Robię jedynie to, co wykazano we wszelkich innych badaniach zapamiętuję każdy szczegół. Proszę zerknąć w raporty.

Alfe nagle czuje się zmęczony, siada ciężko na krześle. Wracają do niego seanse w kabinie wizyjnej i podpięte do ciała elektrody. Pamięta spocone, nagie ciała. Rozedrgany obraz, zbyt bliskie kadry, szczegóły anatomiczne. Nieadekwatność wypełniającą pomieszczenie. Pamięta niesmak i nudę. Dziwne drgania, biegnące wzdłuż kręgosłupa, których nie zarejestrowało żadne urządzenie monitorujące. Po obejrzeniu kilku filmów nauczył się wyłączać uwagę. Żaden i tak niczym go nie zaskoczył.

Alfe, nie interesuje mnie pornografia. Interesują mnie twoje emocje. Na przykład te, które odczuwasz przed naszymi spotkaniami. Te, które czułeś w Mieście. I te, które być może odczuwasz w obecności któregoś z pensjonariuszy. Albo kogoś z personelu.

Alfe nie odpowiada. Po raz drugi w miesiącu wykorzystuje możliwość przerwania spotkania.

W Hologarium panuje cisza. Miękka wykładzina tłumi odgłos kroków Alfego. Przytłumione światło uśpionych hologramów pulsuje w powietrzu, wypełnia pomieszczenie subtelną wibracją. Wysoka sylwetka w rogu sali pochyla się nad szklanym stołem, w skupieniu kreśli kształty. Alfe podchodzi, łapie Deltona gwałtownie za ramię. Zapomina, że może naruszyć pergaminową skórę.

Mam tego dosyć.

Alfe, ciszej. Delton uwalnia się z uchwytu.

Mam dosyć Mayer i tych spotkań. Chcę wrócić do uczestnictwa w naszym zwykłym programie. Prosiłem Przewodnika, ale twierdzi, że to niemożliwe.

Nasz zwykły program jest zawieszony, dopóki Mayer nie skończy badań. Nikt ci o tym nie powiedział?

Nie przypominam sobie.

Alfe siada ciężko na sofie obok stanowiska. Jego parametry życiowe znacznie przekraczają normę, ale nawet nie próbuje ich wyrównać. Chowa skronie o dłonie. Delton wraca do przerwanego zajęcia, jednak po chwili zdecydowanym ruchem ręki zamyka system. Zajmuje miejsce koło Alfego.

Też mam tego dosyć.

Czy ty też masz wrażenie, że tu się coś dzieje?

Tak. Ale co z tego?

Nie wiem jeszcze, co z tego. Może jesteśmy zbyt obojętni?

Obojętni?

Pozwalamy się tak traktować. Ta cała Mayer, jakby chciała mnie złamać. Szuka słabych punktów. Wcześniej czułem się ważny, potrzebny. Moja praca, nasza praca, miała znaczenie. Trzeba coś z tym zrobić.

Alfe, bądź poważny. Dobrze wiesz, że nie mamy alternatywy.

Jesteś pewien? Może czas to sprawdzić.

Ciszej, nie tutaj.

Jesteśmy tylko ogniwami w układzie scalonym… Jesteśmy tylko ogniwami w układzie scalonym… Słowa Deltona natrętnie brzmią w uszach Alfego. Nie może zasnąć, rytm dobowy został zakłócony o ponad godzinę. Pokój wydaje mu się mniejszy niż dotychczas, jakby ściany przesunięto o kilkanaście centymetrów. Myśli o jutrzejszej nocy, o tym, co postanowił zrobić. Musi się dowiedzieć. Delton ma tylko odkodować system, resztą zajmie się sam. Instynktownie czuje, że nie powinien narażać najbliższej osoby. Chociaż w Ośrodku jeszcze nigdy nie doszło do złamania zasad, coś wewnątrz mówi mu, że wykroczenie może mieć zgubne konsekwencje. Alfe przewraca się z boku na bok. Układ nerwowy przestał odpowiadać na polecenia. Jesteśmy tylko ogniwami w układzie scalonym… Jesteśmy tylko ogniwami w układzie scalonym…

Centrum Badawcze pogrążone jest w ciszy i mroku. Punktowe oświetlenie przy listwach podłogowych wyznacza ścieżkę, którą idzie Alfe. W ręku niesie buty, bezgłośnie stawia kroki. „Nie mogę powiedzieć Deltonowi… Nie mogę mu powiedzieć…” Podjął decyzję, jednak ma wątpliwości, czy właściwą. Mija rząd ciężkich drzwi, za którymi o tej porze nie odbywają się żadne badania. Skrzydło budynku jest zupełnie puste. Myśli o tym, że ponad sześć tysięcy razy przemierzał ten korytarz. Pierwszy raz jednak robi to boso. Przystaje, kładzie całe stopy na posadzce. Chłód przenika do jego ciała, podąża w górę, aż do głowy, w której zagnieździła się nieodwracalna świadomość.

Raporty, które przeczytał, są jednoznaczne. Ani on, ani żaden inny pensjonariusz Ośrodka nie urodził się w wyniku spontanicznej mutacji, tak jak im wcześniej mówiono. Ich DNA programowano pod kątem określonych zdolności. Ale nie obyło się bez kosztów. Żaden człowiek nie jest w stanie mieć pełnej kontroli nad kodem genetycznym. Zespół naukowców pod przewodnictwem doktor Mayer stworzył legion mutantów, nad którym coraz trudniej utrzymać kontrolę.

Alfe przypomina sobie, że musi się spieszyć. Otrząsa się i rusza przed siebie. Chce jak najszybciej opuścić Centrum, które przestało być bezpieczne. Wąska smuga światła, padająca z gabinetu numer siedem przecina mu drogę. Alfe zamiera na moment, ale po chwili ostrożnie podchodzi do ościeżnicy i nasłuchuje. Z wnętrza dobiegają stłumione odgłosy. Dobrze wie, gdzie już takie słyszał. Nieprzyjemny impuls przeskakuje przez mózg Alfego. Nie może się powstrzymać i zamiast ruszyć do przodu zagląda przez uchylone drzwi. Nagle jest mu obojętne, czy zostanie zauważony.

Doktor Mayer siedzi na biurku, jest na wpół rozebrana. Ktoś jest między jej nogami, całym ciałem wykonuje gwałtowne ruchy. Schylił głowę, nie widać twarzy. Ale Alfe bezbłędnie rozpoznaje jednego z pensjonariuszy. Wiedziony atawistycznym impulsem rozpina spodnie i zaczyna dotykać blizny na podbrzuszu. Nie czuje niczego poza brakiem. Poza bólem, wynikającym ze świadomości, że to, co najistotniejsze i upragnione, pozostanie na zawsze niedostępne.

Delton czeka w umówionym miejscu. Niecierpliwi się, wszystko trwa dłużej, niż ustalili. Zanosi się na deszcz, zwaliste chmury widoczne są na tle nocnego nieba. Cisy falują pod naporem pierwszych podmuchów wiatru. Nagle czyjaś obecność wyrasta bezgłośnie za jego plecami. Delton obraca się z niepokojem, chociaż nie spodziewa się nikogo poza przyjacielem. Alfe nadal trzyma w ręku buty, a wyraz jego twarzy powstrzymuje Deltona przed zadawaniem pytań.

Nareszcie. Chodźmy już, zrobiło się późno. Zaraz będzie obchód.

Nie, Delton. Nie wracam z tobą. Mam ostatnią prośbę – wypuść mnie z Ośrodka.

Delton milczy, całe jego ciało zaczyna się wahać. Ale rusza w końcu wzdłuż ogrodzenia. Alfe zakłada buty i idzie jego śladem.

Alfe, jesteś pewien?

Delton nie odrywa wzroku od ciekłokrystalicznego ekranu, chociaż złamał już system i brama główna otwiera się z cichym zgrzytem. Alfe podnosi głowę, pierwsze krople deszczu spadają na jego skórę. Dotyka ramienia przyjaciela i rusza w ciemność.