Joanna Kapica-Curzytek
Joseph von Eichendorff
w naszym regionie
Wiosną 2023 roku obchodziliśmy 235. rocznicę urodzin Josepha von Eichendorffa, niemieckojęzycznego poety doby romantyzmu, jednej z najwybitniejszych postaci w historii literatury naszych zachodnich sąsiadów. Mało kto wie, że dzieciństwo i wczesne lata młodości upłynęły mu na terenach dzisiejszej Polski.
Miejscem jego urodzenia była wieś Łubowice oddalona o 12 km od Raciborza (obecnie w województwie śląskim). Eichendorff kształcił się m.in. we Wrocławiu, jest pochowany na Cmentarzu Jerozolimskim w Nysie (województwo opolskie).
Jego poezja jest do dzisiaj czytana w Niemczech zarówno jako lektura szkolna, jak i dla przyjemności obcowania z pięknem literackiego języka. Wiersze budzą wiele emocji, urzekają melodyjnością, co docenili współcześni poecie kompozytorzy, tworząc pieśni do ich słów. Pisali dla Eichendorffa najwięksi, m.in. Robert Schumann i Felix Mendelssohn. Podmiot liryczny wierszy poety z Łubowic często przemawia w nich głosem wygnańca z rodzinnych stron, skazanego na tułaczkę po świecie. Do tego aspektu twórczości Eichendorffa nawiązuje np. Saša Stanišić, cytujący jego utwory w swojej znakomitej powieści Skąd, wyróżnionej w 2019 roku najbardziej prestiżową nagrodą literacką Niemiec: Deutscher Buchpreis[1].
Obok poezji Eichendorff pozostawił dorobek prozatorski. Jak przystało na człowieka swoich czasów, pisał wiele listów. Pozostawił także osobiste zapiski, choć z przykrością trzeba stwierdzić, że znaczna ich część została przez potomków poety świadomie zniszczona. Jednak odtworzenie jego biografii nawet z tego, co pozostało, nie pozostawia wątpliwości, że przez całe życie stosunkowo dużo podróżował. Po wiedzę udawał się – jak wspomnieliśmy wcześniej – do Wrocławia, studiował też w Halle. Ważnymi miejscami kształtowania się jego artystycznej osobowości były Berlin i Wiedeń. Kierunkiem podróży bywało też Drezno, a nawet – Paryż. Eichendorff jako urzędnik państwowy pracował m.in. na posadach w Gdańsku oraz Królewcu.
Chociaż dzisiejsza Ziemia Lubuska oraz jej pogranicze nigdy nie były miejscem jakiegokolwiek dłuższe-
go pobytu Eichendorffa, można w jego zapiskach znaleźć ciekawe wzmianki o podróżach przebiegających przez nasz region. Najlepiej udokumentowana – z tej racji, że szczególnie dramatyczna – okazuje się wyprawa Josepha oraz jego starszego brata Wilhelma z Wrocławia do Berlina w 1809 roku. Obaj pojechali tam na zaproszenie Otto von Loebena, pisarza i późniejszego bliskiego przyjaciela Eichendorffa, któremu razem z Josephem przyjdzie współtworzyć krąg poetycki Eleusischer Bund. To jemu Joseph inspirację do rozwinięcia swojego literackiego talentu. Przyszły poeta wybrał się w tę podróż już po zaręczynach z Luisą von Larisch, choć wtedy wszystko wskazywało na to, że nie był do końca pewny swoich uczuć.
W takim przypadku wyjazd to zawsze pożądana perspektywa, ale tylko pod warunkiem, że ma się na to pieniądze. Z funduszami już wtedy było krucho w rodzinie Eichendorffów, bo majątek, choć z pozoru spory, nie był najlepiej zarządzany przez ojca. Joseph i Wilhelm wykazali się desperacją, ale i młodzieńczą brawurą, decydując się na… spław Odrą na pokładzie barki transportującej węgiel. O jakimkolwiek kom
forcie podróży w naszym klimacie chyba nie mogło być mowy, jeśli wziąć pod uwagę, że ich wyprawa roz-
poczęła się 9 listopada.
Po wyruszeniu z Wrocławia, pierwszy nocleg wypadł w Brzegu Dolnym, gdzie rano braciom udało się nawet zwiedzić tamtejszy zamek. Dzisiaj nazywamy go Zamkiem Piastów Śląskich, choć ostatni ich potomek, Jerzy Wilhelm, zmarły w 1645 roku, był niemieckojęzycznym protestantem, o czym przypomniał niedawno Zbigniew Rokita w „Odrzanii”, reportażu o tzw. Ziemiach Zachodnich[2].
Już drugiego dnia rano doszło do wypadku – naprawdę niewiele brakowało, a w panteonie kultury europejskiej nie mielibyśmy Josepha von Eichendorffa… Barka, którą płynął z bratem, uszkodzona i obaj musieli ratować się skokami na brzeg. Nie było do niego daleko, ale Joseph omal nie został porwany przez rwący nurt rzeki. Na szczęście z trudem i w ostatniej chwili uchwycił się belki będącej częścią stojącego na brzegu młyna. To nie koniec nieszczęśliwych przygód, bo w okolicach Lubiąża pijany (!) kapitan źle pokierował barką, która wbiła się w brzeg, co spowodowało przestój trwający całą noc.
Trasa podróży zawiodła braci Eichendorffów do Bytomia Odrzańskiego. Joseph zanotował w dzienniku, że było to miasto „położone na dosyć wysokim, niedostępnym brzegu”[3]. Obaj młodzi ludzie udali się na rynek do gospody „Pod Złotym Lwem”, gdzie, jak wspomina Eichendorff, był: „bilard, wrzaskliwa muzyka, w takt której tańczyli rzemieślnicy i wystrojone baby”[4]. Obiekt ten, choć przetrwał do powojennych
czasów, niestety, dzisiaj jest już nieczynny, ale nadal cieszą oko dwie pięknie odrestaurowane, połączone ze sobą kamienice, w których mieściła się wspomniana przez poetę gospoda.
Dalej przepływali obok „miło wyglądającego miasteczka Nowa Sól, za którym zakotwiczyliśmy w zalesionym brzegu”, relacjonuje Eichendorff. „Następnego ranka jasny świt przywitał nas szronem pokrywającym barkę i całą okolicę […]. Po przebyciu kontroli celnej opuściliśmy nasz rodzinny Śląsk i znaleźliśmy się na terenie Brandenburgii. Monotonna, płaska okolica z liściastym lasem, bezbarwnym i smutnym o tej porze roku. Po przepłynięciu iluś mil naszym oczom ukazały się wzgórza pokryte winnicami, wśród których widać było niewielkie domki”[5]. Budzi miłe zdziwienie, że ten opis, czytany ponad dwieście lat później, brzmi jakże znajomo!
I znów pech podczas podróży, tym razem w Krośnie Odrzańskim. Barka, którą podróżowali bracia Eichendorffowie, znów miała wypadek: zahaczyła o załadowaną łódź i siłą bezwładu zniszczyła ogrodzenie nadbrzeżnego domu. Trzeba było przeczekać noc. Zwiedzanie miasta „w deszczu i błocie”, jak pisał Joseph, zdecydowanie nie należało do przyjemności, choć Krosno Odrzańskie musiało się spodobać, bo według jego słów było „większe i wygląda lepiej niż Racibórz”[6]. Obecnie proporcje między tymi dwoma miastami są odwrotne: Racibórz jest niemal pięciokrotnie większy od Krosna Odrzańskiego, liczącego sobie nieco ponad 11 tysięcy mieszkańców.
Niestety, miasteczko to okazało się dla braci Eichendorffów ostatnim punktem trasy rzecznej. Po kolizji próbowano wyruszyć dalej, ale tym razem barka utknęła na piaszczystej mierzei. Co gorsza, załamała się pogoda, rozpętała się śnieżyca, co ostatecznie uniemożliwiło kontynuowanie podróży. Z notatek w dzienniku Josepha wynika, że bracia przenocowali w wiosce niedaleko Krosna Odrzańskiego o nazwie Neudorf (nie udało mi się ustalić jej obecnej lokalizacji ani ewentualnej polskojęzycznej nazwy) i wynajętą furą pojechali w stronę Frankfurtu nad Odrą. Jeszcze tylko przeprawa na drugi brzeg Odry – i wreszcie możliwe było zatrzymanie się „w wygodnym zajeździe, gdzie po raz pierwszy od 14 dni mogliśmy się rozebrać przed pójściem do łóżek”[7], jak odnotował z wyraźną ulgą Eichendorff. Do Berlina dotarli na drugi dzień wynajętym trzykonnym zaprzęgiem.
Trudy podróży wpłynęły negatywnie na zdrowie Josepha von Eichendorffa, bo na początku grudnia zaczął on wykazywać objawy silnego przeziębienia. Tymczasem berlińskie życie było tak ciekawe, że próbował infekcję „przechodzić”, co skończyło się ciężkim zapaleniem płuc, trwającym aż dziewięć tygodni. I znów zagrożone było życie młodego Josepha… Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Tamten pobyt w Berlinie okazał się bez wątpienia przełomowy dla młodego poety z Łubowic. Nawiązał tam bardzo dużo kontaktów. Poznał m.in. Heinricha von Kleista, urodzonego we Frankfurcie nad Odrą, również znaną postać niemieckiego romantyzmu. Eichendorff wspomina w swoim dzienniku zabawy z chrześniaczką Kleista, Cecilią, która była córką ich wspólnego znajomego Adama Müllera, publicysty i dyplomaty[8]. Eichendorff znał już wcześniej twórczość o jedenaście lat starszego Kleista, którego dzieła, wraz z utworami innych autorów, połykał „z głodem aż do znużenia”[9].
Czas, w którym przebywał w Berlinie Eichendorff, był też szczególny w historii tego miasta. Niecały rok wcześniej skończyła się okupacja przez wojska napoleońskie. Narodowego ducha podtrzymywał tam przez cały czas jej trwania za sprawą swoich wykładów filozof Johann Gottlieb Fichte. Kontynuował je już w wolnym mieście, czemu po przyjeździe miał okazję przysłuchiwać się także młody Eichendorff.
W źródłach odnajdujemy jeszcze jeden ślad jego przelotnego pobytu w naszym regionie. Było to już pod koniec życia poety, na przełomie listopada i grudnia 1855 roku. Wtedy podróże wyglądały inaczej niż wczasach jego młodości, jeździło się już bowiem pociągami, szybszymi i o niebo wygodniejszymi niż węglowe barki… Od ponad dziesięciu lat funkcjonowała już Kolej Dolnośląsko-Marchijska, łącząca Wrocław z Berlinem. Była to ostatnia wspólna podróż Josepha von Eichendorffa i jego małżonki Luisy. Wyruszyli pociągiem z Berlina do Nysy, na usilną prośbę umierającej wtedy żony. Zanocowali w Żarach z 12 na 13 listopada 1855, o czym
możemy przeczytać w liście poety do syna Hermanna10. Niedługo później, 3 grudnia, Luisa zmarła w Nysie.
Joseph von Eichendorff przeżył żonę o dwa lata. W tym czasie podróżował jeszcze po Dolnym Śląsku.
Zmarł – również w Nysie – 26 listopada 1857 roku.
1 S. Stanišić, Skąd, przeł. M. Gralińska, Wrocław 2022, omówienie tej książki: J. Kapica-Curzytek, Opowieść o kostiumie, https:// esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=33208 [dostęp: 17 listopada 2023].
2 Z. Rokita, Odrzania, Kraków 2023.
3 M. Korzeniewicz, Joseph von Eichendorff inaczej, Kotórz Mały 2020, s. 52. Ten i następne cytaty – w tłumaczeniu autorki książki.
4 Tamże.
5 Tamże.
6 Tamże, s. 53.
7 Tamże.
8 Tamże, s. 61.
9 Cyt. za: J. von Eichendorff, Niegdyś przeżyłem. Erlebtes, Edycja dwujęzyczna, przeł. W. Kunicki, Kraków 2007, s. 15.
10 M. Korzeniewicz, Joseph von Eichendorff inaczej, Kotórz Mały 2020, s. 174.