Jerzy Duda Gracz
Istota portretu
Z pokorą chylę czoło przed potęgą i urodą krajobrazu i składam rezygnację.
Kieruję moje wysiłki twórcze ku bardziej bezpośredniej i partnerskiej naturze, uprawiając portret i „martwą” naturę. Próbuję ciągle…
Helena Zadrejko
Nie znając Heleny, ani jej malarstwa, można się nabrać na te słowa, uwierzyć w sentymentalny kamuflaż; zapewnienia o pokorze i rezygnacji, aby w rezultacie otrzymać fałszywy wizerunek paniusi, z uległością malującej śliczne obrazki. Ale osobowość Heleny jest ukształtowana i konsekwentna niemal raz na zawsze, radykalnie określona. Helena ukończyła krakowską ASP i już ta informacja, skonfrontowana z jej obrazami nie pozwala wątpić, że kontynuuje ona własną drogę, nie mającą nic wspólnego z pojmowaniem malarstwa i „malarskości” przez wielu absolwentów tej uczelni. Z kobiecą przewrotnością i wdziękiem Helena deklaruje pokorę wobec natury, lecz w istocie ani myśli się jej poddawać. Obserwując bacznie naturę, wypreparowuje z niej to, co uznaje za surowiec do malarskiego przetworzenia i nie ma w tym żadnej, rzewnej uległości, ale wybór tego, co najistotniejsze; co potrzebne do zbudowania obrazu, niezależnie od tego, czy przedmiotem prezentacji Heleny są „detale przyrodnicze”, czy postać ludzka. Jest w tej postawie, kiedy maluje swoje grzyby, paprocie i inne zielsko, racjonalna namiętność badacza; wnikliwość, która selekcjonuje i porządkuje formy, w jakich natura jawi się naszym oczom. Jest też anatomiczna precyzja, która z pozorów rejestrując każdy drobiazg, w konsekwencji daje najprostszy wizerunek wybranych elementów natury. Przeniesienie tej metody pracy na człowieka, daje zaskakujący rezultat w postaci syntetycznej formy, mimo wszelkich pozorów „dokładności” i „odmalowania” każdego szczegółu. Pomija tu również Helena, cały balast tzw. psychologicznej głębi, będącej – zdaniem znawców przedmiotu – istotą portretu. Traktuje człowieka, jak każdy inny „detal przyrodniczy”, przez siebie upozowany, ułożony i przystosowany do potrzeb swojej wizji świata. Prawda, że podobnie jak „przyrodę”, maluje człowieka z wielkim upodobaniem, często najwyraźniej go upiększając, ale nie ma to większego znaczenia, bo jedno i drugie jest rejestracją detali, składających się na całość. Dodajmy – na całość płaską, bo tu chyba tkwi istota problemu i onej nieśmiałości (czy niechęci) wobec pejzażu, jako struktury przestrzennej, której nie ma sensu wyrażać na płaszczyźnie. Helena bowiem, niezależnie od mylącego wyrazu formalnego, być może archaicznej dla wielu drobiazgowości i solidności warsztatu, posługuje się płaszczyzną i ma tego najpełniejszą świadomość. Nie cienkie pędzelki, którymi maluje, nie grube okulary, przez które uważnie analizuje wszystko, ale właśnie świadomość, że obraz jest płaski, wydaje się fundamentem jej działania artystycznego. Malarstwo Heleny jest na wskroś współczesne i wbrew pozorom, wcale nie tradycyjne, sentymentalne, z „miłością malowane” i takie tam. Jest to malarstwo, w którym dokonuje się odwieczna, podejmowana przez człowieka, próba opisania świata na płaszczyźnie obrazu. Malarstwo Heleny, z całą właściwą mu precyzją i wiernością wobec natury jest również znakomitym dowodem, na bezsens terminu „naturalizm” jako nietwórczego kopiowania natury. W tych obrazach przecież malowanych z największą dokładnością, otrzymujemy wizerunek wiecznej natury na wskroś żywy i współczesny; suwerenny i niepowtarzalny, jak linie papilarne.