Wiersze [Ukraińska noc, kamyk, od mamy, płotek]

Agnieszka Ginko

Ukraińska noc
Українська ніч (Ukrayinska nicz)

Cicho, cichutko,
nie budźmy śpiącej wojny w kotlinie.
Jeszcze nocka, jeszcze śpi.
Na paluszkach skradnijmy jej
godziny beztroski,
bo jutro wystrzeli nam,
wystrzela nam mężczyzn.

Pomożecie?
Pomożemy.
Przyślemy Wam broń,
powiemy co i jak,
żebyście ginęli długo i mężnie.
Pokażemy Was na całym świecie,
Глобально (hlobalno),
opiszemy w podręcznikach historii,
przygarniemy żony i dzieci.

Cicho, cichutko,
skradnijmy ostatnie godziny,
nie budźmy jeszcze świtu
i odgłosu bomb.

kamyk

kopnięty kamyk spada.
zbliża się, zbliża szajba
i burza ognia.
brałem ją, brałem, aż krzyczała
i ja krzyczałem.
raz, dwa, trzy,
baba jaga patrzy.

baba jaga była naga
i jęczała, aż przestała.
раз два три (raz, dwa, tri).
zbliża się, zbliża szajba
i burza ognia.
dziewczynka płakała, jej matka płakała,
to je wyjebałem.
obie krzyczały, płakały,
więc uciekłem, uciekłem.
trzymałem ją w ramionach,
całowałem, a ona tuliła, tuliła.
natasza, natasza.
trzymałem ją w ramionach,
całowałem, a ona…

zbliża się, zbliża szajba
i burza ognia.
i taki chłop na schwał
niejedną brał, sukę.
раз два три (raz, dwa, tri).
baba jaga patrzy.
zbliża się, zbliża burza ognia.
kopnięty kamyk spada.

od mamy
от мамы (ot mamy)

uważaj na kałuże, wyciągają dusze,
uciekaj, jak strzelają,
jak przyśni się język albo mięso,
nie ruszaj się z miejsca
i uważaj, jasny synku, w ciemną noc.
jak dają jeść, to jedz,
nie wychylaj głowy,
poproszę popa, on się pomodli,
prześlę ci zdjęcie psa,
собака (sobaka) tak schudł
i uważaj, jasny synku, w ciemną noc.
wracaj prędko, быстpo (bystro)
do Murmańska, do Tomska, do Irkucka,
tu pachnie chlebem.
do Jakucka, do Kazania, do Norylska,
tu pachnie chlebem.
dlaczego nie piszesz?
почему ты не пишешь (pociemu ty nie piszesz)?

płotek

wlazł kotek na płotek,
lecz był na granicy,
zabili go strażnicy.
raz, dwa, trzy,
czarnuch na nas patrzy,
cztery, pięć, sześć,
chce nas wszystkich zjeść.
zgwałcą nam matki, żony,
przyjdą ich tu miliony,
a my wszyscy, bęc.
my tu pany nad panami,
poszczujemy czarnych psami.

ciemną nocą, w ciemnym lesie
matka dzieciom chlebek niesie.
temu dała na łyżeczce, temu dała na miseczce,
temu – by nie umarł z głodu, temu dała bez powodu.
a temu nic nie dała, bo śmierć go zabrała
i frrr, poleciała.

raz, dwa, trzy,
czarnuch na nas patrzy,
cztery, pięć, sześć,
chce nas wszystkich zjeść.
chodzi czarnuch koło drogi,
ciemne ręce, ciemne nogi,
wzrok ma dziki, brudne buty,
dasz takiemu talerz zupy?

temu dała na łyżeczce, temu dała na miseczce,
a temu już nic nie dała, bo siły nie miała,

do nieba, frrr, poleciała.