Masz ci los, Polski marny żywot… Byle przez okno wyglądał dumnie!

STUDENCKIE
RECENZJE TEATRALNE

Gabriela Bogucka

Masz ci los, Polski marny żywot… Byle przez okno wyglądał dumnie!
Balkon Ordona, reż. Paweł Wolak, Katarzyna Dworak-Wolak; Lubuski Teatr w Zielonej Górze

Spektakl Balkon Ordona w niezwykle realistyczny i bliski odbiorcy sposób kreuje obraz polskiego domostwa – jak można stwierdzić po scenografii autorstwa Piotra i Ewy Tetlaków – z czasów PRL-u. Do tego okresu nawiązują również kostiumy, tzw. domowe łachy, które narzuca się na siebie po powrocie z pracy czy zakupów. Już od pierwszych minut w głowach widzów budzą się różnorakie skojarzenia. Postacie przedstawione w sztuce oddają polską rzeczywistość na tyle dokładnie, że większość odbiorców może powiązać danego bohatera ze znaną mu osobą. Może to być członek rodziny albo, przykładowo, sąsiad z klatki obok. Nagromadzenie ikonicznych charakterów wprowadza widownię w ten szary, pełen niedomówień i rodzinnych konfliktów świat.

Poznając kolejnych bohaterów, dostajemy jak na talerzu gotowy zbiór cech, które nie ulegną już zmianie, przez co na scenie pojawia się pewnego rodzaju monotonia. Piotrek (Jakub Mikołajczak) to typowy, niezadowolony ze swojej egzystencji młody człowiek bez perspektyw i chęci do pracy nad sobą. Jego niedojrzałość emocjonalna sprawia, że nie jest on w stanie wstawić się za swoją ciężarną dziewczyną Kasią (Małgorzata Polak), której teściowie (Anna Stasiak i Paweł Wolak) na każdym kroku przypominają, jaką łaską ją obdarowali, przyjmując z brzuchem pod swój dach. Dziewczyna, choć nie jest członkinią rodziny, z czasem sama zostaje owładnięta domową paranoją. Paranoja to celne określenie, oddające stan psychiczny Matki, która krząta się po kuchni i salonie, przestawiając w kółko talerze czy poprawiając zasłony. Natomiast Ojciec to rodzinny dyktator. To typ człowieka, który będzie pouczał wszystkich dookoła i przedstawiał z dumą swoje „świetne” pomysły. Kolejną postacią jest Babcia (Tatiana Kołodziejska) – staruszka poruszająca się na wózku, którą rodzina przestawia z kąta w kąt lub wystawia na balkon. Powodem tego są jej nieustające opowieści o przeszłości, którymi żyje, a od których reszcie domowników puchną uszy.

Ludzie na widowni

Cała ta wesoła ferajna oczekuje powrotu Jarka (Aleksander Stasiewicz) – starszego brata Piotrka. Rodzice wyobrażają sobie, jak to ich wspaniały syn podbił świat. Wyczekując jego przyjazdu, liczą na wyszukane podarunki i nową cudowną synową. Ku ich zaskoczeniu, Jarek wraca z Anglii bez prezentów, ale za to z Inną. Nie, nie z inną rzeczą, lecz Inną – swoją narzeczoną (Ewa Dobrucka), której odmienności nie są w stanie pojąć. Jedyną osobą, która czule ją wita, jest Kasia, traktowana przez Ojca i Matkę niczym wyrzutek, obca jednostka. Teraz zarówno Piotr, jak i Jarek stają się nieudacznikami w oczach Ojca, który ewidentnie cierpi na kompleks wyższości, będący w gruncie rzeczy obroną przed głębszym poczuciem niższości. Przez to, że nie odbył w młodości wymarzonej podróży po świecie, pokładał wszelkie nadzieje w synach, którzy również zawiedli. Cóż teraz poradzić? No cóż by innego, jak udawać, że wszystko jest dobrze, a nawet lepiej! Przecież wszystko można racjonalnie wytłumaczyć. Jarek obdarował oczekujących herbatą, którą można kogoś poczęstować, Inna jest jego służącą, a domownicy są wręcz zachwyceni opowieściami o dobrobycie, w którym żyje na Wyspach, gdzie miał zabrać również brata i bratową, by poszerzyć ich horyzonty i otworzyć nowe możliwości. Wystarczy tylko uśmiechać się, stojąc na balkonie czy przy oknie, by pokazać sąsiadom, jak wspaniale dogaduje się kochająca rodzina.

Problematyka spektaklu opiera się na micie, jaki został utrwalony w polskim społeczeństwie. Zamiast pracować nad swoim wizerunkiem, często czekamy na bohatera, który wyrwie nas z szarej rzeczywistości. Zamiast pokazywać otoczeniu, w jak złym położeniu się znajdujemy, chowamy w szafie wszystko, co społeczeństwo może odebrać krytycznie. Zasłaniamy okna, kiedy w domu źle się dzieje, a gdy je odsłaniamy, sztucznie uśmiechając się, chwalimy się nie swoimi dokonaniami, byle tylko pokazać swoją wyższość.

Nadmierna obawa i dbałość o opinię sąsiadów powodują, że rodzina zamiast rozwiązywać konflikty, maskuje je, żyje w swoim wyobrażeniu o dobrobycie i nie potrafi się między sobą dogadać. Każdy w mieszkaniu żyje jak odrębna jednostka, doświadczająca jedynie przykrości od pozostałych. Ten żałosny obraz opisuje w ostatnim, wyjątkowym monologu Babcia, która wyznaje, że jest jej niezmiernie wstyd, że zawiodła się na rodzinie i społeczeństwie, że nie o taką przyszłość walczyła. Ten przełomowy moment wzbudza w widowni przemyślenia o tematyce egzystencjonalnej oraz przerywa monotonię przypisanych postaciom cech.

Warto poświęcić niespełna półtorej godziny na obejrzenie spektaklu, który pozwala odbiorcom wejść w rolę obserwatorów życia codziennego niepotrafiącej się scalić polskiej rodziny. Trzeba jednak być przygotowanym na śmiech, za którym skrywać się będą cienie przykrej prawdy o naszym społeczeństwie i o nas samych.

Spis treści