Wolfsbeeren Leonie Ossowski. Po drugiej stronie lustra

Joanna Kapica-Curzytek

Wolfsbeeren Leonie Ossowski.
Po drugiej stronie lustra

W sierpniu 2025 roku mija setna rocznica urodzin niemieckiej pisarki Leonie Ossowski (1925-2019), urodzonej we wsi Osowa Sień, w powiecie wschowskim. Ogromna szkoda, że w naszym regionie nie jest szeroko znana jej twórczość, portretująca XX-wieczne realia pogranicza polsko-niemieckiego. Książki tej autorki mają dla mieszkańców Ziemi Lubuskiej znaczenie szczególne, bo są pięknym i przejmującym świadectwem przeszłości naszego regionu.

W polskim przekładzie ukazała się jedynie powieść Wilcze jagody (przekład: Eugeniusz Wachowiak, Dom Wydawniczy Rebis 1998). W oryginale została wydana w 1987 roku. Jest to pierwszy tom cyklu, na który składają się także utwory: Weichselkirschen (dzieło zekranizowane, w znakomitej obsadzie, w polsko-niemieckiej współprodukcji pod tym samym tytułem w 1979 roku) oraz Holunderzeit. Wydawnictwo Ullstein w 2003 roku wydało wszystkie trzy tytuły w jednym woluminie – i w tej edycji przyszło mi właśnie się z nimi zapoznać[1].

Więź z rodzinną ziemią

Leonie Ossowski to literacki pseudonim; pisarka naprawdę nazywała się Jolanthe von Brandenstein. W Osowej Wsi mieszkała do dwudziestego roku życia. Zimą 1945 roku wraz z rodziną podzieliła los Niemców przymusowo przesiedlonych na Zachód z ziem, które po drugiej wojnie światowej przypadły Polsce. To traumatyczne wydarzenie, jak się wydaje, nie przekreśliło emocjonalnych związków Jolanthe von Brandenstein ze swoją rodzinną ziemią. Nie zerwała z nią łączności. Na swój pseudonim wybrała polsko brzmiące nazwisko (Ossowscy byli właścicielami ziemskimi, między innymi dóbr w rejonie Wschowy). Wielokrotnie gościła w swoim dawnym miejscu zamieszkania, utrzymywała kontakt z samorządowcami ze Wschowy[2]. Do przedwojennej przeszłości wracała w swoich utworach, w których z dużą dozą pewności można się doszukiwać elementów autobiograficznych. Literacki talent odziedziczyła po matce, prozaiczce i poetce Ruth von Ostau (1899-1966), która publikowała, jeszcze zamieszkując w Osowej Wsi pod Wschową.

O wielkiej wartości twórczości Leonie Ossowski może świadczyć fakt, że pisarka w 2007 roku otrzymała od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego odznakę honorową „Zasłużona dla Kultury Polskiej” za wkład w pojednanie polsko-niemieckie.

Sophie

Warto więc zastanowić się, czy z upływem czasu oraz w zmieniających się realiach niemiecko-polskiego sąsiedztwa dorobek literacki Leonie Ossowski nadal wart jest uwagi. Niniejsze omówienie będzie dotyczyć powieści Wolfsbeeren. Pod względem chronologii fabuły jest ona pierwszą częścią trylogii, choć napisana została jako druga, jedenaście lat po Weichselkirschen.

Akcja powieści rozgrywa się w latach 1918-1945. To historia życia Sophie, lat jej młodości (ujętych tu w formie spisywanych przez nią wspomnień) oraz okresu małżeństwa i macierzyństwa. Kobieta wychodzi za mąż za arystokratę, właściciela ziemskiego. Na świat przychodzą ich trzy córki. Można by powiedzieć: przyzwoita ziemiańska rodzina, żyjąca spokojnie i dostatnio, bez skandali ani dramatów. Tak to wygląda jedynie z daleka. Zadziwiająca jest historia młodości Sophie: dawniej mieszkała w Monachium i była po uszy zakochana w Filipie, radykalnym żydowskim socjaliście i dziennikarzu. To archetyp walczącego idealisty, niezdolnego do trwałego związku. (Podobną postacią był Marcin Śniadowski z Nocy i dni Marii Dąbrowskiej). Po jakimś czasie Sophie przenosi do Berlina, gdzie nawiązuje bliski kontakt z tamtejszą bohemą i zaprzyjaźnia się z ekscentryczną Margo (to bodaj najlepiej, a już na pewno najbardziej intrygująco sportretowana postać drugoplanowa). Obraz stolicy Niemiec z czasów Republiki Weimarskiej jest barwny, ale i dramatyczny. Życie naznaczone jest niedostatkiem i niepewnością jutra, spowodowaną przede wszystkim galopującą inflacją.

W Berlinie Sophie poznaje Clemensa, ambitnego wojskowego, pnącego się po szczeblach ministerialnej kariery. Dokąd zajdzie ten człowiek, gdy nastanie nowa władza narodowych socjalistów? Dla młodej kobiety znajomość z Clemensem to znaczący przełom. Wszystko wskazuje na to, że dojdzie do ich małżeństwa, ale tu następuje szereg dziwnych zbiegów okoliczności. Oto Sophie zostaje żoną kogoś zupełnie innego… Tworzy się swoisty trójkąt, bo Clemens i Leopold dobrze się znają. A nawet czworokąt, bo z orbity nie znika również Filip. Zadziwiające, że narzeczony jest w pełni świadomy przeszłości Sophie, ale uważa, że to nie zagrozi jego małżeństwu. To może być dla czytających mocno zaskakujące, bo przecież były to jeszcze czasy, gdy obowiązywały dosyć rygorystyczne normy obyczajowe.

Zwiebelmuster

Ale Sophie naprawdę potrafi być przykładną żoną Leopolda von Sarbacha. Małżonkowie mają ze sobą dobre relacje, nie ma w ich związku przemocy ani awantur. Prowadzą stabilne życie, a Sophie ma dużo swobody i do dyspozycji własny pokój, w którym maluje i spisuje wspomnienia z młodości. Są one przytaczane w retrospekcjach w pierwszej osobie, naprzemiennie z fabułą dotyczącą jej małżeńskiego życia.

Majątek od siedmiuset lat jest w rękach rodziny von Zertsch. Szlachectwo zobowiązuje – oboje wypełniają swoje obowiązki, dając poczucie stabilności służbie, wszystkim pracującym w ich majątku oraz trzem córkom. Ale być może też traktują swoją rolę z pewnym dystansem? Gdy Sophie niedługo po ślubie trafiła do nowego domu, pierwszą rzeczą, która przykuła jej uwagę, była ogromna witryna zastawiona kosztownym serwisem na 24 osoby (!) z fabryki porcelany z Miśni, z Zwiebelmuster, charakterystycznym kobaltowym wzorem z motywami roślinnymi na białym tle. Ściszonym głosem przyznała się mężowi, że nie przepada za tym wzornictwem, na co Leopold odpowiedział: „ja też nie”.

Von Zertschowie żyją z dala od wielkich metropolii, w majątku ziemskim Rohrdorf. Autorka nadała mu też polską nazwę: Ujazd. To fikcyjna miejscowość, ale jej położenie zostało dosyć precyzyjnie określone. Znajduje się na Śląsku (o którym, jak się okazuje, Sophie wcześniej nie słyszała, co można odczytać w ten sposób, że dla wielu Niemców ten region rzeczywiście był odległy i mocno peryferyjny). „Pochodzę z Pogranicza poznańsko-zachodniopruskiego[3], jak nazywa się ten nasz kawałek ziemi po przegranej wojnie”, wyjaśnia Leopold swojej przyszłej żonie. „Na południowy zachód od Poznania i na wschód od Głogowa. Majątek nazywa się Rohrdorf i leży dokładnie przy granicy z Polską”. Takie właśnie położenie ma prawdziwa Osowa Sień, czyli dawniejszy Röhrsdorf, rodzinna miejscowość Leonie Ossowski. Drobna różnica w pisowni fikcyjnej nazwy wsi wydaje się świadomym zabiegiem.

Świat, którego już nie ma

Sporo elementów autobiograficznych można odnaleźć w tych fragmentach powieści, gdzie pojawiają się opisy przyrody, prac na roli, zaplanowanych dokładnie według kalendarza natury, portrety ludzi pracujących na swój codzienny byt. Są piękne obrazy tradycji i kultywowanych obyczajów. Wśród książkowych postaci są także Polacy – przyjeżdżają z bliskiego sąsiedztwa do pracy, nawiązują zażyłe kontakty z miejscową ludnością. Ossowski miała świadomość, że odtwarza świat, którego już nie ma, miała z pewnością do swoich wspomnień z dzieciństwa i młodości głęboki stosunek emocjonalny. Jednak w Wolfsbeeren nie znajdziemy jakichkolwiek przejawów szowinizmu czy rewanżyzmu, tych nut, które po drugiej wojnie światowej często zniekształcały polsko-niemieckie relacje, a nawet całkowicie uniemożliwiały ich nawiązywanie.

W wiosce, choć geograficznie znajdującej się na uboczu, słychać z całą mocą echa toczącej się wokół wielkiej historii. Wydłużają się cienie zła. W latach 30. XX wieku, jak wiemy, wydarzenia toczyły się w szybkim tempie. Do Rzeszy przyłączono Austrię, zajęta została Czechosłowacja. Nazistowska partia stała się coraz bardziej atrakcyjna dla niektórych, co widać też w Rohrdorf. Leopold zaczyna się obawiać, że nowa władza wprowadzi reformę rolną: „To by nas zrujnowało”, mówi do żony. A poza tym ludzie zaczynają się przekonywać, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Bo gdy zaczyna się wkradać strach i niepewność jutra, nigdy nie warto mówić za dużo, nawet tym, których dobrze znamy.

Wolfsbeeren to po części także Bildungsroman, powieść o dojrzewaniu. W krótkim jej fragmencie na pierwszy plan wysuwa się Anna, córka Sophie i Leopolda. Jest bardzo inteligentna, ciekawa świata i ludzi, ma wielkie poczucie niezależności, chce wiedzieć jak najwięcej o sprawach dorosłych. (W drugim tomie cyklu, w Weichselkirchen zostanie pokazana jako dziennikarka, która powróci w swoje rodzinne strony).

Dorastanie Anny oznacza także przeżycie z bliska dramatu Nocy Kryształowej (9 listopada 1938) oraz doświadczenie wybuchu drugiej wojny światowej. Jej beztroskie dzieciństwo bezwzględnie się kończy. Do Rohrdorf dociera wojenna zawierucha. Na front wschodni zostaje powołany Leopold. Rodzina musi radzić sobie bez męża i ojca, a majątek – bez gospodarza.

Światło od wschodu

Nie brakuje w utworze licznych opisów relacji Niemców z Polakami, kształtujących się w bezpośredniej bliskości granicy. Losy niektórych postaci są bardzo dramatyczne, by wspomnieć Jana Orlińskiego czy Ludwika Janika. Są oni przedstawieni w pozytywnym świetle. Janik dokonuje bohaterskiego czynu, ratując dwie Polki zbiegłe we Wschowie z transportu do obozu pracy. Zostaje aresztowany. Ludwik będzie bardzo ważną postacią w kolejnym tomie cyklu.

Powieść Wolfsbeeren zamyka dramatyczna scena, gdy rodzina von Zertsch pakuje się i opuszcza swój majątek. Jest zima 1945 roku. Wielka historia zatrzęsła posadami ich świata i już nic nie będzie takie, jak dawniej. Gdy wyjeżdżają, za siebie ogląda się tylko najmłodsza córka, Maria. Nie patrzy jednak na swoją rodzinną posiadłość, ale na niebo, gdzie od wschodniej strony pojawia się słoneczne światło. To dla mnie także swoisty symbol przerwania ciągłości pokoleniowej i kulturowej.

Losy zwykłych ludzi

To spotkanie z twórczością Leonie Ossowski przekonuje mnie, że nie tylko opiera się ona próbie czasu, ale też wpisuje się wręcz idealnie w jeden z bardziej ostatnio popularnych nurtów powieści historyczno-obyczajowych, kreślących losy zwykłych ludzi, których życie zostało uwikłane w trudne historyczne realia. Ich głównymi bohaterkami są przeważnie inteligentne, zaradne kobiety. Nie brakuje przykładów książek, których fabuła skupia się na polsko-niemieckim sąsiedztwie. Z przyjemnością można zauważyć, że jest to twórczość, która ma zasięg ogólnopolski, a nie tylko regionalny. W kręgu powieści o tej tematyce swoje uznane miejsce ma wybitna trylogia Wendyjska winnica Zofii Mąkosy (Wyd. Książnica, 2017-2020). Dwa tomy cyklu Pomiędzy (Wyd. Książnica, 2024 i 2025) tejże autorki rozgrywają się również w podobnym czasie i dotyczą realiów pogranicza w Trzcielu – to tylko inne miejsce tej samej granicy, przebiegającej niedaleko Rohrsdorfu z powieści Leonie Ossowski!

Problemy trudnych niemiecko-polskich relacji i wspólnej przeszłości porusza R. A. Olek w Matilde (Wyd. Książnica, 2025), a także Barbara Wysoczańska, by wymienić takie jej utwory, jak Świat na nowo (Wyd. Filia, 2022) czy Nigdy się nie poddam (Wyd. Filia, 2024). Warto tu także przywołać powieść Niny Zawadzkiej Na wschód od Breslau (Wyd. Filia, 2023), skłaniającą do refleksji nad niemiecką przeszłością Wrocławia. Trudnymi relacjami polsko-niemieckimi zajmuje się też znakomita książka z gatunku literatury faktu – Poniemieckie Karoliny Kuszyk (Wyd. Czarne, 2019), zgłębiająca temat materialnego dziedzictwa Ziem Zachodnich i traumy polsko-niemieckiego sąsiedztwa.

Pogłębić relacje

Nawiązując pół żartem, pół serio do marketingowych sloganów wydawców, można z całą pewnością podsumować, że jeśli cenimy książki wymienionych wyżej autorów, sięgniecie po twórczość Leonie Ossowski będzie dobrym wyborem. Może tylko w porównaniu z tymi współcześnie napisanymi utworami powieści niemieckiej pisarki wydają się trudniejsze w odbiorze, chociażby z tej racji, że nie ma w nich zaznaczonych wyraźnie dialogów, w treści są bardziej zawiłe i refleksyjne, z pewnością mniej nastawione na rozrywkę i na spektakularną, wartką akcję.

Z perspektywy naszych czasów twórczość Leonie Ossowski jest doniosłym odkryciem. Przede wszystkim dlatego, że można ją odczytywać jako absolutnie bezcenne dopełnienie polskiej współczesnej literatury historyczno-obyczajowej. To daje nam niepowtarzalną możliwość przekonania się, co jest po drugiej stronie lustra… Jest to tym ważniejsze, że pozwala ona spojrzeć na polsko-niemieckie pogranicze z punktu widzenia naszych sąsiadów, a tym sposobem – znacząco pogłębić wzajemne relacje. To znakomita okazja zarówno do kontynuowania dialogu, jak i do poszerzenia wiedzy i pamięci o zróżnicowanej kulturowo przeszłości Ziem Zachodnich, w tym także regionu Ziemi Lubuskiej, a w szerszej perspektywie – historii Polski. Jest tam wiele trudnych rozdziałów, co do tego nie ma wątpliwości. Ale, jak napisał urodzony w Ełku niemiecki pisarz Siegfried Lenz, „Przeszłość należy do nas wszystkich, nie można jej dzielić ani wygładzać”.

 

 


[1]  L. Ossowski, Wolfsbeeren. Weichselkirchen. Holunderzeit, Ullstein, 2003.

[2]  K. Bodzińska, Wspomnienie o Leonie Ossowski, pochodzącej z Osowej Sieni popularnej pisarce, „Wschowa Nasze Miasto”, 21 lutego 2021, https://wschowa.naszemiasto.pl/wschowa-wspomnienie-o-leoni-ossowski-pochodzacej-z-osowej/ar/c1-5003658 [dostęp: 30 lipca 2025].

[3]  W oryginale: Grenzmark Posen-WestPreußen, region ten nosił też nazwę Marchia Graniczna Poznańskie – Prusy Zachodnie. Jego częścią były między innymi: Wschowa, Babimost, Międzyrzecz i Skwierzyna.