Wizyta

Aldona Reich

Wizyta

– Dzień dobry.
Umęczony chorobą mężczyzna z trudem uniósł głowę z zagłębienia poduszki. Przy jego łóżku stał drobny, bladziutki chłopiec o przenikliwym spojrzeniu smoliście czarnych oczu.
– Czy mogę przy panu posiedzieć? Ojciec powiedział, że powinienem być teraz przy panu.
Pomyślał, że dzieci mają dziwne pomysły.
– Oj, chłopcze… To bardzo ładnie z twojej strony, ale… czy to konieczne? Na pewno masz wiele ciekawszych zajęć… – usiłował go zniechęcić. Patrzenie na umierającego starca? Po co?
– Nie mam zajęć – odparł chłopiec z rozbrajającą szczerością, lekko przechylając głowę. Wyglądał na zaciekawionego. – Mam przy panu posiedzieć. Ojciec twierdzi, że jestem panu potrzebny – mówiąc to, usiadł i z uwagą rozejrzał się po pokoju.
– Często tu do kogoś przychodzisz? – zapytał mężczyzna cicho.
– Gdy muszę, a raczej… gdy powinienem… – odparł chłopiec.
– Tata tak uważa? Czy ty?
– Ojciec – uściślił chłopiec. – Ojciec wie najlepiej.
– I nie nudzisz się? – zdziwił się mężczyzna.
– Służę. Ojciec mówi, że daję ulgę… Lepiej panu?
Mężczyzna uśmiechnął się lekko, bo co można powiedzieć w sytuacji, gdy przerwy w bólu były już niemal nieodczuwalne?
– Trudno tak… Sam wiesz, że…
– Wiem, wiem. Ale zaraz będzie panu lepiej – stwierdził z mocą chłopiec i delikatnie dotknął dłoni leżącego.
Niespodziewany odlot. Natychmiastowy, pełny, głęboki. I ulga od bólu.
Błogość trwała dziwnie długo, ale kiedy mężczyzna otworzył oczy, znów zobaczył chłopca.
– Jeszcze tu jesteś? – zdziwił się. – Chłopcze, idź do domu…
– Ojciec zadecyduje, jak długo mam tu być. – Malec się uśmiechnął. – Potem pewnie przyjdzie moja siostra.

*

– Jak masz na imię? – zapytał mężczyzna.
– Nie domyśla się pan? – Na jego twarzy spoczęło zdziwione spojrzenie czarnych oczu. – To takie oczywiste!
– A siostra?
– Dowie się pan. Niedługo – dodał.
– Wasz ojciec jest lekarzem?
– W pewnym sensie, ale… nie dla wszystkich. To zależy. – Mały był wyjątkowo rzeczowy, choć nie mówił niczego wprost.
– Od czego? – drążył mężczyzna.
– Od danego komuś czasu. Ojciec czasem musi się spieszyć, a czasami nie. Mówi, że każda taka decyzja to blizna na jego sercu. Potem jest taki smutny…
– Pracuje tu?
– Tu też. Jest w wielu miejscach. Stara się być wszędzie, ale nie zawsze mu się to udaje.
– Wszędzie? To niemożliwe, żeby być wszędzie. – Słabo uśmiechnął się mężczyzna. Pomyślał z pobłażaniem, że mały lubi fantazjować. Ale to przecież normalne w jego wieku.
– Możliwe, tylko trudne – uściślił chłopiec stanowczo. – Chce pan zasnąć?
– Tak… – Poczuł kolejne dotknięcie ciepłej, drobnej dłoni i znów był wolny.

*

Pielęgniarka nieumiejętnie przepięła wenflon z kroplówką i ból obudził mężczyznę. Zdziwiony rozejrzał się po sali, z niepokojem szukając małego gościa.
– Gdzie ten chłopiec? – zapytał z wysiłkiem.
– Chłopiec? – zdziwiła się. – Jaki chłopiec? Pana wnuk?
– Nie… Po prostu chłopiec… No, był tu przed chwilą! – sapnął zniecierpliwiony.
– Jestem na dyżurze od dwóch godzin i nikogo u pana nie widziałam. – Pielęgniarka patrzyła na kapiący płyn i dopiero gdy rytm spadających ciężkich kropel był właściwy, uspokojona spojrzała na mężczyznę.
– Tak? – Wyczuła, że coś go dręczy.
– Czy… ja teraz… spałem?
– Tak. Nawet mocno. Niech pan śpi, sen jest potrzebny.
– Może się znudził i poszedł? – Mężczyzna mówił to jakby do siebie. – Ale… to chyba nawet lepiej, po co ma się dzieciak po szpitalu kręcić… Taki bledziutki był, wątły, widać, że na powietrze nie wychodzi za często… Ale ten jego ojciec? No słów brak…

*

Chłopiec znów stał w drzwiach. Bez uśmiechu, spokojny.
– Jesteś? – ucieszył się mężczyzna. Wiedział, że dziecko nie powinno bywać w takich miejscach, ale bardzo potrzebował jego obecności.
– Jestem – potwierdził malec.
– To ten sam dzień?
– To  t e n  dzień. – Chłopiec podszedł bliżej, ale wciąż zachowywał dystans.
– To znaczy jaki?
– Dziś przyjdzie do pana moja siostra. Ojciec powiedział, że powinna. Że to już czas, który należy tylko do niej.
– Twój ojciec to dziwny człowiek… Naprawdę każe wam tu przychodzić?
– Nie jest dziwny. Po prostu jest.
– Podasz mi wodę? – poprosił mężczyzna.
– Wolałbym nie. Nie mogę bez powodu pana dotykać.
– Nie rozumiem… To zawołaj pielęgniarkę.
– Tego też mi robić nie wolno… Zresztą, to i tak by nic nie dało. – Mały wyraźnie posmutniał. – Chce pan jeszcze zasnąć? Zdąży pan. – Spojrzał w stronę drzwi.
– Zdążę? A dokąd ja się niby spieszę?
– Pan? Już nigdzie. Ale moja siostra zaraz tu będzie…
– Idź już, chłopcze, do domu, ja się zdrzemnę… Wtedy tak nie boli… Idź, proszę…
Zapadł w sen, zanim poczuł dotyk chłodnej dłoni na swojej ręce.

*

Obudził go ból. Tym razem jęknął głośno i po raz pierwszy pomyślał, że już nie chce tego ciągnąć. Gdy otworzył oczy, dostrzegł stojącą przy jego łóżku dziewczynę, chyba nastolatkę. Jej podobieństwo do chłopca było uderzające.
– To ty jesteś jego siostrą? – domyślił się mężczyzna.
– Tak – odparła.
– Jak masz na imię?
– Myślę, że pan wie… – mówiąc to, uśmiechnęła się łagodnie. Była jeszcze bledsza niż jej brat, ale oczy miała tak samo wyraziste.
– Czyli to… już? – Mężczyzna odetchnął ze spokojem. Zrozumiał.
– Tak.
– Pomożesz mi?
– Po to tu jestem – powiedziała poważnie.
– A twój brat?
– On nigdy mi nie towarzyszy – wyjaśniła. – Chce pan mieć jeszcze chwilę?
– Nie… Już nie mam siły… Powiedz… – Uniósł głowę. – Będę to pamiętał? Czy będę pamiętał cokolwiek?
– A jakie to ma znaczenie?
– Nie ma. Dziwne…
– Co? – Podeszła bliżej, nie odrywając od niego wzroku.
– Że teraz wydajesz mi się podobna do wszystkich, których straciłem. – Mężczyzna przyglądał się jej uważnie, szukając tej jednej, jedynej twarzy, którą właśnie dziś tak bardzo chciał zobaczyć.
– To po to, żeby czuł się pan bezpiecznie – odparła.
– Myślisz, że jestem gotowy? – Chciał się upewnić.
– Nikt nie jest nigdy gotowy… – Pokręciła głową z dezaprobatą dla jego wątpliwości. Po chwili szepnęła: – Dotknę pana dłoni, będę bardzo zimna, ale niech się pan nie boi, to nie będzie bolało. Po tym dotknięciu przyjdzie spokój…
Wyciągnęła w jego stronę rękę, a mężczyzna ufnie zamknął oczy. Ulga, nic więcej, tylko ta niewyobrażalna ulga…