Czesław Sobkowiak
***
Zbliża się deszczowy niż i coś jeszcze
Od czasu do czasu jasne obłoki nieba
I słowom niekiedy się udaje nie ginąć
Nie jedną drogę przejść i dalej
Nie brzmieć pusto i głucho na progu
Tyle jest ile sylaby uniosą znaczeń
I uznasz wieczorem że to są owoce
I ręce gdy jeszcze nie osłabną z powodu
Lub krzywdy od kogoś ciebie nie złamią
Więc bywa trochę lepiej trochę mniej
Urosły
Wysoko w polu łodygi urosły
Mam dla nich tkliwe spojrzenie
Chciałbym mieć tyle światła
Wiary i cierpliwości i błękitu
A jednak zapominam co wyżej
Gdzieś obok drżą topole olchy
Powiadamia o sobie woda w kanale
To tylko drzewa choć nie tylko
Bo nie odstępują ani na chwilę
Od sobie znanych postanowień
Wszystko
Wszystko od spiekoty od śniegu i wiatru
Od ufnego patrzenia sobie w oczy
I od tych którzy nie mają dobrych intencji
Albo się łudzą bez rozwagi i pamięci
Wszystko zanim się nie zgubi nie poplącze
Jakaś cisza chwila i zwyczajna uroda dnia
I ktoś będzie chciał zagarnąć obiecany dar
Całą rację w układaniu codziennych spraw
Wszystko od tętna obiegu krwi i nadziei
Zgodzi się lub nie zgodzi pełnić straż
I ciało nie każdy pomysł mieć za własny
Lecz mieć nie do odrzucenia znak pogody
