Magdalena Kalinowska
w świetle latarni i przy płocie
w nocy maciejka wyciąga plecy
jak dłonie do gwiazd, co
tu i teraz już nie istnieją
w obrazie przesłanym
z odległych galaktyk
jak ty w ciemności
chronią się łodyżki
przed prędkością
światła, z którą znikasz z jej myśli
śniłaś jej się wczoraj umysł dzikie
zwierzę, wychłostać je, jak to tak
bez pozwolenia, żwawo, skocznie
jak twój kot, chomik,
świnka morska albo pies
uśmiechnięty
od ucha do ucha
bez pozwolenia
i bez pragnienia
i był sen
napisała wiersz o śnie, wtedy przyszłaś
śmieszne, w zasadzie sobie nie życzyła
sama była zdziwiona jak zgrabnie
uczucie zamknięte w słoiczku
po dżemie z czereśni dojrzałych
co rosły w ogrodzie dziadka
zbierane wczesnym latem
listki się trzęsą na wietrze
widzi w nich zarys postaci
myśli, może zaraz się
odwrócisz, śni
o człowieku
po co, po co
ciało rządzące umysłem
czy tęsknota wychodzi z głowy
czy może jednak z ciała
miłość
myślała, jesteś piękna,
prosta taka, wysoka do nieba
pozwalająca się dotknąć
powiedziała ci nawet,
było w tym ryzyko
to nie mogło skończyć się dobrze:
w dwudziestym pierwszym wieku
człowieka można kochać tylko
miłością romantyczną
a ona bardzo przy grekach,
ich starożytnych główkach,
które wiedziały wszystko
cztery tysiące lat
wcześniej
jak dziecko małe, nierozumiejące
głupie w sumie, bardzo naiwne
i bardzo bez płci, kochające
swoją śmieszną miłością
człowieka
