Agnieszka Leśniewska
samiec
na zdjęciu rentgenowskim widać
ogromną kość penisa, wygiętą
jak łuk Apaczów, lśniącą
jak Excalibur. i dziewięć kawałków śrutu błyszczących
jak perły w brytyjskiej Koronie. którymi go poczęstował biały
człowiek w Nietkowie. ślepy pies, łatwy cel.
nosi je w sobie, przy sercu, płucach, wątrobie.
dostojnie, jak Chrystusowy krzyż swoje gwoździe.
pies zasypia i noc się skrada.
o chętnych sukach na bezludnych wyspach opowiadam, zbłąkana
mucha wciąż fruwa, nie siada.
głębia, gołębie
gołębie się tłukły chutliwie
pierś w pierś, jak na rzekomy symbol pokoju
przystało, nadbiegły koty, nie mniej krwiożercze, jest szansa
na łatwy łup. rzecz szła o rozwidlenie gałęzi, tam miejsce na gniazdo,
w nim jajo, białe, ptasie.
puder z ich skrzydeł spadał różowy, rzeczywistość skrzeczała
jak sroka.
stoję na balkonie, palę, patrzę. i mam wrażenie, że patrzy ktoś jeszcze.
bóg? nie, sąsiad. dym z papierosów skrzyżowaliśmy jak dwa
świetliste miecze.
których ci u nas zawsze dostatek. po jednym
dla każdego, jak miejsc w meczecie.
wieczorem jestem w telewizji i nie rozpoznaję samej siebie.
co za gruba baba! A pani opowiada. wreszcie już wiem, co myślę, co czuję
i co mną powoduje.
ani śladu kotów, kontekstu czy sąsiada.
zmieniam kanał, wieczór zapada.
pejzaż
wydawać by się mogło, że drżą jeszcze
deski pomostu po ostatnim wybiciu, a woda
rozlewa się szeroko, osłabiając pozostałe Żywioły.
wydawałoby się, siedzę w stołowym, kanapkę
z Huzarską zażeram, patrzę na Wartę, w tym miejscu czarną,
która już dawno spłynęła ze szczętem
do matecznika wód wszelkich… enter.
wydaje się, że wciąż siedzę po turecku,
na dywanie w tureckie wzory, a na ekranie gruby
Grek Demis wznosi się jak ptak
na swoich chybotliwych dźwiękach, i słowik
rośnie w gardle, i serce mi pęka, łzy
płyną do środka dziecka.
wydawać by się mogło, że nastaje wschód, dzieje się,
pasy na niebie przypominają łowickie lub te wielobarwne
z dzielnicy Canteras, rozstępy, blizny lub otwarte
głupio usta.
dawno w ten Pejzaż wkroczyła
ta Pani, która nie daje nic, i wszystkim wszystko zabiera,
której suknia od zawsze
zmurszała, krynica mądrości wyziera
z jej pustego oczodołu.