Roman Krzywotulski
***
rozważnie pedałując
od marketu do marketu
liczy metry
w poszukiwaniu chleba za złotówkę
na kierownicy dwie pomarszczone reklamówki
pełne skarbów
odkrytych w kontenerach na śmieci
kwitnące ziemniaki i cebula
nadgryzione jabłka i pomidory
kuszą nozdrza bukietem zapachów
szczęśliwy dzień
kiedy z kosza na śmieci w parku
wyławia nadpalonego papierosa
***
nie płacz
nikt nie wiedział
nie słyszał
nikt nie myślał
zgodnie z procedurami
o wschodzie słońca
przez otwarte drzwi
nie było oddechu
nie było
i
serce
nie patrz
na oczy utkwione
w rozświetlony sufit
zmarszczone motylki
na spoconej pościeli