Alicja Ścigaj
niosła czarno-białe zdjęcie, z taką odpowiedzialnością,
z jaką niosło się do szkoły wydmuszki na czerwonych wstążeczkach,
konkurs na najpiękniejszą pisankę w zasadzie był konkursem
na najbardziej oddaną matkę
kiedyś był to cmentarz małych zwierząt, użyźniona gleba pod malinami,
mówili: dobrze kupić dzieciom chomika, żeby oswoić się ze śmiercią,
maliny mają puszyste owłosienie jak futerko małego gryzonia,
gdy próbuję je pogłaskać, wypływa słodka krew
matka zbierała dewocjonalia, figurki wszystkich świętych,
do czyszczenia używała osobnej ściereczki, dopiero później usuwała kurze z meblościanki,
jednej matce boskiej opiekunce ułamałam kawałek szaty i dłoni,
tak, że nie mogła dłużej chronić porcelanowych dzieci,
bałam się, że spotka mnie gniew boży, taki sam, jaki spotyka rolnika,
któremu kombajn wciąga rękę do samego ramienia za wszystkie przemielone koty
pozostawione na polu, za to, że zwierzęta nie mają duszy i takie są prawa natury,
pochowałam matkę boską w ogródku obok chomika, żeby miała towarzystwo,
urządziłam jej naprawdę katolicki pogrzeb