Karol Maliszewski
jedno
już nie będzie poetyckiego pozdrowienia
będzie kilometrowy bluzg
oparty na wyrazistej aliteracji
masz to jak w banku
spermy gdzie pomieszane pliki
wyłonią przyszłego frankensteina
a ten dopiero nas pozdrowi
będzie wielobarwny paw
ciągnący się przez wszystkie
sale obiektu
przewodnik cichym głosem wyjaśnia
że dzisiejsze muzeum
jest wczorajszą katedrą
nie musimy wierzyć mu na słowo
czekając na słowo
postradamy wiarę
wyjdzie na jedno
nieporozumienie
obcy człowiek w wierszu
ani kobieta ani
chłop
też nie robotnik
rysy twarzy nie mają niczego wspólnego
z klasą
warstwą bruzdą
koleiną
pasterz wołający
tylko nie bytu please
bez wyrazu
choć sięga po wyraz
bez słowa
a tak łasy na każde następne
chciałby coś powiedzieć
lecz powstrzymuje go
większe od niego nie
żeby go zobaczyć
sięga się po lupę
oraz inne narzędzia.
rozalinda z wałbrzycha
na moich kolanach
pod czujnym okiem ósmej klasy
usiadła na chwilę
pamiętam
zapach rozwibrowanego powietrza
wokół jej ust pełnych
szekspira
jeszcze nigdy nie byłem
tak blisko sztuki
potem w pociągu do nowej rudy
długo komentowali przygodę
nauczyciela
któraś z dziewcząt pytała
co na to powie żona
inna orzekła że
padłem ofiarą eksperymentu
stałem się na chwilę
postacią z jak wam się podoba
ten co dał rozalindzie
odpocząć
przyjął jej ciężar
w każdym razie jakiś duży ptak
podniecające rajstopy
już nie podniecają
czy to znaczy że czas
zwrócić ciało
które tkwiło w wyobraźni
a teraz ma jej dość
chce przenieść się gdziekolwiek
byle dalej od jęczącego staruszka
na którego nie może patrzeć
jeżeli już to z drona
którego drobny cień znaczy
upartą interpunkcją
ogródki i opłotki
niektórzy myślą że kormoran
że to jego cień
kuleje po krzakach
jakby urwał
się z baudelaire’a
ale u niego to był chyba albatros.