Wiersze [Epilog, Księżyc nad Tykocinem, Preludium polskie, Święty Jerzy]

Ewa Franków

 

Epilog

Służbowym okiem
policjantka omiata plecak
musi być bezpiecznie

Z krańców świata
zleciały się głoski
dorabiają muzykę do obrazu

Tu panowie tu panie
fotografują się we wściekłym słońcu
niepomni zasad sztuki

Rodan jak bury kocur
ociera się mokrą sierścią
o kamienne żebra budowli

W połowie drogi
czas się urywa
dalej jest już donikąd

Sur le pont d’Avignon

 

 Księżyc nad Tykocinem*

Pachną szabasowym blaskiem
zamyślone lipy
w zielonych myckach

Przez niezmąconą nicość
przepychają się tłumnie
bezpańskie cienie

Płonące spojrzenia
na zawsze ustawione
w szklane pary

Jak gama bez dźwięków
od ust odcięta
świąteczna modlitwa

Miast wina
w kiduszowym kielichu
przelewa się cisza

Klezmerskie łkania
rozdeptane plaskaniem stóp
w durowej tonacji

Tej nocy
miasteczko otulił
tałes mgły znad rzeki

 

* Po wycieczce na wschód Polski w czerwcu 2019 roku

 

Preludium polskie

Smukłymi palcami
Szopena
wierzby przesiewają
mąkę mgły

Zaraz szrama
polnej drogi
rozedrze
obnażoną pierś ziemi

Korony
jak rude brodawki
co rusz wyskakują
na gładzi horyzontu

Po lewej
stożki drzew
stoją
w turniejowych szrankach

Z prawej garuje
wieża kościelna
przed chwilą maciupka
w rozczynie perspektywy

Od godziny
krople melancholii
dyrdają
po szybie pociągu

  

Święty Jerzy

Na smoka
lęku bezsilności
i wewnętrznych pęknięć

na smoka
ciemniej strony
człowieczej duszy

na smoka
ludzkich języków
i ludzkiej przewrotności

– choć nie o tym
śpiewają nuty –
czekasz na wzgórzu Portofino

W purpurze oleandrów
nitka uliczki pnie się
do ascetycznego kościółka

Prześwitujący po lewej lazur zatoki
nabrał już
październikowej głębi

Nie jesteśmy
jedynymi donkiszotami
przybyłymi z Ziemi Jałowej