Czesław Sobkowiak
Czerwień
W czerwieni odsłaniają się sfery
Ustanowione odmiany barw i tonacje
Których nie policzę ani zanotuję
Nie zmierzę swoją miarą tego obszaru
Czerwień jest światłem i buduje światło
I rozpościera się w nieskończoność
Badacze nie dotrą do sedna ani wskażą
Jakie poza czerwienią jawią się kolory
Cały
Cały dzień szedłem pochylałem się
Nie liczyłem na cokolwiek szczególnego
Wieczorem myłem ręce i jadłem chleb
Chciałem coś zrobić ale była senność
Żmudne godziny gdzieś zostawiłem
Nie będzie inny kolejny dzień i droga
Wiotkie chwile z kimś rozmowa o drobiazgach
Wypada się zgodzić że tak to właśnie wygląda
Czytałem o gwiazdach wojnie i chorobach
Że nie da się ominąć napisanego wyroku
Dynia
Dynia to jest ze snu prostota idąca do ludzi
Nikomu nie odmawia zbioru wysokiego światła
Trwania blasku pośród ciężarów i przeciwieństw
Ten blask czytamy i opowiadamy bez obawy
Na dynię dobrze patrzeć i jej kształtem upewniać
Istnienie którego nie odważy się złamać ciemność
Można w dyni znaleźć co w nas zgubione więc ocalić
Taką wierność że nie spędza nikomu snu z oczu
Jest z promieni z tętna ziemi i z wędrowania wody
Miąższ i pestki i twarda skóra uczą pogody
Takiej że nie gaśnie gdy wszystko inne gaśnie
Więc chwalę dynię i od niej się nie oddalam
O nic więcej
O nic więcej nie dopytuję wieczoru
Została już odebrana całego dnia nagroda
I póki co nic nie jest lepsze a ponadto
Nie mam motywu wdawać się w rozważania
Niż wszedł a wraz z nim rozsnuła się mglistość
Ciemny deszcz pada czekam aż się zmieni
I tylko cisza będzie ze sobą rozmawiać
A ja wsłucham się nocą w jej szepty