Niedomówienia i determinacje
Patrycja Mierzejewska, Wchłanianie żelaza, Wydawnictwo Pro Libris, Zielona Góra 2023, 54 s.
Przeczytałem debiutancki, objętościowo niezbyt duży, tomik Patrycji Mierzejewskiej Wchłanianie żelaza, nie nudząc się. To nie zbiorek dopiero co wtajemniczający w poezję, ale już ukształtowany osobowościowo (rzekłbym) i myślowo, a jego autorka świetnie – w rozmowie z Mirosławą Szott – zaprezentowała się na wieczorze promocyjnym w Norwidzie. Tytuł tej książki nie jest wcale sentymentalny, więc wydaje się zupełnie niekobiecy. Trudno mi tytułowe „żelazo” łączyć z kobietą lub z liryczną poezją. A tak w nim jest. Metaforycznie oczywiście. I można zapytać, dlaczego to „wchłanianie” aż „żelaza”? W każdym razie chodzi o coś ciężkiego, twardego, nieczułego, dogłębnie bolesnego. Podmiot istnienie odczuwa jako skomplikowane i dotkliwe. Autorka pokazuje, że mocne i zmienne jest to odczuwanie, które poetycko wyraża, bo dokucza. To zarazem stało się jej życia determinantą. Dodam. Widać nawet, że jakiejś łagodnej czułości w słowach mało. Ale jest refleksja (s. 32, 33). Te podobają mi się najbardziej. Nie zdarza się za często tkliwość, bo coś się nie spełniło, ktoś nie wypowiedział „choć słowa”, by podmiot mógł stać „się ciałem”. Tak więc chropowatość bytu jest tu nie bez przyczyny demonstrowana, np.: „Bliznowaciejesz/ zarastasz”. Co nie znaczy, że obraz świata całościowo jest taki. Jednak jakiś tego rodzaju proces trwa. Doznania podmiotu na styku z innymi jawią się ostro. Poza tym nuta pesymistyczna: „Czas zmarnowany/ jest czasem przyszłym”. To już otwarta formuła. Smutna. I obecna jest potrzeba zajmowania się swoim „ja”. Poetka z jakichś powodów wyjechała z Wrocławia. Zamieszkała w obszarze lubuskiej przyrody (w Kęszycy Leśnej), w bliskości z lasem, ale nie zajmuje się naturą w swojej liryce. Jednak odczuwa i obserwuje ją, a w zbiorku zamieściła kilka zdjęć natury. Podczas spotkania promocyjnego mówiła o swojej trosce. W poezji zaś pojawia się pytanie: „co nam pozostaje” i odpowiedź: „potajemnie/ z ukrycia/ podglądać śniące/ psy” (Tyle, s. 38). Czy „tyle” tylko jest możliwe? Być może, że coś innego jawiłoby się jako trywialne i nieprawdziwe. A tu znaczenie przecież mają osobiste sfery zawikłane czy nawet bolesne. Budzące lęk. Dezaprobatą opatruje ułudny, „jałowy taniec”. Coś też utkwiło w oczach, „dłoniach” jako „długie drzazgi”. Czyli odzywają się bolesne zawody życiowe. Nie ma tego, co się nazywa poetycką naiwnością. Czytam bardzo gorzki, wstrząsający wiersz Dzikie mięso: „od samego środka/ szczeciną dzikim/ dzikim mięsem porastam”. Czasami trzeba niejeden raz czytać określony utwór, zastanawiać się nad każdym słowem, żeby dojść do sedna poetyckich treści i wnioskowań subiektywnych, podmiotowych i ogólniejszych, by odsłonić ich konkretyzację. Lektura nie jest więc prosta. Ukryte znaczenia słów domagają się lub prowokują do refleksji (Zmiana czasu). Sformułowania nie są banalne, nie zawierają łagodności. Ale i nie zawsze są spójne i jasne. A czasem egotyczne. Poetka jest przy tym oszczędna w wyrazie i powściągliwa w opisie podmiotowego świata. Nawet wykropkowuje niektóre fragmenty. I wtedy jeszcze mniej wszystko robi się czytelne. Wytwarza tymi zabiegami napięcie. Owszem. Zapewne potrzebne. W zasadzie eskaluje niedopowiedzenie. Świata prostych emocji raczej nie widać, raczej, bowiem są znacząco wycofane. Ale są. Gdzieś ukryte. Widać natomiast, nawet na pierwszym planie, ścisłość wyrazu, nie żaden bałagan ani rozległość rzeczywistości. Poza tym ma znaczenie problem, krytyczna sytuacja i np. wniosek: „tym razem słodycz smakuje winą” (s. 36). Przedstawia go poetka, ale i unika szerokiego nazywania swoich doświadczeń, do czego oczywiście ma prawo, i raczej w sposób zamierzony, postanowiony, siebie zawoalowuje w swoich frazach, choćby takim pytaniem: „zakręca się w prawo czy w lewo?”. Pobrzmiewa to dowolnością znaczenia.
Patrycja Mierzejewska buduje swój tomik, swoją poezję na trudnych faktach i międzyludzkich doświadczeniach, „cierpieniach” (s. 23), które obleka w wierszach w niedomówienia. I czyni to z premedytacją. Z dozą sprzeciwu wobec świata. Wyraźnie to widać. Ta metoda decyduje o kształcie i linii wypowiedzi. Odbiorca jednak może czuć, że jest coś jeszcze. Co zostaje pominięte, nieobjęte refleksją. Ale co? Determinacje są takie, jakie są, autorka wyznaczyła określony zakres refleksji, więc ma być uznana za wystarczającą. Skupienie się na rzeczach, ich szerszych opisach nie wchodzi w obszar poetycki, nie jest celem. To utrudnia lekturę tego zbiorku, bo czytelnik chce czuć w obrazie poetyckim wyraźnie także emocje i żywioł. Odnajdować i swoje emocje, a nie jedynie grę znaczeń i sytuacji. Dostrzec piękno. Nie gorzką dekadencję. Wiele z tych utworów może być odbieranych jako pierwsze myśli, wstępne wrażenia, momentalnie zanotowane skojarzenia i szkice, których szerzej poetka nie rozpisuje, bo uznaje, że tylko w takiej wersji bardziej będą intrygować jako pewniki. Taki to jest świat poetycki. Taki chce poetka ukazać. Rana rodzi konsekwencje. Wiem. Szkoda, bo bagaż doświadczeń autorka posiada sporych rozmiarów. I tenże determinuje.