Małgorzata Mikołajczak
29. Lubuski Wawrzyn Literacki
w kategorii poezja dla Michała Banaszaka
(laudacja)
Tytuł książki Michała Banaszaka jest mylący. Nie ma rozwiązania, alternatywy, ratunku. Nie ma wyjścia. Exit to przejmująca relacja ze świata, który wygasa i umiera – w wierszu Expire and die przywołany zostaje jeden tylko z obecnych tu wariantów końca. Inny – częściej powracający – realizuje się według apokaliptycznego scenariusza. Banaszak wyławia, kumuluje i groteskowo wyolbrzymia cywilizacyjne lęki; karmi strach „komunikatami” z internetu, straszy wizją panopticum. Bohater tych wierszy – uwięziony w rzeczywistości, która dyscyplinuje i osacza – skupia grozę jak tarcza. Autor celuje w niego „patodewelopoezją”, rymowankami w stylu księdza Baki i umiejętnie buduje napięcie – powodując bezdech, „ataki duszności”. Stąd maladyczna triada, która wyłania się z tytułów wierszy: asfiksja, odma, hiperwentylacja. Brak powietrza jest też projektowany w wirtualną przestrzeń – świat się zacina, a reset nie działa: „wyłącz włącz ponownie odśwież odśwież odśwież”.
Choć cyfrowego tubylca, jakim jest Banaszak, dzielą od Tadeusza Różewicza lata świetlne, to w jego wierszach toczy się walka o oddech podszyta tym samym metafizycznym niepokojem co u Różewicza. W punkcie wyjścia i dojścia, które – jak sugeruje ostatni wiersz Exit – też jest wyjściem, znajduje się problem porzucenia boga. Ten temat i związana z nim degradacja sacrum najmocniej wybrzmiewa w wierszu Atlas martwych zwierząt, gdzie rozpad religijnego światoodczucia zostaje rozpisany na enumerację peryfraz:
Wróbel gwóźdź nieba przybity do mokrego asfaltu
gołąb strup tęczy oderwany od światła
jeż kłąb cierni na podmiejskim szutrze
[…]
ćma język ognia w białej nieskończoności klosza
kret palec wciśnięty w gardło ciemności
komar krew moja
karp przenajświętszy sakrament
człowiek ciało moje
Ta animalistyczna metafizyka ma językowe konsekwencje: słowa pozbawione sankcji transcendentnej wchodzą z mówiącym w zwierzęcą relację, można je „dokarmiać zabawiać uczyć sztuczek” albo „ciągnąć za zderzakiem trzymać na łańcuchu głodzić katować dręczyć słowa”. Można się nimi również bawić, tak jak robili to poeci lingwiści, wykorzystując grę z frazeologią. To, co Banaszak robi ze słowami – zapisując postsekularne doświadczenie, mnożąc warianty końca, artykułując niepokoje współczesności – zdecydowanie jednak wykracza poza grę z językiem. Autor tomiku Exit odnawia bowiem zapoznane możliwości wiersza, a najlepszy efekt osiąga, wykorzystując potencjał tradycyjnej formy, budując napięcie między dyscyplinującą strukturą i emocją – np. w utworze, w którym walka o oddech rozgrywa się przy akompaniamencie rytmu przerzutniowego i konkatenacji:
W tętniącym oddechu echu: ostatnie
odbijające się od sklepienia pienia. Zgasić
światła świata. I zaryć w ołtarz aż
przepięknie pęknie […]
Wytrzeć litanią
która jest pusta usta. Na naciągniętej
strunie runie cienka żarówka świątyni, wtedy
oddać oddechom ostatni dźwięk, jęk
Ten „dźwięk, jęk” – dodam na koniec – pokazuje, że wyjście, najlepsze możliwe, otwiera się właśnie za sprawą poezji, która z impetem kruszy skostniałe i martwe; i która to, co „tętni pulsuje pod skórą”, przemienia w „metrum jednego wydechu”.