W przedwojennych czasach (Zofia Mąkosa, W świetle latarni)

W przedwojennych czasach

Zofia Mąkosa, W świetle latarni, Publicat, Poznań – Wrocław – Książnica 2024, 352 s.

W świetle latarni to szósta już powieść Zofii Mąkosy, dwukrotnej laureatki Lubuskiego Wawrzynu Literackiego. Nagrody te otrzymała za dwa pierwsze tomy trylogii Wendyjska winnica: Cierpkie grona (w roku 2017) i Winne miasto (2019).

Po tym cyklu ukazała się w 2022 roku dobrze przyjęta przez czytelniczki i czytelników dylogia Makowa spódnica (nakładem wydawnictwa Książnica). Nic dziwnego, że najnowszej powieści Zofii Mąkosy wyczekiwano niecierpliwie. Czytelnicy i czytelniczki dawali temu wyraz w mediach społecznościowych, z zaangażowaniem typując, czy i tym razem w kręgu zainteresowania autorki znajdzie się dzisiejsza Ziemia Lubuska i Wielkopolska oraz ich pogranicze? Premiera W świetle latarni odbyła się 14 lipca 2024 w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze. Ciekawość wszystkich oczekujących została zaspokojona, a znakomita frekwencja i ciepłe, wręcz entuzjastyczne przyjęcie Zofii Mąkosy przez publiczność podczas spotkania autorskiego mówiły same za siebie.

Wydarzenie to przyniosło nam jeszcze jedną dobrą wiadomość: W świetle latarni jest początkiem cyklu zatytułowanego Pomiędzy, ale na razie nie wiadomo, ile będzie liczył części. Publikacja dalszego ciągu została zapowiedziana na przyszły rok, choć jeszcze bez oficjalnej daty. Jest więc na co czekać, tym bardziej, że pierwszy tom jest bardzo obiecujący.

Znający twórczość Zofii Mąkosy z pewnością dostrzegą, że W świetle latarni wydaje się dosyć podobna do poprzednich jej książek z uwagi na bogatą warstwę obyczajową i historyczną. Znakiem firmowym wszystkich jej utworów są ciekawie nakreślone postacie, często postawione przed życiowymi dylematami i uwikłane w wydarzenia historyczne, mające ogromny wpływ na ich wybory i losy. Jednocześnie bohaterki i bohaterowie są bliscy współczesnym czytelnikom, z racji ciekawie przedstawionego życia wewnętrznego i życiowych doświadczeń, z jednej strony będących udziałem nas wszystkich, a z drugiej – kształtujących unikalny bieg życia jednostki.

Akcja najnowszej powieści rozpoczyna się w styczniu 1920 roku w Poznaniu oraz przede wszystkim w Trzcielu. Ważą się losy przebiegu granicy państwa, co ma też wielkie znaczenie dla tego miasteczka. Zakończenie pierwszej wojny światowej przyniosło wielu ludziom ulgę i nadzieję na spokojniejsze czasy. Ale są też tacy, którzy mówią: „dopiero kiedy wytyczą granice, uznam, że to koniec”. Ostatecznie Trzciel został dramatycznie podzielony – centrum miasta przypadło Niemcom, zaś obrzeża i stacja kolejowa znalazły się w granicach Polski. Dzisiaj miejscowość należy do województwa lubuskiego, choć historycznie jest częścią Wielkopolski, liczy niecałe dwa i pół tysiąca mieszkańców.

Zofia Mąkosa wprowadziła do fabuły nowy dla siebie akcent, a jest nim wyraźnie zaznaczony motyw szpiegowski. Inspiracją do napisania W świetle latarni była, jak zresztą pisze autorka w posłowiu, dygresja zasłyszana na pewnym wykładzie: „Trzciel w dwudziestoleciu międzywojennym był nazywany stolicą przemytu i szpiegostwa”. Wokół tej ciemnej strony pogranicza pisarka zbudowała postać Joanny Podbielskiej, mieszkanki Poznania. Młoda wdowa otrzymuje propozycję wyjazdu do Trzciela z pewną poufną misją. Dla niej to także możliwość skonfrontowania się ze swoją niełatwą przeszłością, a także okazja emocjonalnego „domknięcia” zarówno okresu dzieciństwa, jak i małżeństwa. W jej historii nie brakuje sensacji ani zaskakujących zwrotów akcji. Wątek szpiegowski w książce nie podąża jednak mocno w stronę krwistego thrillera, ale służy raczej do ciekawego przedstawienia realiów przygranicznych terenów polsko-niemieckich sprzed około stu lat.

Jeżeli głębiej się zastanowić, to ta odległość czasowa wydaje się z perspektywy życia jednostki niezwykle fascynująca i szczególna. Bardziej odległa przeszłość znana jest nam wyłącznie z przekazów historycznych, z kolei niedawno minione lata pamiętamy sami. Natomiast czasy sto lat wstecz mocno przypominają uciekający horyzont… Jest to epoka w której – o ile nie jesteśmy stulatkami – jeszcze nas nie było, ale jest ona niejako na wyciągnięcie końców palców. Wokół nas są obecni naoczni świadkowie lat, od których biegnący szybko czas rozdzieli nas niebawem o całe stulecie. Ale, niestety, ludzie ci boleśnie szybko odchodzą, na ogół szybciej, niż moglibyśmy czy chcielibyśmy słuchać ich opowieści z tamtych lat… Dopiero gdy dorastamy, zdajemy sobie sprawę, że osoby z pokolenia naszych dziadków i babć żyły właśnie sto lat temu. Z czasem także całe stulecie rozdziela nas od okresu dzieciństwa i młodości naszych rodziców. „Przeszłość jest to dziś, tylko cokolwiek dalej”, jak pisał Cyprian Kamil Norwid.

Jest to więc jeden z paradoksów czasu, bo rzadko kto sam osiąga sto lat życia (mimo że tak powszechnie wszyscy sobie wzajemnie tego życzymy). Z drugiej strony, z perspektywy tysięcy lat historii całej ludzkości stulecie to okres dosyć krótki. Ale też i wystarczająco długi, aby wiele mogło się zmienić w różnych obszarach aktywności człowieka: obyczajach, kulturze, polityce, społecznych relacjach, co widać bardzo dokładnie w powieściach Zofii Mąkosy, czytanych ze współczesnej perspektywy. Lata 20. XX wieku były czasami powojennymi oraz, jak wiemy dzisiaj, także przedwojennymi. Ta dekada stanowiła preludium do dramatu drugiej wojny światowej, w konsekwencji której doszło do zagłady milionów istnień ludzkich, gruntownych przemian w międzynarodowym porządku świata, migracji ludności w Europie na niespotykaną wcześniej skalę oraz zmiany granic Polski.

O tym wszystkim, rzecz jasna, postacie z powieści W świetle latarni nie mają jeszcze pojęcia. W ówczesnym Trzcielu mieszkają zgodnie obok siebie Polacy, Niemcy i Żydzi. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj polska rodzina Wieczorków. Po śmierci matki trud prowadzenia domu i opieki nad młodszym rodzeństwem musiała wziąć na siebie szesnastoletnia Weronika. Dziewczyna przyjaźni się też z Niemką Ingą oraz przeżywa swoje pierwsze uczucie do chłopca z żydowskiej rodziny, Natana. Ten wątek ma szczególnie mocny akcent na zakończenie powieści i zapewne nabierze szczególnego znaczenia w kolejnym tomie (tomach?) cyklu. Losy Wieczorków dosyć ciekawie zbiegają się też z historią życia Joanny.

W powieści pobrzmiewają dalekie echa wydarzeń historycznych z tamtego okresu: wojna polsko-bolszewicka, powstania śląskie oraz plebiscyt w 1921 roku. Wszystko to składa się na obraz Polski, która po odzyskaniu państwowości musiała także podjąć starania, aby zabezpieczyć i ustalić swoje granice. W Poznaniu i Trzcielu żyje się więc wielką polityką, ale trzeba się mieć na baczności, bo nie brakuje też wichrzycieli (dzisiaj nazywamy ich agentami wpływu) – takich jak sportretowany w powieści Culman. Ale dla autorki W świetle latarni zwykłe sprawy ludzi są zawsze najważniejsze. Powieść jest po części rodzinną sagą, choć w niektórych miejscach ten schemat został przełamany, czego przykładem może być komediowa scena z przemytnikami-amatorami, forsującymi w marcu 1921 zieloną granicę.

Wielkomiejski Poznań jest atrakcyjny i pełen poloru. Słychać tutaj gwarę poznańską, posługują się nią także ci, którzy poznaniakami dopiero się stają i aspirują do sfery szanowanych mieszczan. Mieszkańcy Trzciela krzątają się wokół swoich spraw. Na co dzień nie brakuje trosk i zmartwień, jest ciężka praca i trudne warunki ekonomiczne. Kłopoty mają nawet ci zamożni. Dla niemieckiej rodziny Meisingerów wojna nadal trwa; syn Fred w następstwie dramatycznych przeżyć na froncie stracił zdrowie psychiczne. A przecież w przyszłości ma być spadkobiercą…

Zofia Mąkosa bardzo starannie nakreśliła obyczajowe realia, na tle których rozgrywa się barwna fabuła. Jak możemy przeczytać w posłowiu, to wynik nie tylko starannego zbierania materiałów do książki, ale i spotkań z mieszkańcami Trzciela, którzy podzielili się z autorką opowieściami obecnymi w ich rodzinach. Na tym właśnie polega wspomniane wcześniej dotknięcie „końcami palców” okresu sprzed stu lat, gdy opowieści przekazywane przez bezpośrednich świadków minionych wydarzeń zostają utrwalone i przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Życie codzienne przejawia się szczególnie intensywnie w opisach potraw. Tradycyjna wielkopolska kuchnia jest w książce obecna i została opisana dosyć szczegółowo. Na kartach powieści pojawiają się pyry z nieodłącznym gzikiem, szagówki, plyndze, a nawet zupy o tak intrygujących nazwach jak kwyrlunka i „kwaśne jaja”. To znakomicie wzbogaca obyczajową warstwę powieści, dając czytającym okazję bądź na przypomnienie sobie dawnych, może już zapomnianych smaków, bądź też na poznanie czegoś zupełnie nowego. Nie od dziś wiadomo, że pisanie o kuchni regionalnej ma mnóstwo walorów nie do przecenienia, o czym można się przekonać, czytając także W świetle latarni. Ten temat szczególnie wyraźnie wybrzmiał podczas lipcowego spotkania autorskiego, które miałam ogromną przyjemność poprowadzić. Słuchaczki i słuchacze dzielili się ze wzruszeniem i radością przepisami odziedziczonymi po przodkach, wiele osób z sentymentem i czasami z miłym zdziwieniem przyznawało, że dania te są na co dzień gotowane również w ich rodzinach. Zbudowało to na sali niezwykłą atmosferę wspólnoty. A może za jakiś czas nastąpi szczęśliwy zbieg okoliczności, który pozwoliłby zorganizować warsztaty kulinarne czy degustację zainspirowaną smakami obecnymi w powieści?

Lektura W świetle latarni trochę przypomina przeglądanie starych pocztówek lub fotografii. Na początku jest jakiś nieruchomy obraz, na który nakładają się książkowe postacie: widać ożywienie, zaczyna się ruch. Życie się toczy czasem na przekór, a czasem mimo wielkiej historii. Na bogatą wiedzę autorki (z wykształcenia historyczki) o faktach dotyczących przeszłości nakłada się wyobraźnia pisarska, dochodzi do tego bezpretensjonalna i naturalna, ładnie brzmiąca, potoczysta polszczyzna. Daje to znakomity efekt.

Zmieniają się pory roku, zmieniają się też (świetnie wkomponowane do fabuły) obrazy otaczającej przyrody, co również w poprzednich książkach Zofii Mąkosy było wyrazistym akcentem. A gdy kończy się dzień, na scenę wchodzi latarnik-mim, absorbujący uwagę swoją tajemniczą grą świateł. Do tego motywu nawiązuje tytuł powieści. Kim jest ten niezwykły reżyser oświetlenia i światłocieni? Na to pytanie bez trudu odpowie nam nasza własna wyobraźnia…

Tytuł cyklu to pojemne i bardzo dobrze wybrane słowo: Pomiędzy. Akcentuje czas akcji książki: między dwiema wojnami światowymi. Z perspektywy naszych czasów doskonale wiemy, że lata te były ciszą przed straszliwą burzą, która objęła cały świat. Ale dla tych, którzy w tamtych czasach żyli, to słowo wydaje się odnosić przede wszystkim do tego, co zachodzi między wielkimi wydarzeniami historycznymi a codziennym, przyziemnym życiem. Toczy się ono wśród przedstawicieli różnych narodowości. Tytuł cyklu podkreśla też, ile ciekawego rozgrywa się na obszarach pogranicza, rozumianego nie tylko dosłownie, jako przestrzeń geograficzna, ale i symboliczna. W świetle latarni jako powieść obyczajowa z elementami szpiegowskimi przynosi wiele uniwersalnych refleksji.

Zofia Mąkosa jest już autorką rozpoznawalną w całej Polsce, a jej twórczość cieszy się wielkim powodzeniem, o czym można się przekonać od paru lat na Targach Książki, obserwując długie kolejki czytelników i czytelniczek oczekujących na autograf oraz chwilę osobistej rozmowy z pisarką. Dużo chętnych było również po lipcowym spotkaniu autorskim w Zielonej Górze.

Zasadniczym walorem utworów Zofii Mąkosy jest przede wszystkim to, że odsłaniają one przed nami często nieznane i nie do końca oczywiste aspekty przeszłości zachodnich regionów naszego kraju. Nie o wszystkim piszą oficjalne podręczniki. W osobistych historiach pozostało sporo białych plam, niedomówień, przemilczeń. Nie zawsze chciano o wszystkim mówić, często też się obawiano. A tymczasem wzrastają kolejne pokolenia osób, które odczuwają niedosyt opowieści przekazywanych w rodzinach. Bywa też, że te strzępki zasłyszanych relacji – rozproszone i nieraz szczątkowe – ktoś chciałby sobie po latach uzupełnić i uporządkować. Lektura książek takich jak W świetle latarni bardzo w tym pomaga.

Obserwujemy w ostatnich latach fascynujący proces kształtowania się tożsamości mieszkańców tak zwanych Ziem Zachodnich. Książki Zofii Mąkosy bardzo mocno się do tego przyczyniają. Aby znalazły tak mocny odzew, potrzeba było wielu dekad. Musiał minąć czas, aby zniknęło u przybyłych tu z różnych regionów repatriantów przekonanie, że są tu tylko na chwilę. Musiał zmienić się klimat polityczny – czasy komunizmu sprzyjały przekłamaniom i przemilczeniom. Potrzebne były również zmiany w polityce międzynarodowej; obecność Polski w Unii Europejskiej umożliwiła zbudowanie dobrosąsiedzkich i partnerskich relacji z Niemcami.

Edukacja europejska uwrażliwiła jej mieszkańców na to, jak wielką wartość ma tak zwana mała ojczyzna i jak cenne jest to, co lokalne, otaczające nas na co dzień. Umożliwia to odkrycie i docenienie, ile walorów kryje się w tego rodzaju literaturze regionalnej. Wielka siła tkwi w książkach takich jak W świetle latarni, dających poczucie zakorzenienia i zwracających uwagę na to, co najbliżej nas. Bezcenne jest to, że na bliskie nam od urodzenia rzeczy można spojrzeć od innej strony i dostrzec w nich nowe szczegóły, często też odkryć ich przeszłość. W ten sposób rodzą się więzi emocjonalne z danym miejscem i jego dawnymi mieszkańcami. To wszystko tworzy unikalną tożsamość regionu i wpływa na jego rozpoznawalność. Buduje też poczucie historycznej ciągłości, co jest szczególnie ważne w przypadku obszarów pogranicza, na których na przestrzeni czasu zmieniała się państwowość.

Joanna Kapica-Curzytek