Marcin Mielcarek
Twarz z okładki
Nikodem zobaczył jej twarz na okładce starego podręcznika do języka polskiego, w księgarni, do której czasami zachodził. Trafił na tę książkę przez czysty przypadek, gdy przeglądał inne o tematyce historycznej. Tkwiła pośród nich, zupełnie obca, jakby inna, niemalże gorsza. Nie obejrzał dokładnie podręcznika, nawet go nie otworzył. Wpatrywał się tylko w twarz uśmiechniętej dziewczyny i czuł, jakby była mu bliska. Nie rozumiał tego.
Wziął książkę ze sobą i poszedł do kasy. Sprzedawca miał problem ze znalezieniem towaru w systemie i wyraźnie zdziwił go fakt, że mają u siebie jeszcze taki staroć.
– Jakiś czas temu pozbyliśmy się całej makulatury – oznajmił. – Jest pan nauczycielem? Nie potrzebuje pan jakiegoś świeżego materiału? To już ma swoje lata.
– Przyda mi się.
– W takim razie sprzedam ją panu po kosztach.
– W porządku.
Podczas płacenia Nikodem stwierdził na głos, że dziewczyna na okładce jest bardzo ładna.
– Może być – odparł sprzedawca, wzruszając ramionami. – To przecież tylko okładka.
Idąc do domu, raz po raz wyjmował podręcznik z papierowej torby, przystawał na kilka chwil i zafascynowany oglądał okładkę. Uśmiech dziewczyny napełniał jego serce czymś przyjemnym i dobrym, jakby pewną obietnicą. Zabrał ją do swojego mieszkania i cały wieczór po prostu wpatrywał się w jej ciemne, piękne oczy. Był pewien, że są żywe. Był też pewien, że zwariował, ale wcale nie czuł się z tego powodu źle.
Już pierwszej nocy mu się przyśniła. Byli gdzieś razem, chyba nad morzem, czuł ciepły piasek pod stopami, wiatr rozwiewał jej brązowe włosy, a usta smakowały truskawkami. Kiedy obudził się rano, dobrze pamiętał cały sen, zupełnie jakby chodziło o przywołanie wspomnienia. Nigdy przecież nie był nad morzem.
Po jakimś tygodniu postanowił wybrać się po ramkę na zdjęcia do sklepu z drobiazgami. Wziął podręcznik i przyciął nożyczkami okładkę na odpowiedni format. Zdjęcie postawił na szafce nocnej, tuż przy łóżku. Od teraz mógł zasypiać i budzić się w blasku jej uśmiechu i wystarczało mu to długo, bardzo długo.
Któregoś dnia jednak postanowił, że za wszelką cenę odnajdzie tę dziewczynę. Nie mogła przecież być tylko martwym obrazem na tekturze. Musiała istnieć. Musiała być prawdą.
W trakcie śniadania zaczął od przeglądania podręcznika, który – choć pozbawiony okładki – wciąż miał dla niego sakralną wartość, i dowiedział się, że wydano go prawie dziesięć lat temu. Zadzwonił pod numer podany na ostatniej stronie i na jego szczęście wydawnictwo wciąż istniało. Odebrał jakiś starszy mężczyzna o bardzo znudzonym głosie, który wydawał się zażenowany pytaniami Nikodema o dziewczynę.
– Jest pan jakimś zboczeńcem? – zapytał w końcu facet.
– Myślę, że nie.
– Co pan przez to rozumie?
– Potrzebuję po prostu skontaktować się z tą dziewczyną.
– Poszukuje pan fotomodelki czy jak?
Mężczyzna musiał wziąć ciszę po drugiej stronie telefonu za potwierdzenie.
– Wie pan, to było tak dawno temu – westchnął. – Zdjęcia robiła zewnętrzna firma. Musiałbym najpierw poszukać w dokumentach, kto w ogóle wykonał to zlecenie, a przecież po tylu latach to ten zakład fotograficzny dawno mógł paść.
– Bardzo mi zależy na odnalezieniu tej dziewczyny.
– Zobaczę, co da się zrobić, ale niczego nie obiecuję.
Do końca dnia telefon Nikodema milczał. Drugiego i trzeciego – też, więc zaczął już zastanawiać się, czy tamten facet po prostu go nie zbył. Czwarty dzień przyniósł jednak nadzieję. Udało się odnaleźć fotografa, który dziesięć lat temu robił owe zdjęcie.
– Ma pan szczęście, że trzymam wszystkie stare kontakty – oznajmił facet ochrypłym głosem. – Udało mi się znaleźć numer telefonu oraz mail do tej dziewczyny. Oczywiście nie mam pewności, czy wciąż są aktualne.
– Warto spróbować.
– Poza tym jest jeszcze jeden problem. A właściwie to dwa.
– O co chodzi?
– Pierwsze to pieniądze. Chciałbym coś z tego mieć. Rozumie pan, jaka to nietypowa sprawa, a panu chyba naprawdę zależy.
– O zapłatę nie musi się pan martwić. Proszę podać mi numer konta, a przeleję panu odpowiednią kwotę.
– W porządku.
– A ta druga rzecz?
– Wydaje mi się, że ona już dawno przestała pracować w modelingu.
– To nieistotne.
– Skoro pan tak mówi.
Ustalili kwestię ceny i Nikodem rozłączył się. Niemal natychmiast puścił przelew, ale nie otrzymawszy przez kilka pierwszych minut odpowiedzi ze strony fotografa, postanowił po prostu czekać, bo wiedział, że cierpliwość jest jedną z cnót i zwykle bywa nagradzana.
W głowie jednak miał teraz imię dziewczyny, które zdradził mu fotograf. Żaneta. Wymienił je kilka razy, głośniej i ciszej, nie mogąc się jednak przyzwyczaić. Żaneta. Wcześniej nie myślał o jej imieniu. Była po prostu twarzą, pięknym uśmiechem, hipnotyzującymi oczami. Żaneta. Miała na imię Żaneta. W końcu położył się do łóżka, wpatrując w twarz dziewczyny oświetlonej ciepłym światłem nocnej lampki.
Następnego dnia, gdzieś około południa, otrzymał od fotografa numer telefonu oraz adres mailowy. Nie zwlekając ani minuty, zadzwonił pod niego. Był w trakcie pracy.
– Podany numer nie istnieje – odpowiedział zimno automat.
Nikodem wybrał numer jeszcze kilka razy, wsłuchując się raz po raz w syntetyczny głos po drugiej stronie.
– Nikodem, co ty robisz? – Usłyszał za plecami głos kierowniczki. – Rozmowy telefoniczne uskuteczniasz w godzinach pracy?
– Bardzo przepraszam.
– Ja myślę, że przepraszasz. Wracaj do roboty. Widziałam klientów stojących od kilku minut na telewizorach.
Uśmiechnął się blado, pokiwał głową, poprawił kołnierzyk przy szyi i ruszył w ich stronę.
Z wiadomością mailową wahał się kilka dni. Była to jedyna szansa i bał się rezultatu. Przy pomocy butelki wina przemógł się jednak któregoś wieczora i napisał długiego maila, podobnego bardziej do listu w starym stylu. Nie napisał jednak prawdy, nie mógł przecież napisać o tym, że oszalał na punkcie jej zdjęcia zrobionego dziesięć lat temu. Podał się za przedstawiciela agencji reklamowej. Opisał, że chciałby się z nią spotkać i omówić kwestię potencjalnej współpracy.
W ciągu miesiąca wysłał kilka takich maili, bojąc się, że być może zostały przypadkiem niezauważone. Powoli jednak, podświadomie, godził się z faktem, że nigdy tej dziewczyny nie spotka. Nie przeszkadzało mu to jednak trzymać jej zdjęcia wciąż blisko siebie. Zrobił nawet skan przyciętej okładki i wydrukował go w różnych formatach. Jedno małe zdjęcie trzymał na biurku w pracy, a koledzy pytali go raz po raz, kim jest ta dziewczyna.
– Jest moja – odpowiadał. – Tylko moja.
Drugie zdjęcie nosił w portfelu. W wolnej chwili lubił spoglądać na jej twarz. Czuł się spokojny, mając ją zawsze przy sobie.
Pewnego czwartku, gdy w pracy obsługiwał wyjątkowo niezdecydowaną w kwestii pralki kobietę, dostał powiadomienie na telefonie. To była wiadomość mailowa od niej. Odpowiedź od Żanety. Bardzo krótka, z błędami, w jednej linijce.
Dziekuje za propzycje ale juz się tym nie zajmuje. Ppozdrawiam.
Pod pretekstem choroby zwolnił się z pracy i pognał do swojego wynajmowanego mieszkania. Jadąc autobusem, czytał w kółko wiadomość od Żanety i spoglądał na zdjęcie w portfelu, starając się połączyć oba elementy. Kiedy tylko wrócił, napisał kolejną wiadomość, na którą odpisała po godzinie. Znów mu odmówiła. Nie dając za wygraną i nie mogąc uwierzyć w jej realność, zaproponował spotkanie w jej obecnym miejscu zamieszkania. Napisał, że zapłaci za to spotkanie niezależnie od jej decyzji. Podała mu datę i adres jakiejś kawiarni w Rzeszowie. Mieli spotkać się w niedzielę.
Przez te dwie noce Nikodem nie potrafił zasnąć. Wpatrywał się w zdjęcie obok łóżka, brał je w dłoń, dotykał je i wąchał. Kilka razy nawet je pocałował. Nigdy wcześniej tego nie robił i sprawiało mu to potężną przyjemność. Miał też wrażenie, że jego życie zmieni się niedługo nie do poznania.
Z samego rana wsiadł w pociąg i przejechał połowę Polski, aby się z nią spotkać. Na miejsce zabrała go taksówka. W kawiarni znalazł się niemal godzinę przed czasem. Kiedy zaczęła zbliżać się umówiona godzina ich spotkania, prawie spanikował, gorączkowo rozglądając się po spacerujących dookoła ludziach. Wyjął portfel i zaczął przyglądać się jej zdjęciu. To zawsze go uspokajało.
Po pięciu minutach spóźnienia spostrzegł kobietę, która była bardzo podobna do tej z okładki starego podręcznika. Bardzo podobna. Ale inna. Starsza. Bledsza. Nieuśmiechnięta. Kiedy do niego podeszła, zrozumiał, że popełnił błąd. Oczywiście to była Żaneta. Z krwi i kości istota ludzka. Kobieta. Potrafiła się poruszać, przewracać oczami, zamykać je i otwierać. Potrafiła mówić.
Zrozumiał nagle, że on nie zakochał się w bezimiennej dziewczynie z okładki. Zakochał się w samej okładce. W fotografii. W wyobrażeniu.
Ich rozmowa przebiegła szybko. Żaneta uznała, że właściwie może spróbować wrócić do modelingu. Wydawała się szczęśliwa z takiego obrotu spraw, bo być może rozbudził w niej dawne emocje. Jakoś udało mu się jednak odwieść ją, wybrnąć, ponownie zabić w niej marzenie z młodości.
– Właściwie to znaleźliśmy już kogoś innego – oznajmił, unikając jej wzroku.
– Naprawdę?
– Tak.
– Wielka szkoda. Miałam taką nadzieję…
– Oczywiście zapłacę pani, tak jak się umawialiśmy.
Kiedy żegnali się już i wręczał Żanecie pieniądze, przemógł się i spojrzał w jej ciemne oczy, ale naprawdę nie odnalazł w nich niczego znajomego. Prawdziwa, żywa Żaneta nic dla niego nie znaczyła.
Wrócił nocnym pociągiem do swojego miasta, pieszo udał się z dworca do swojego mieszkania. Wziął długi prysznic, podczas którego zaczął płakać. Nie płakał od wieków. Kiedy wszedł do sypialni, spojrzał na włożoną w ramkę okładkę podręcznika. Powitała go dobrze znana mu twarz. Jej twarz. Usiadł naprzeciwko i po prostu na nią patrzył.
Niczego więcej nie potrzebował.