Joanna Witek-Lipka
Taksówka
Wsiadam do taksówki. Zamykam za sobą drzwi. Siadam na tylną kanapę, po której widać, że swoje przeżyła. Zupełnie jak kierowca, który siedzi przede mną. Mówię mu „dzień dobry” i patrzymy sobie w oczy za pośrednictwem lusterka podwieszonego przed przednią szybą. Podaję mu adres, pod który potrzebuję dotrzeć.
Zapinam pasy. Chcę zapiąć pasy. Nie mogę zapiąć pasów. Wtyczka nie pasuje do końcówki. Coś nie działa.
– Proszę pana, pas nie działa, nie da się go zapiąć.
– A, tak, po tej stronie coś się zepsuło. Jeśli pani zależy, to proszę przesunąć się na drugą stronę.
Zależy mi. Zależy mi na bezpieczeństwie. Przesuwam się na drugą stronę.
Taksówkarz mówi do mnie:
– Powiem pani, że czasy to się zmieniły. Kiedyś nikt pasów nie zapinał, a teraz to nie do pomyślenia.
Mandat 200 złotych za niezapięcie.
Nie chce mi się z nim polemizować, więc ucinam temat, mówiąc:
– Tak, teraz wszyscy zapinają pasy.
Kierowca milknie. Jedziemy. Stoimy w korku. Ruszamy, jedziemy. Stoimy w korku.
Taksówka wypełniona jest po brzegi zapachem.
Aż się z niej ulewa. Aż by się chciało, żeby trochę tej mieszanki zapachowej wykipiało oknami. Cóż to za aromat, co to za kompozycja zapachowa. W nucie głowy świerk. Świerk syntetyczny z drzewka Wunder-Baum. Dynda pod lusterkiem. Intensywność głównego zapachu regulowana jest folią opakowaniową, która ściągnięta jest tylko do połowy. A może to się tylko tak wydaje, że coś tu jest regulowane.
Nuta serca to zapach kawy. Kawa stoi w stojaku pomiędzy fotelami kierowcy i pasażera w rozmiękczonym kubku ze stacji benzynowej. Bóg jeden raczy wiedzieć, która to jego kawa. Patrzę na oczy kierowcy w lusterku. Na oko piętnasta. Cienie pod oczami. Ciemne plamy. Placki czarne. Kawa piętnasta.
Najważniejsza jednak jest nuta bazy. Nuta bazy, na której zbudowany jest cały aromat. Nuta, bez której istota zapachu byłaby zupełnie inna. Nie byłoby jej. Nuta bazy to zapach kierowcy. Zapach niewietrzonego auta, wypalonych na postoju papierosów, dymu, który wgryzł się w skórę i ubrania kierowcy. Zapach swetra pranego miesiąc temu. Aromat potu w zakamarkach ciała. Zapach cudzego ciała, którego doświadczam niepytana o zdanie. Intymny zapach drugiego człowieka. Poznaję się przez to z kierowcą znacznie lepiej, niż bym sobie tego życzyła.
Zapach polskiej taksówki. W Gallilu po 700 zł za 100 ml. A tu mam za darmo.
– Przepraszam, uchylę na chwilę okno, dobrze?
– A to musi pani się na drugą stronę przesiąść, bo po pani stronie nie działa szyba.