Piotr Gulewski
Tajemnica
Podmuch zimowego wiatru wpadł przez otwarte na szerokość okno, rozsypując z kominka niedopalone resztki listów. Na pożółkłych i pozwijanych fragmentach papieru były widoczne eleganckie litery – stawiane zamaszystymi ruchami – pełne gracji i pasji, lecz zarazem smutku. Nawet w obecnym stanie tej wiadomości były wyraźne rozmazane plamy atramentu. Nie wynikały z niedbalstwa – sprawiały wrażenie kropel. Łzy? Nadawcy czy odbiorcy – to miało już pozostać wieczną tajemnicą.
Wnętrze pokoju znajdowało się w całkowitym nieładzie. Stół leżał przewrócony, jedna z jego drewnianych nóg odłamana. Na pierwszy rzut oka można byłoby pomyśleć, że został obalony z premedytacją, w akcie niemej złości, jednak prowadzący do niego szlak zniszczenia sugerował alternatywę. Wyłamane z zawiasów drzwi, przewrócona garderoba – z jej wnętrza wysypały się wyśmienite dworskie stroje – teraz rozdeptane po kamiennej posadzce, ze śladami błota i czarnego prochu. Padł strzał? Jeden na pewno. Ofiarą – wiszący na ścianie obraz. Kula trafiła prosto w czoło wizerunku mężczyzny w szkarłatnej tunice. Czy po nim nastąpiły kolejne? Ta zagadka również pozostanie bez odpowiedzi.
Z najgłębszego rogu komnaty, ledwo co widocznego z wejścia, wychylała się krawędź łóżka – szerokiego jak dla dwóch osób – obecnie zajętego wyłącznie przez jedną. Na bieli pościeli wydawała się pogrążona w głębokim śnie, lecz jej pierś nie poruszała się. Jedną ręką kurczowo przyciskała do serca oderwany kawałek papieru, druga zwisała bezwładnie poza łoże. Tuż przy opadającymi na podłogę palcami leżała szklana fiolka. Po jej zawartości nie pozostała już choćby kropla – całą historię opowiadały jednak odciśnięte u jej szczytu usta. Z palca zmarłej ześlizgnął się złoty pierścień – obrączka. Nie do końca, więc stąd pytanie – celowo bądź przypadkiem? Nie sposób już dłużej ocenić.
Największa z tajemnic wychodzi jednak poza pokój. Kropla krwi na parapecie, po zewnętrznej stronie druga. Spojrzawszy zza okna w dół, rzuca się w oko odciśnięty ślad w zaspie śniegowej. Zupełnie jakby z wysokości wpadł w nią człowiek. A od niej odchodzą kroki…