Młodzi Zielonej Góry i okolic – dwadzieścia jeden nazwisk i kilka refleksji ogólnych

Mirosława Szott

Młodzi Zielonej Góry i okolic –
dwadzieścia jeden nazwisk
i kilka refleksji ogólnych

Kiedy myślę sobie o młodych, zdolnych i dostrzeganych autorkach i autorach Zielonej Góry, którzy są w stanie zaistnieć też poza tym miastem, to przychodzi mi do głowy przede wszystkim tych troje: Paulina Korzeniewska, Michał BanaszakMarcin Mielcarek. Wszyscy zostali dostrzeżeni podczas tegorocznej gali Lubuskich Wawrzynów (Paulina i Marcin – nominowani do Wawrzynu Literackiego, Michał – laureat w kategorii poezji). Paulina i Michał ukończyli studia poza Zieloną Górą, ale wrócili tu po kilku latach, obronili swoje doktoraty z literaturoznawstwa i wydali kilka książek w wydawnictwach spoza regionu. W najnowszym tomiku Korzeniewskiej Mniej znaleźć można przejmującą relację z pogranicza życia i śmierci, bardzo mocny i kobiecy język. U Banaszaka z kolei w Exicie sporo lęków współczesnego świata, dylematy i poszukiwanie sensu. Świetny rytm, przy którym trudno czasem złapać oddech (podobnie jak bohaterowi jego wierszy). Natomiast Marcin Mielcarek, który dopiero od kilku lat mieszka na zachodzie Polski, to absolwent zielonogórskiej filologii polskiej, prozaik, który ma na swoim koncie debiut w „Twórczości” (2020) oraz debiut powieściowy (Parada myśli nocnych. Sztuka latania). Ostatnio laureat ósmej edycji Zielonogórskiej Nagrody Literackiej „Winiarka”. Warto też wspomnieć o Dorocie Grzesiak, która choć nie mieszka już na Ziemi Lubuskiej, chętnie tu publikuje. Bywa też dostrzegana w prestiżowych konkursach w całej Polsce (np. zajęła drugie miejsce w konkursie im. Kazimierza Ratonia, gdzie notabene Banaszak został laureatem). Przywołam też Bartosza Konopnickiego (ongiś studiującego w Zielonej Górze), autora czterech tomików poetyckich, obecnie związanego z Krakowem. Jest też Natalia Haczek, która wprowadza moim zdaniem nową jakość do lubuskiej poezji – jej teksty charakteryzuje czarny humor i podejmowanie problemów tożsamościowych. Jest też autorką ciekawych krótkich form prozatorskich (większość jeszcze przed wydaniem). Ciekawi mnie też bardzo Jolanta Fainstein, o której zrobiło się głośno za sprawą dramatu mama ma szorstkie ręce – dotarł on do finału pierwszej edycji Konkursu o Nagrodę Dramaturgiczną im. Tadeusza Różewicza, a został niedawno wydany przez Pro Libris – Wydawnictwo WiMBP. Warto jeszcze zaznaczyć, że to twórcy urodzeni w latach 80. i 90. Co z młodszymi? Czy oni są widoczni w tym mieście lub poza nim?

Pamiętam dosyć dobrze tekst Roberta Rudiaka sprzed równo dziesięciu lat („Pro Libris” 2013, nr 1), w którym autor utyskiwał na stan literatury lubuskiej i jej starzejący się charakter (wyliczył średnią wieku członków lubuskich stowarzyszeń i otrzymał takie oto liczby: 61,2 w oddziale zielonogórskim ZLP; 61,3 w gorzowskim oddziale ZLP; 55,3 w Klubie Literackim w Żarach i 63 w SPP). Wyniki jego analiz (prowokujące – bo odpowiedziało na nie kilkunastu autorów) wynikały właśnie z brania pod uwagę jedynie zrzeszonych twórców. A warto dodać, że już wtedy prawie nikt z ówczesnej młodzieży nie działał w związkach i stowarzyszeniach. Ta tendencja wydaje się utrzymywać – młodzi wybierają niezależność. I co ciekawe, ani Korzeniewska, ani Grzesiak nie zostały wskazane przez Roberta Rudiaka (Paulina wydała arkusz poetycki już w 2006 r., Dorota Grzesiak – w 2009 r., pozostali, których wymieniam, byli jeszcze przed debiutem), za to niektórzy opisani przez badacza zdążyli już zawiesić pisanie poezji (np. Karol Graczyk, Jakub Rawski).

Myślę, że numer „Pro Libris” ph. Poszukiwania to świetna okazja, żeby przyjrzeć się młodym twórcom Zielonej Góry, których jest sporo, choć działają oni nieco inaczej niż ich starsi koledzy po piórze. Rzadko kiedy publikują swoje teksty indywidualnie w formie książki. Wyjątek od reguły stanowi np. Daria Walusiak, licealistka, dwukrotna stypendystka Prezydenta Miasta Zielona Góra w dziedzinie literatury. W 2022 roku wydała ona swój prozatorski debiut, na który składa się kilka opowiadań.

Na pewno najprościej zauważyć młodych poprzez konkursy i publikacje zbiorowe. Szósta edycja Konkursu na Debiut Pro Libris pozytywnie nas zaskoczyła. Konkurs został wznowiony po pięciu latach (w piątej edycji nie wyłoniono laureata, bo liczba zgłoszeń była zbyt mała, a jakość tekstów – niezadowalająca). Formuła konkursu uległa w 2022 roku rozszerzeniu, bo zaproszeni do udziału zostali twórcy w dwóch kategoriach wiekowych: 15-25 lat oraz powyżej 26 lat. Ponadto przyjmowano teksty poetyckie, prozatorskie i dramatyczne. W sumie nadesłano 11 zgłoszeń w pierwszej kategorii wiekowej i 14 zgłoszeń – w drugiej. Laureatkami zostały: Barbara Czyżewska, licealistka z Sulechowa, oraz Patrycja Mierzejewska, mieszkanka Kęszycy Leśnej, która w tym roku została także finalistką Połowu Biura Literackiego. W obecnym numerze zaprezentowane są fragmenty ich tekstów, które jeszcze w tym roku zostaną wydane w formie książki. Na uwagę zasługują też bardzo ciekawe utwory pozostałych nominowanych.

Myślę, że ciekawe teksty pisze także Roksana Bach (przed debiutem książkowym), która często zostaje laureatką imprez poetyckich i slamów, a także konkursów ogólnopolskich. Niecierpliwie czekam na jej książkę.

Ale być może konkursy to mylący trop? Wydaje się, że ta forma zaistnienia powoli odchodzi do lamusa, bo – jak zauważam od kilku lat – wielu studentów prowadzi własne blogi, videoblogi, kanały oraz działa w mediach społecznościowych. Nie interesuje ich tak bardzo papier. Zapewnia im to większe zasięgi niż wydanie – mogłoby się wydawać – najlepszej książki. Bo kto ze współczesnych autorów np. poezji może liczyć na 100 tys. odbiorców? Całe szczęście, bo gdyby patrzeć jedynie na tradycyjną aktywność literacką (wydawane czasopisma, publikacje indywidualne i zbiorowe) studenckiego środowiska literackiego, to nie napawa mnie ona optymizmem. Podam jeden przykład z brzegu: od paru lat zostają wydawane książki zbierające opowiadania studentów I roku dziennikarstwa Instytutu Filologii Polskiej (do tej pory ukazały się dwa tytuły: Piętnaście czarnych sukienekW lustrze snów). Niestety myślę, że wypadałoby zadbać o lepszą ich jakość. Co innego, gdyby Instytut Filologii Polskiej wydawał co roku antologię najlepszych tekstów studentów UZ (bez względu na kierunki, wydziały). Wymagałoby to zapewne różnych działań redaktorów, którzy musieliby dotrzeć do studentów i dokonać wyboru najlepszych tekstów. Wyjątkiem jest zdaje się Julia Gwóźdź (przed debiutem książkowym), która bywa na turniejach jednego wiersza i promocjach książek, a ponadto publikuje swoje teksty w lokalnych czasopismach. Wielu innych zapewne potraktowało to jako jednorazową przygodę pisarską bez zobowiązań, w ramach projektu na zaliczenia jakiegoś przedmiotu w planie studiów. Mam nadzieję, że się mylę, bo kilka z tych osób ma potencjał.

Na oddzielną uwagę zasługują siostry Tola GrupaZuzanna Grupa – znane na YouTube jako „Zaksiążkowane”. Śledzi je w mediach społecznościowych ponad 200 tys. osób. Popularne polskie booktuberki i bookstagramerki opowiadają o książkach, czyli uprawiają krytykę literacką lub bardziej może popkrytykę. Są skuteczne, błyskotliwe, zabawne i potrafią przyciągnąć rzesze odbiorców. Mieszkają w Zielonej Górze, ale znane są w całej Polsce. Czy krytyka akademicka potrafiłaby zrobić dziś to, co one? Gdyby tylko zielonogórskie szkoły (i nie tylko szkoły) potrafiły i chciały wykorzystać ich talent do mówienia dzieciom i młodzieży o literaturze.

Warto też wspomnieć o Weronice Nawrockiej, Joannie Nawlickiej, Annie Madaj czy Gabrieli Matkowskiej, piszących systematycznie swoje teksty krytycznoliterackie lub relacje z artystycznych wydarzeń do lokalnej prasy. To także ważna część literackiej działalności, niszowa, choć równie autorska i oryginalna, pokazująca subiektywny odbiór i interpretację, dająca czasem drogocenny dla twórców feedback. Zauważę też Joannę Marcinkowską, teatrolożkę i ciekawą poetkę, która już drugi sezon prowadzi cykl warsztatów recenzenckich (pt. Lubuska Siła Krytyczna) w Lubuskim Teatrze i która regularnie pisze teksty do portalu dziennikteatralny.pl. Dla swojej własnej twórczości wybrała już drugi raz pozainstytucjonalny selfpublishing. Moją uwagę wśród jej podopiecznych zwraca szczególnie Zofia Ścigaj, tegoroczna absolwentka liceum, dwukrotna finalistka Olimpiady Literatury i Języka Polskiego oraz Olimpiady Artystycznej, autorka wielu tekstów recenzenckich dotyczących wydarzeń teatralnych. Przed nią wybór studiów, zapewne gdzieś poza regionem, mogę mieć jedynie nadzieję, że kiedyś powróci do Zielonej Góry i będzie mogła się tu rozwijać.

Na koniec jeszcze kilka refleksji z warsztatów literackich, które miałam okazję prowadzić w I LO im. Edwarda Dembowskiego i zielonogórskiej bursie, a do których chciałabym zaprosić w przyszłym roku szkolnym kolejne placówki. Najbardziej owocne były zdaje się zajęcia w bursie – pewnie dlatego, że przychodziła na nie grupka kilkunastu naprawdę zainteresowanych osób w swoim czasie wolnym (nie podczas zajęć szkolnych, co istotne, bo motywacje opuszczenia zajęć bywają różne). Byli bardzo kreatywni podczas warsztatów, prowadzili ciekawe dyskusje i spory. Mieli dużo do powiedzenia. Wydaje mi się jednak, że propozycja publikacji ich tekstów w czasopiśmie nie była dla nich dość atrakcyjna, żeby chcieli jeszcze nad nimi pracować. Choć są wyjątki – własne teksty zaprezentował Szczepan Macholak, który próbuje swoich sił w poezji, prozie i dramacie.

Mam jeszcze poczucie, że ci najbardziej ciekawi twórczo młodzi ludzie po prostu mają też inne niż humanistyczne plany na życie. Na szczęście. Trudno nie zgodzić się z Kornelem Filipowiczem, który przestrzegał młodych pisarzy przed studiowaniem polonistyki i radził, żeby wybrać biologię, matematykę, chemię lub zawody mające bliski związek z żywiołem, jak rolnik, kamieniarz lub marynarz.

*

Wypada na koniec spuentować te dość chaotyczne refleksje na temat młodych twórców i twórczyń. Najważniejsze to chyba dać im czas. Niczego nie przyspieszać, nie oczekiwać, po prostu się przyglądać i dać swobodę działania. I mieć nadzieję, że nic nie zaszkodzi talentowi (a z drugiej strony największy literacki coach nie uleczy grafomanii). Patrzę z wielką ciekawością w przyszłość.

Naszkicowana węglem postać.