Łukasz Maciejewski
Sny pełne Globisza
Sny pełne dymu, reż. Dorota Kędzierzawska
Tegoroczny laureat Grand Prix na „Kozzi Film Festivalu” – Sny pełne dymu to film pełen dumy, nie tylko dymu.
Wspólny film Doroty Kędzierzawskiej, jednej z najciekawszych rodzimych autorek filmowych, z główną rolą Krzysztofa Globisza, jednego z tych aktorów, którego zawsze, w każdych okolicznościach, chce się oglądać.
Sny pełne dymu są eksperymentem, również jeśli chodzi o przyzwyczajenia widza. Trochę chaplinowskim slapstickiem, trochę bajką, trochę moralitetem. Zafascynowana Globiszem (i z nim zaprzyjaźniona) reżyserka postanowiła napisać scenariusz dla ulubionego aktora. Jak na Kędzierzawską, latami przygotowującą kolejne filmy, sprawy potoczyły się szybko. Zdjęcia do Snów pełnych dymu realizowane były w ścisłej pandemii.
Postcovidowa atmosfera udziela się również oglądającemu. Film jest zamknięty, duszny, klaustrofobiczny. Albo wchodzi się w podobne rejestry, albo się z nich rezygnuje. Pod względem filmowej formy to chyba najbardziej radykalny tytuł w dorobku autorki Wron.
Fabuła jest pretekstowa. Był sobie mężczyzna w sile wieku – nazywany w filmie Starym Lisem (w tej roli oczywiście Krzysztof Globisz) i była sobie dziewczyna, Panna Crazy (fascynująco wyjęta jak gdyby z filmu noir Żaneta Łabudzka). Dziewczyna usiłowała popełnić samobójstwo, mężczyzna temu zapobiegł, a uprowadzając młodą kobietę do swojego oddalonego siedliska, dał jej schronienie.
Pomiędzy tą dwójką rozgrywa się seans milczenia, zwierzeń, monologów, papierosowego dymu i śpiewu, co i raz przetykanych, na wzór kina niemego, planszami rekapitulującymi wszystkie zdarzenia (plansze są autorstwa Krzysztofa Globisza).
„Scenariusz Snów pisałam z myślą o dwójce wyjątkowych aktorów – wybitnym artyście i wspaniałym człowieku, Krzysztofie Globiszu (Stary Lis) oraz młodej, nikomu nieznanej Żanecie Łabudzkiej (Crazy)” – mówiła Dorota Kędzierzawska. – „Napisy i rysunki, jakie towarzyszą filmowi, są autorstwa Krzysztofa, który kilka lat temu, nieoczekiwanie dla siebie odkrył nowy rodzaj ekspresji. W większości powstały specjalnie dla filmu, pełnią w nim specjalną rolę i są ważnym elementem mojej filmowej opowieści”.
*
Autorskie kino rządzi się swoimi prawami. To truizm, ale wart przypomnienia. Autorskie kino Doroty Kędzierzawskiej to twórczość, w której forma często dominuje nad treścią, a każda scena, ba, każde ujęcie, wydaje się częścią wysublimowanej konstrukcji bez mała architektonicznej.
Kędzierzawska w Snach pełnych dymu opracowała pełną koncepcję wizualną, była także montażystką. Kino autorskie tout court. Są plusy i minusy takiej drogi. Film ogląda się niczym świadomie ożywiony obraz, ruchome rysunki – wielokrotnie używany obiektyw ze zmienną osią ostrości, spowolnienia i przyspieszenia, skupienie na detalu: na kieliszkach pełnych wina, lustrach, powiewającej firanie i innych częściach wyposażenia Pałacu w Rząsinach, gdzie film był kręcony, sprawiają wrażenie przemyślanej, ekstrawaganckiej konstrukcji, która z wolna przestaje mieć wiele wspólnego z realizmem.
Realny jest za to Globisz. Wspaniały także i w tym filmie. Operujący zmarszczką na czole, spojrzeniem, uśmiechem i słowami, kalekimi słowami, niepełnymi słowami, które w przypadku Starego Lisa są naturalną potrzebą kontaktu. To bohater ambiwalentny, samotnik nie tylko z wyboru.
Żaneta Łabudzka ma charakterystyczny tembr głosu, ekranową siłę, jest aktorsko konsekwentnie poprowadzona.
Wierzę, że jak zawsze w przypadku Doroty Kędzierzawskiej, również i Sny… odnajdą swojego wiernego widza.
Zielona Góra nie mogła wybrać lepiej.
