Filozof na czterech nogach
Aleksandra Kurzawa, Przypadki pewnego konia, Towarzystwo Miłośników Zielonej Góry WINNICA, Zielona Góra 2022, 78 s.
Przepis na szczęście jest prosty: brak kałuż (bo są niebezpieczne i mogą się w nich kryć krokodyle), dużo suchego chleba, przyjaciele u boku oraz życie bez pośpiechu. Tak przynajmniej uważa Milki, bohater książki Przypadki pewnego konia Aleksandry Kurzawy. Fakt, że Milki jest zwierzęciem na czterech kopytach i z długą grzywą, to tylko nieistotny szczegół. Bo koń mógłby obdzielić życiową mądrością niejednego człowieka.
W ostatnich latach polska literatura zaczęła nie tylko oddawać głos zwierzęcym bohaterom, ale również słuchać ich potrzeb. By wspomnieć tu choćby o Patryku Pufelskim i jego pełnej empatii książce Pawilon małych ssaków. Intymna forma dziennika dała mu możliwość przekazania głębokich przemyśleń i bogatych doświadczeń nabytych dzięki pracy m.in. we wrocławskim zoo. Na rynku wydawniczym pojawiły się też tomiki opowiadań O kotach oraz O psach, w których rodzimi pisarze snują historie o bliskich im czworonożnych członkach rodziny. Istotach myślących, czujących, o skrajnie odmiennych charakterach.
W ten nurt literatury, którą uczone głowy pewnie mogłyby określić jako posthumanistyczną, świetnie wpisuje się także Lubuszanka Aleksandra Kurzawa. Twórczyni, preferująca określenie samej siebie jako rzemieślniczki niźli pisarki, oddaje w swej najnowszej książce głos pewnemu koniowi oraz jego pobratymcom, dzielącym z nim żywot zwierzęcia poczciwego. Autorka prezentuje swych bohaterów za pomocą dykteryjek i krótkich historii, zmyślnie łącząc humor z fachową wiedzą. Z tego wielobarwnego obrazu wynurzają się pełnoprawne postaci z krwi i kości, z całą paletą określonych cech i przyzwyczajeń, które na długo zapadają w pamięć czytelnika.
„Milki jest w słusznym wieku przeszło dwudziestu lat, ma pokłady siły pięciolatka, a zachowuje się, jakby miał siedemdziesiąt. Stąpa po tym świecie z ostrożnością i rozwagą filozofa i stratega, który po każdym kroku musi obliczyć wektory do kroku następnego”[1] – przedstawia swego bohatera autorka.
Ten koń nie wymaga od życia zbyt wiele. Potrafi cieszyć się tym, co tu i teraz, póki nie ingeruje się zbytnio w jego przestrzeń osobistą i nie zaburza ustalonego rytmu dnia. Oddając głos i książkową przestrzeń Milkiemu, autorka niewielkiego zbioru opowiadań
usuwa się na dalszy plan. Jeśli już pojawia się w opowieściach, to po to, by zaakcentować indywidualny charakter konia, wejść z nim w jakąś dysputę lub podzielić się wiedzą, nabytą m.in. przez niezwykle wnikliwą obserwację swych podopiecznych. Pozwala zwierzętom, którymi się opiekuje (w stadzie są jeszcze: dwie piękne klacze, psy oraz kot), grać pierwsze skrzypce. Kurzawa uświadamia czytelnikowi (nienachalnie i nie wprost), że bohatera zwierzęcego można traktować na równi z tym ludzkim. Co więcej, jej podopieczni mają cechy typowo człowiecze[2], co potęgują jeszcze włożone przez autorkę w chrapy bohaterów ironiczne i często podszyte dystansem do rzeczywistości wypowiedzi.
W książce A. Kurzawy nie ma tematów tabu. Czytelnik dostaje porcję wiedzy na temat codziennych zachowań zwierząt, hierarchii w stadzie, zdrowia psychicznego koni, w tym klinicznej depresji, ale i… końskich odchodów, które w gospodarstwie są określane złotem stajni. Bywa zabawnie, gdy Milki zapiera się wszystkimi kopytami, by nie wejść do kałuży i emocjonująco, kiedy konie, wiedzione instynktem, wyłamują ogrodzenia i uciekają, gdzie pieprz rośnie. Jednak to, co przede wszystkim wyłania się z kart opowiadań Aleksandry Kurzawy, to niezwykłe ciepło, z jakim podchodzi ona do zwierząt. Drużyna ludzka i zwierzęca wypracowała sobie niepisane partnerstwo, podbudowane szacunkiem do siebie nawzajem. Nie ma tu człowieka, wykorzystującego swoją władczość. Są istoty, które uczą się od siebie nawzajem. Cierpliwości, doceniania piękna przyrody, powrotu do naturalnych instynktów.
Po książkę Aleksandry Kurzawy (czyta się ją szybko i jednym tchem) powinny sięgnąć szczególnie te osoby, które w codziennym biegu zapomniały już, jak dobrze jest się zatrzymać i pokontemplować piękno świata. Zmienność natury, urodę zwierząt, ich naturalne odruchy i instynkty, które ludziom mogą wydawać się czasem dziwne, ale z biologicznego punktu widzenia są całkowicie i w prosty sposób wytłumaczalne.
Lubuska literatura zyskała bohatera na miarę słynnego Kłapouchego z powieści A.A. Milne`a. Czasem marudnego i strachliwego, częściej przesiąkniętego filozofią. Milki różni się od słynnego osiołka tym, że potrafi doceniać, bez cienia melancholii, uroki niespiesznej codzienności, podporządkowanej rytmowi czterech pór roku. Bo to on, na pytanie, dlaczego nagle, podczas jazdy ze swą opiekunką, zastygł w bezruchu, wyjaśnia: „– No, tam… – Co jest tam? […] – No, świat – odpowiada Milki z głębią. I sterczy dalej nieruchomo, zadowolony z konceptu”[3].
Cieszy fakt, że Towarzystwo Miłośników Zielonej Góry WINNICA nie bało się wydać takiej niepozornej perełki (warto zwrócić uwagę na graficzną stronę książki, za którą również w całości odpowiadała Aleksandra Kurzawa). Okrucha literatury, gdzie główną rolę gra bohater zwierzęcy. Nie przedstawiony w sposób infantylny, lecz będący naprawdę interesującą, zagadkową postacią. Cieszy również fakt, że autorka zgłosiła tę książkę do Lubuskiego Wawrzynu Literackiego, co sprawiło, iż dowiedziało się o Przypadkach… więcej osób.
W dobie powszechnego zabiegania, ale i oderwania od natury, Milki staje się dla nas przykładem filozofa zaangażowanego. Zanurzonego po chrapy w absolucie, który już dawno znalazł odpowiedź na to, jaki jest sens życia. Niektórzy twierdzą, że zwierzęta żyją krócej od człowieka, bo szybciej uczą się, co jest prawdziwym sednem wszechświata. Milki już to wie. Warto, by osoby, mające nadal z tym problem, sięgnęły po książkę Przypadki pewnego konia. Ta szczególna pozycja literacka w prosty sposób porządkuje chaos myśli współczesnego człowieka. A przecież ten, z biegiem lat, staje się coraz bardziej nieprzenikniony.
Natalia Dyjas-Szatkowska