Problemem jest natura, czyli rozmowy niekontrolowane

Anna Błaszczak

Problemem jest natura,
czyli rozmowy niekontrolowane

 

Znali się od zawsze, chciałoby się rzec, albo żadne z nich nie przywiązywało uwagi do dat, aby wybrać którąś za start. Różnili się od siebie, może to ich tak połączyło i splotło ich drogi na życie. Heri był najstarszy z całej trójki. Nie lubił nowości i trwał w swoich przyzwyczajeniach czy sądach jednostronnych. Zawsze powtarzał, że nowa to może być bielizna lub dziewczyna, a tylko to, co znane, jest bezwzględnie dobre i lepsze być nie może. Czasami przypominał bojową fortecę i skarbnicę mądrości dawno zapomnianej, która nie raz uratowała pozostałej dwójce skórę.

Hodie była środkowa wiekiem i tylko tyle by jej z wyważenia pozostało. Potrafiła być zmienna i kapryśna, aż męką stawało się przebywanie w jej towarzystwie. Surowa w swych sądach i patrząca na ręce każdemu. Miała cięty język i szorstkie obycie, które było skutkiem wiecznego szukania swojej drogi, a może zbytniego podążania mylnymi drogowskazami najgłośniejszych.

Najmłodszym i ostatnim z paczki był Cras. Chodzący wulkan energii i generator pomysłów. Co będą jutro robić? On już to wie albo jeszcze wymyśli. Ile to razy pozostała dwójka musiała jego śmiałe idee ściągać do realiów ziemskich, tego świat nie zliczy. Jednak to on nieraz horyzont im inny pokazał albo i o kilka milimetrów przesunął.

Siedzieli jak co wieczór przy tym samym stoliku w barze za miastem. Lubili go, każdy na swój sposób. Był jednym z niewielu kompromisów, jaki udało im się osiągnąć w krótkim czasie.

[Heri:] Mówiłem, zamówcie mi kawę – burknął, patrząc podejrzliwie na porcelanę. – Co to ma być?

[Cras:] Spóźniałeś się, to zamówiłem ci wodę. Kawa by ostygła. – Wzruszył ramionami. – Woda jest zdrowa. Powinieneś i tak zrzucić ten konsumpcyjny bebech. Za sport byś się wziął. A jak ci tak zależy, to sobie zamów tę kawę, a nie krytykujesz wszystko.

Machnął ręką w kierunku mężczyzny, z dezaprobatą patrząc się na jego kolejne fale frustracji. Jak można robić aferę o taką pierdołę, myślał.

[Heri:] Nie będę zamawiać drugi raz. Zawsze zamawiam raz i zawsze zamawiam kawę. A to nie bebech, tylko oznaka dobrobytu. W moich czasach wiedzieliśmy, co to dobrobyt, a nie niepewność zmian młodych. Jaką ja mam pewność, że jutra dożyję? – Wymachiwał rękoma, chcąc dodać dramaturgii wypowiadanym słowom – No właśnie, czerpię z życia pełnymi garśćmi.

[Hodie:] Garściami – poprawiła go automatycznie.

[Heri:] Tym też, czym się da.

[Cras:] Dobrze by było, jakbyś coś zostawił też dla innych – upomniał go.

[Heri:] Inni jakoś nie pamiętali, by zamówić mi kawę!

Donośny głos Heriego jak zawsze niósł się falą, angażując w ich rozmowę ludzi okupujących inne stoliki. Ich uszy nie mogły pozostać obojętne na kolejne przepychanki słowne i stuki nerwowo odkładanych filiżanek.

[Cras:] Zamówię ci tę kawę!

[Heri:] Teraz nie chcę!

Odwrócił teatralnie głowę i nadymał poliki, które ciśnienie zabarwiło buraczanym kolorem. Wyglądał jak obrażone dziecko lub chłopstwo z historycznych filmów, zgrywając się z pastewnym obyciem.

[Cras:] To po co robisz problemy?!

[Heri:] Nie robię! To wy robicie, zmieniając to, czego nie trzeba zmieniać! To przez takich jak ty się spóźniłem. – Uniósł się dumnie z miejsca, przypominając małego wodza z obrazów. – Nadawali tych samolotów, teraz każdy lata. To na działkę. To do marketu. To do kochanki. Każdy narzeka, a taki dobrobyt, że nie ma gdzie auta zaparkować, bo nastawiali tych pudeł ze skrzydłami i moje miejsca parkingowe zajmują! I jeszcze kawy mnie chcą pozbawić! – Nabrał powietrza. – Stare dobre auta. To pozamieniali na te ekologiczne trumny na kółkach. Wielofunkcyjne! I na grzyby pojedziesz, i grilla zastąpisz, a jak masz szczęście, to i kremację ci za darmo zrobi, co by się rodzina nie kłopotała. Prawdziwe auto przyszłości! Ja podziękuję. Mój dziadek na rowerze jeździł, to i ja będę, a to tego elektrycznego pudła nie wsiądę. Znieśli krzesła elektryczne, to wprowadzili samochody, tak chcą nas sposobem wyeliminować. Za wolno im szło, to teraz samolotów nadawali.

[Hodie:] No rower to by ci nie zaszkodził. – Uśmiechnęła się krzywo.

[Cras:] Czy ty siebie słyszysz? To jest postęp, a nie skansen. Czy twój dziadek by na tym rowerze do Ameryki dojechał? A samolotem kilka godzin i już się może na Miami Beach opalać – bronił.

[Heri:] Dojechałby!

[Hodie:] Przez ocean? – Uniosła pytająco brew.

[Heri:] Trochę by mu to zajęło, ale dałby radę.

[Cras:] Przestać nawet takie głupoty pleść. – Westchnął, załamując ręce.

[Hodie:] Zastanawialiście się czasem, czy jest w tym jakiś większy sens? – wtrąciła, wchodząc im w słowo. – Wiecie w tym wszystkim, w tym postępie, w tym rozwoju… w tym wszystkim, no wiecie… Czy jeszcze jest w tym człowiek?

[Heri:] Jak to jest jedna z tych nastoletnich dyskusji pod tytułem, czy ja jestem inna, czemu te dziewczyny są popularniejsze, mamo ona ma większe cycki ode mnie i świat mnie nie rozumie, to ja odpadam. Bez kawy tego nie pociągnę.

Hodie poprawiła się na krześle i zaczęła ruszać ustami, jakby czekając na wylatujące z nich słowa. Miała zbyt dużo myśli, a za mało znanych sposobów, aby oddać ich sens. Za mało w życiu książek przeczytała, to fakt. Zawsze były ciekawsze rzeczy do zrobienia. Może tych myśli za dużo się zebrało, aby naraz je do słów dopasować.

[Hodie:] Zawsze wszystko mierzymy swoją miarą. Wiecie, że coś jest ludzkie, nieludzkie, że jesteśmy cywilizacją rozwiniętą, górującą nad innymi. Wiemy, co jest dobre, a co złe. Niby się rozwijamy, latamy do „Żabki” i w kosmos, zamiast polować z dzidą i patrzeć w gwiazdy. Mamy łatwiej, a i tak wszystko komplikujemy. Mamy cały ten postęp, krainę mlekiem bez laktozy i miodem płynącą, a tak naprawdę, co my robimy? Budzimy się z ręką w nocniku i narzekamy, że nocnik za płytki, bo za mało naszego…

[Heri:] No! – upomniał ją.

[Hodie:] …pomieścił. – Przewróciła oczami. – Spójrzcie, zaczęliśmy żyć pełnią życia, ale życie wokół zanika.

[Cras:] Jesteś zbyt pesymistyczna. Trzeba patrzeć z optymizmem w przyszłość! Rozwój! Czwarta rewolucja przemysłowa już za rogiem.

[Hodie:] Ale, co za tym idzie, zastanawiałeś się? Ostatnio kłóciliśmy się o to, czy zmiany klimatyczne to nowomoda, czy realny problem. Fakt jest taki, że aby o tym rozmawiać, każde z nas jakoś się znalazło w tym miejscu. Ubrani, w miarę najedzeni i na miejsce w ten czy inny sposób dostarczeni. To wszystko wymaga energii. Zużywamy jej masę i nie jesteśmy w stanie tego ani pominąć, a tym bardziej wymazać. Ona też skądś się bierze. Co kosmiczna energia?

Poprawiła się na krześle i zmierzyła ich wzrokiem.

[Cras:] Już od dawna mówię, że ludzie muszą zmienić swój tryb życia. To wszystko przez paliwa kopalne, wykończą nas. Właśnie przez twoje kopcące samochody i ludzi takich zakonserwowanych nasza planeta umiera. – Wytknął palcem siedzącego obok Heriego. – Trzeba to raz na zawsze ukrócić. Im szybciej zerwiesz plaster, tym krócej poboli.

[Heri:] Ropa, gaz, węgiel… Czy ty siebie słyszysz, człowieku? Jak chcesz od tego odejść? I co niby takiego złego ci robi jedna bryłka węgla? – Zaśmiał się lekceważąco.

[Cras:] Co mi robi? – oburzył się. – Co nam robi, chciałeś powiedzieć. Zatruwa środowisko. Są to zasoby nieodnawialne, dewastujesz naturalne środowisko, gołocąc je do zera jak bezczelny złodziej.

[Heri:] Ale lasy sadzę! – Uderzył pięścią w stół.

Filiżanki i szklanki ustawione na stoliku poprzewracały się, wylewając swoją zawartość. Hodie burknęła z dezaprobatą na pozostałą dwójkę, która dalej się kłócąc, pozostawała obojętna na ściekające z blatu na posadzkę płyny. Chwyciła szybko za serwetki i ratując, co się tylko da, ścierała kolejne centymetry. Widząc zaniepokojone spojrzenia pozostałych gości lokalu, posyłała im przepraszający uśmiech. Przecież nie zapadnie się pod ziemię, choćby i tego teraz chciała.

[Cras:] Tylko po to, by je później porąbać i spalić albo na komodę z Ikei przerobić.

[Heri:] A myślisz, że na czym siedzisz? Co szyszka w cztery litery nie uwiera?

[Cras:] Zdewastowaliście środowisko naturalne, zwierzęta przez was straciły dom. My nigdy byśmy do tego nie dopuścili! Truliście dzieci i kobiety. Kobiety nawet bardziej, bo zabieracie im tym samym prawo do oddychania czystym powietrzem.

[Hodie:] Też jesteś mężczyzną – wtrąciła z przekąsem, na nowo zajmując swoje miejsce.

[Cras:] Ale przyszłościowym.

[Hodie:] Co ty za bzdury wygadujesz? Nie powinieneś walczyć o ogólne dobro?

[Cres:] Walczę! Lodowce się kurczą, temperatura idzie w górę.

[Heri:] Sam kiedyś mówiłeś, że ocieplenie klimatu to coś naturalnego i kiedyś też tak było.

[Cras:] Ale nie w takim szybkim tempie. Chcesz się wrócić do ery wielkich paproci i widłaków?

[Heri:] Lubię paprocie.

[Cras:] Podnosi się poziom oceanów, mamy susze i coraz gwałtowniejsze zjawiska atmosferyczne, z którymi nie poradzimy sobie. Życie w niektórych rejonach Ziemi stanie się piekłem albo całkiem przestanie istnieć. Czy ty to rozumiesz?

[Heri:] Jakoś w telewizji o tym nie mówią?

[Hodie:] Nie mówią, bo nikt by ich nie oglądał. Redakcje tego nie łykną. Wiesz, wizja nieuchronnej zagłady przysłuży się tylko trumniarzom, a oni raczej w telewizji swoich reklam nie puszczają. Reklamy wycieczek, nowych butów czy pięknych buziek raczej się do tego nie klasyfikują. Myślisz, że do porannej kawy ktoś wybierze sobie wykład o tym, jak popełniamy zbiorowe samobójstwo, czy o Kim Kardashian, która poleciała na godzinkę do Paryża spróbować jakiegoś sernika. Ludzie nie chcą myśleć. A czego nie widać, tego nie ma, proste. Dla nich bardziej namacalna jest Kim i jej sernik niż gazy cieplarniane.

[Cras:] Politycy o tym mówią!

[Hodie:] Kto dzisiaj ogląda polityków? Pięć minut w wiadomościach? Daj spokój. – Machnęła ręką. – Oni też. Prawda jest taka, że im większy show zrobią, tym dłużej będą na świeczniku. A nie zawsze popiszą się czymś godnym pochwały. A potem jeden z drugim zobaczy takiego w telewizji i pomyśli, że to jest jego wzór do naśladowania.

[Heri:] Przecież skądś się ci ludzie tam biorą.

[Hodie:] Wierz mi, jakby ktoś do wyborów zgłosił dla żartów owcę, toby ludzie głosowali na owcę. Śmieszny żart, prawda? Ciekawe, czy prawdziwy. Zobaczymy – przedrzeźniała.

[Cras:] To trzeba ich edukować!

[Hodie:] To nie kwestia edukacji, tylko interesów. Chorągiew tam zawieje, gdzie lepsze wiatry. Słucham, jakie masz pomysły?

[Cras:] To tak jak z lekarzami. Najpierw musisz pokończyć szkoły, gdzie cię będą edukować z najbardziej potrzebnych w polityce zagadnień i ta da! Człowiek światły i gotowy. – Klasnął w dłonie.

[Hodie:] To chyba już trzeba nowych zacząć szkolić – powiedziała z przekąsem. – Nie twierdzę, że tych nie należy edukować. Możesz dobijać się do ich głosu rozsądku. Nie twierdzę, że nie będą słuchać, ale ci, którzy mówią najgłośniej, często nie potrafią słuchać. Ja bym zaczęła jeszcze niżej. Bo ktoś tych ludzi tam posadził. Zacznij od społeczeństwa. Od najmłodszych.

[Heri:] Jak tak was słucham, to sobie myślę, że problemem nie jest człowiek, tylko natura.

[Hodie:] To jest głos rozsądku w twoim domu! – Parsknęła śmiechem.

[Heri:] No co nie mam racji? To ona sobie nie radzi z nami, a nie my z nią. Ja to w ogóle uważam, że to całe gadanie to spisek.

[Cras:] No patrz. – Westchnął zrezygnowany. – Jeszcze powiedz, że światowe rządy jednoczą się, aby dokonać depopulacji.

[Heri:] Bo to prawda!

[Cras:] To tylko teoria spiskowa. Bajka dla takich jak ty, co łykają wszystko, tylko nie naukowe fakty.

[Heri:] Kiedyś naukowym faktem było, że Ziemia jest płaska i Słońce krąży wokół Ziemi. I co? Dzisiaj nauka tego się wypiera. Jaką ja mam pewność, że kiedyś i tego się nie wyprzecie, jak znów się wam coś ubzdura. – Rozłożył ręce w pytającym geście.

[Cras:] To się nazywa rozwój i postęp.

[Hodie:] Fakt faktem teorie spiskowe to złoto. – Zaśmiała się. – Pomyślcie, jak łatwo zdegradować nawet najwybitniejszą prawdę jednym sformułowaniem. Od razu przestaje być wiarygodna. To dzisiaj też dotyka nauki.

[Cras:] Tak czy siak człowiek musi odejść od kopalnianych źródeł energii w trybie natychmiastowym. Jak dla mnie od jutra mogliby wszystko zmienić – mówił stanowczo.

[Hodie:] Na przykład? – Uniosła pytająco brew.

[Cras:] Farmy wiatrowe. Idealne rozwiązanie.

[Heri:] Szpeci widok.

[Cras:] Ale prąd daje? I to w czyściejszy sposób niż twoje elektrownie opalane węglem czy piec, do którego wsadzisz stare buty.

[Heri:] Raz tylko wsadziłem stare kalosze, bo nie wiedziałem, co z nimi zrobić! Przecież wiesz, że ja naszym, czystym, zdrowym drewnem palę – oburzył się.

[Hodie:] A co potem? – Przewróciła oczami, widząc ich miny. – Z wiatrakami. Huk, zabijanie ptaków, nietoperzy, życia w ziemi, bo wibracje odstraszają wszystko. Są zależne od wiatru, więc jak nie wieje, to nie masz prądu i wracasz do punktu wyjścia. Wyobrażasz sobie, że dostajesz komunikat, teraz prądu nie będzie, bo za słabo wieje? Nie potrafimy też magazynować nadmiaru energii. Sama ich produkcja wymaga energii i tworzywa, którego nie potrafimy jeszcze utylizować, co rodzi kolejne problemy.

[Cras:] Panele fotowoltaiczne – trwał przy swoim.

[Hodie:] Super. Do ich wyprodukowania potrzebne są minerały, które również nie są studnią bez dna. Wydobywa się je, dewastując przy tym środowisko naturalne i często w mało bezpiecznych warunkach. Cały rynek produkcyjny obsługują Chiny, które ściągają surowce z innych miejsc. Chcesz uzależnić gospodarkę światową od jednego kraju? Co w przypadku wojny? Myślisz, że się ludzie dogadają? Wracając. – Machnęła dłonią. – Masz panele. Masz całe połacie terenów, na których je ulokowałeś. To nie były kosmiczne ruiny, tylko miejsca, w których też istniało życie, które trzeba było zlikwidować i pociągnąć całą kosztowną instalację. Myślisz, że lecący nad taką farmą ptak się nie zapali, gdy tysiące luster będzie odbijać promienie. Mamy ziemską Gwiazdę Śmierci. A potem co? Przecież wszystko ma swoją żywotność. Nie potrafimy obniżyć kosztów, naprawa się nie opłaca. Wyrzucamy to jak stare zabawki, tak by rodzice i oczy kamer tego nie widziały. Afryka jest naszym śmietnikiem. Przecież nikt się nie skarży. Gdzie oni, a gdzie my. Co nas będzie obchodził ich los, jak nam ostatni odcinek serialu w telewizji przepadnie. Jak nie mają czystej wody, to niech butelkowaną piją. Ja tu cierpię, bo mi Marek w M jak Miłość dokonuje zdrady.

[Cras:] Energia jądrowa? – dodał już mniej pewnie.

[Hodie:] Kusząca, ale droga i wciąż niepewna. Jak z niej korzystasz, wydaje się być nieinwazyjna, ale każdy błąd zostawia długotrwałe blizny, także na psychice. Dobrze też by było wiedzieć, co zrobić z odpadami. W beczki i do kopalni to krótkotrwałe chowanie syfu. To tak jak goście wpadną, a ty po szafach chowasz cały bałagan. Kiedyś trzeba będzie otworzyć tę szafę albo, co gorsza, sama się otworzy, a my nie będziemy gotowi.

[Cras:] Przecież coś trzeba robić! Nie można przecież trwać w miejscu i czekać na śmierć!

[Hodie:] Problem jest w tym, że ludzie często mają dobre chęci, ale działają po omacku. Jak dzieci. A najgorsze, że my zawsze czegoś chcemy. Za dużo chcemy, a za mało dajemy. Heri wiele mnie nauczył. Widział to, czego ja nie widziałam i nauczył rzeczy, które już się nie wydarzą, oby. Ty, Cras. – zwróciła się do drugiego z mężczyzn – Pokazujesz mi, jak może być. Twój optymizm i pośpiech bywają czasem męczące, jednak masz dobre chęci. Chcesz zmian. Stojąc w miejscu, nigdzie się nie zajdzie. A nawet najgorzej wybrana droga czegoś nas nauczy.

[Heri:] Ta, zawrócić i nie oglądać się za siebie.

[Hodie:] Może… Zawsze się kłócimy, co trzeba zrobić teraz, ale nikt tego nie wie. Nikt o tym nie myślał wczoraj, a jutro już o tym zapomni. Nie da się zbudować domu w jeden dzień bez fundamentów. I dla kogo ma być ten dom? Dla pierwszego planu? Co z aktorami z drugiego, trzeciego, a nawet z czwartego planu? Oni często nawet cegieł nie mają. Życie, ten cały proces nieustannych zmian, to nie promocje w markecie, gdzie bijemy się o zwłoki karpia. Nie da się zerwać plastra na raz, bez uszkadzania skóry wokół rany. Rozmawiamy dzisiaj o paliwach kopalnianych, fakt – trzeba od nich odejść, ale nie da się tego zrobić w jeden dzień bez przygotowania. Trzeba zmniejszać ich zużycie, a potem przy dobrych wiatrach zrezygnować całkowicie. Ocieplać domy, częściej wybierać komunikację zbiorową czy własne nogi. Jeść, a nie żreć. Kupować, a nie okupować. Żyć, szanując kogoś jeszcze oprócz siebie.

[Cras:] Ale nie ma na to czasu!

[Hodie:] Czasu nigdy nie było. Zawsze się spieszyliśmy. Szybko się rodziliśmy. Szybko żyliśmy, to i umierać przyjdzie nam szybko. Dla całości zegara nie jesteśmy nawet sekundą. Spiesząc się, popełniamy coraz więcej błędów, które skracają nam i tę sekundę. Upewniliśmy się, że ten problem jest nasz, to znaczy, że musi być rozwiązanie. Zamiast się kłócić, powinniśmy się zebrać i nauczyć się znajdować rozwiązania.

[Cras:] Kupię ci tę kawę i sobie chyba też – zwrócił się po chwili do Heriego.

[Hodie:] Chciałabym, żeby życie było łatwe. Może jest, tylko moja głowa usilnie stwarza problemy, w kółko odgrzewając te same przejadłe kawałki, aby maltretować się na nowo. Jak myślicie? Może jestem masochistką? Zastanawiam się, czy ludzie mają łatwiej albo czy znają bardziej etyczne sposoby radzenia sobie z tą przypadłością niż lobotomia. Bo to nie jest normalne, że my w kółko wałkujemy te same tematy, a one i tak giną pod kolorem majtek Dody.

 

 

Od autorki:
heri (łac.) – wczoraj
hodie (łac.) – dziś
cras (łac.) – jutro