Powinowactwo. Barbara Wysoczańska, Nigdy się nie poddam

Powinowactwo

Barbara Wysoczańska, Nigdy się nie poddam, Wydawnictwo Filia, Poznań 2024, 512 s.

Barbara Wysoczańska jest autorką książek z gatunku literatury popularnej o uznanym już dorobku. Jej bardzo udanym debiutem była powieść Narzeczona nazisty (Wyd. Filia, 2021). Na uwagę zasługuje Siła kobiet (Wyd. Filia, 2022), budząca wiele emocji i refleksji na temat sytuacji społecznej kobiet w Polsce w latach 20. XX wieku. Z kolei Aktoreczka (Wyd. Filia, 2023) ma silną, inteligentną bohaterkę, która nie godzi się ze stereotypowym postrzeganiem jej jako wyłącznie „pięknej kobiety”. Wyróżnia się też książka Świat na nowo (Wyd. Filia, 2022), mająca wielki walor historyczny, opowiadająca o powojennych losach mieszkańców osiedlających się na tak zwanych Ziemiach Zachodnich[1]. Powieść, z akcją rozgrywającą się w Nowej Soli, jest pod wieloma względami ważna dla mieszkańców Ziemi Lubuskiej, bo pozwala odkrywać skomplikowaną, bolesną przeszłość oraz odnosić się do niej bez przemilczeń i uprzedzeń.

Barbara Wysoczańska z powodzeniem włącza te wątki do swojej twórczości, zdecydowanie wykraczającej poza regionalny obieg. Bardzo dobrze, że te niełatwe kwestie są przez nią poruszane właśnie na gruncie literatury uznawanej za „lekką, łatwą i przyjemną”, bo dzięki temu nabiera ona wagi. Wypełnia też swego rodzaju misję: pomaga przełamywać stereotypy, pozbywać się uprzedzeń i budzić świadomość historyczną. Dla porównania, kwestie te nie są niczym nowym na przykład w czytanej dla rozrywki współczesnej literaturze naszych zachodnich sąsiadów, gdzie od lat wielkim powodzeniem cieszą się licznie wydawane popularne sagi rodzinne i cykle historyczno-obyczajowe (najczęściej trylogie). Mają one dobry poziom literacki i są mocno osadzone w historii Niemiec XX wieku, absolutnie nie przemilczając nawet tego, co dla Niemców bywa tematem tabu[2].

Grünberg – Zielona Góra

Wszystkie akcenty z poprzednich utworów Barbary Wysoczańskiej są obecne w nowej, niezwykle ciekawej i inspirującej odsłonie, jaką jest powieść Nigdy się nie poddam. Akcja toczy się w dwóch perspektywach czasowych: obecnej oraz historycznej; w roku 1934 

w Grünbergu (to, jak wiemy, dawna nazwa naszego miasta) i we współczesnej Zielonej Górze. Fabuła nawiązuje do tego, że miasto i okolice od stuleci słynęły z tradycji winiarskich, po 1945 roku boleśnie zerwanych, a dzisiaj wspaniale się odradzających. W powieści znajdziemy wkomponowane interesujące szczegóły dotyczące tego niełatwego, ale jakże pięknego rzemiosła. Jest ono, jak się wydaje, istotnym czynnikiem kształtującym współczesną tożsamość regionu, kreującym wyjątkowość Ziemi Lubuskiej w skali kraju oraz jej atrakcyjność. W tutejszych winnicach pojawia się coraz więcej turystów i fachowców z branży.

Młoda wdowa Alicja, architektka wnętrz, zdecydowała się na zakup zabytkowego domu z otaczającą go zaniedbaną działką w okolicach Zielonej Góry. Pewnego dnia odkrywa zakopaną w ogrodzie skrzynkę z winiarskimi artefaktami i starym aktem własności. Okazuje się, że posiadłość nazywała się dawniej Weingut Vogel. W ten sposób Alicja trafia na ślad dawnej właścicielki majątku, Gretel. Wykorzystuje możliwość, aby dotrzeć do jej potomków, zamieszkałej w Niemczech rodziny Ritterów, i poznać jej historię.

Dwie bohaterki, dwaj bracia

Oba wątki, współczesny i historyczny, toczą się naprzemiennie i są ze sobą umiejętnie powiązane. Dwie bohaterki, Alicja i Gretel, mają ze sobą wiele wspólnego. Obie są silne i zdeterminowane, aby kształtować życie według własnych reguł. Gretel, w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, zostaje sama wobec piętrzących się kłopotów z zadłużoną winnicą i brakiem rąk do pracy. Alicja z kolei wie, że musi nauczyć się żyć bez męża i w każdej sytuacji liczyć na siebie. Pomaga jej w tym poznawanie historii życia Gretel. W tym celu odwiedza w Monachium jej potomków, którzy chętnie dzielą się z nią szczegółami dotyczącymi przeszłości w Grünbergu.

Młoda Niemka uwikłana jest w konflikt z rodzeństwem. Mocno się obawia tego, że jej gospodarstwo zbankrutuje, a wtedy stanie się łatwym łupem i zostanie zapewne sprzedane za bezcen przypadkowym kupcom. Okazuje się jednak, że na jej winnicę mają ochotę także wpływowi i zamożni sąsiedzi. Tak, bankier Gehler wszystko przemyślał i zaplanował – i najlepiej będzie, żeby Gretel posłusznie spełniła jego wolę.

Jak można się domyślać, nie przebiegnie to tak łatwo. Także dlatego, że na drodze młodej kobiety stają dwaj bracia. Rywalizowali od zawsze, są między nimi zadry z przeszłości, a teraz ich konflikt dodatkowo się zaostrza. Sylwetki ich obu są wyraziście nakreślone: Erich jest typowym dzieckiem swoich czasów, cechami charakteru wpisuje się w portret wzorowego obywatela nazistowskiego państwa. Hans jest przeciwieństwem Ericha, przede wszystkim ze względu na radykalną przemianę, którą przeszedł. Jego postać przypomina Clerfayta z Nim nadejdzie lato E. M. Remarque’a, co dodaje fabule dramatycznych, ciemnych tonów.

Narzeczonej nazisty również mieliśmy przedstawione realia i duszny klimat nazistowskich Niemiec. W Nigdy się nie poddam tak samo dobrze widać dramat podzielonych przez politykę rodzin, konformizm i małość ludzkich charakterów, a przede wszystkim całą grozę tamtych naznaczonych faszyzmem przedwojennych czasów.

Realia historyczne i geograficzne

Autorka przywołuje w swoim utworze dawną topografię miasta Grünberg. Ciekawe są sceny rozgrywające się w ówczesnej Zielonej Górze, inspirujące wyobraźnię i pozwalające odkryć lub przypomnieć sobie niektóre rozdziały historii. Warstwa
historyczna nie zagłusza fabuły i nie odwraca od niej uwagi, jest jej w sam raz, aby dodać powieści głębi i pokazać trudne realia społeczne, z którymi trzeba było się wtedy mierzyć.

Tu drobna uwaga: do powieści wkradła się pomyłka, bo regionalny przysmak, którego Alicja próbuje w Monachium, to Kaiserschmarrn, a nie Kaisermann, jak pojawia się dwukrotnie na kartach książki. Kaiserschmarrn to przygotowywany na patelni rodzaj słodkiego omletu (z rodzynkami czy nawet innymi bakaliami), dzielonego na kawałki podczas smażenia. Jest on popularny również w Austrii.

Jak napisałam wcześniej, twórczość Barbary Wysoczańskiej wykracza poza krąg niszowej literatury regionalnej o lokalnym zasięgu. Autorka podbiła serca czytelniczek i czytelników w całej Polsce tym, że jej książki są napisane bardzo dobrze brzmiącą, naturalną polszczyzną, precyzyjną i potoczystą – dlatego też świetnie się je czyta. Zawsze mają świetnie zarysowane postacie i zajmująco skonstruowaną fabułę, sprawnie i naturalnie osadzoną w kontekście historycznym.

W przypadku Nigdy się nie poddam wielką rolę odgrywają również realia geograficzne. Jest tak zresztą nie tylko w naszym kraju, że wielkim powodzeniem cieszą się utwory związane z konkretnym miejscem, odwzorowującym jego topografię – współczesną bądź historyczną. Dla lokalnych mieszkańców to rodzaj niekomercyjnej reklamy i niebanalna forma budowania swoistej „miękkiej siły” ich regionu bądź miejscowości. Akcentuje się lokalną specyfikę, unikalne tradycje czy nawet smaki. (Co ciekawe, podejmowanie tego rodzaju działań na odgórne zamówienie odnosi na ogół odwrotny skutek). Dla osób z zewnątrz jest to zawsze okazja, aby odkryć nowe dla siebie geograficzne i kulturowe przestrzenie, być może nawet zainspirować się do podróży, podejmowanych nierzadko właśnie tropami powieściowych postaci. Tym bardziej więc cieszy, że Barbara Wysoczańska, autorka tak dobrze już rozpoznawalna w Polsce i popularna, miejscem swojej najnowszej powieści uczyniła Zieloną Górę. Przyniesie to miastu wizerunkowe korzyści, począwszy od tego, że coraz więcej osób niezwiązanych z Ziemią Lubuską przestanie być może mylić nasze miasto z… Jelenią Górą.

Choć osadzona ściśle w naszym regionie i podkreślająca lokalność, Nigdy się nie poddam jest pod każdym względem uniwersalną, zarysowaną z rozmachem opowieścią o siłach życia, których źródłem jest ukochanie rodzinnej ziemi i domu. Niezależnie od tego, w jakich czasach żyjemy, troski są podobne, a ludzkie emocje – takie same. Pokazanie tego na tle trudnej historii tak zwanych Ziem Zachodnich dodaje książce szczególnego znaczenia, przełamując zmowę milczenia w odniesieniu do pewnych tematów. Poznawaniu wiedzy o przeszłości nie zawsze towarzyszyła otwartość, przede wszystkim dlatego, że pomijano niewygodne fakty, a o wielu rzeczach nie można było, ale też i nie chciano, mówić.

Bez relatywizacji

W powieści pojawia się – nawiązująca do tego spostrzeżenia – tajemnica z przeszłości. Schemat jej odkrywania nie jest w powieściach oczywiście niczym nowym, ale w Nigdy się nie poddam okazuje się szczególnie udanym pomysłem. Do fabuły przystaje znakomicie, bo oprócz tego, że jest przyciągającym i podtrzymującym uwagę czytających zabiegiem literackim, to jest także symboliczną „cegiełką” w procesie wymazywania „białych plam” dotyczących relacji polsko-niemieckich. Warto jednak uściślić, że nie ma to nic wspólnego z relatywizacją historii i budowaniem fałszywego poczucia symetrii. Autorka jest z wykształcenia historyczką i świetnie zna „punkty brzegowe”, o których niezmiennie trzeba pamiętać, dyskutując o tych kwestiach. Jest to w powieści wyraźnie zasygnalizowane: „[z]arówno z moralnego punktu widzenia, jak i z poziomu przegranych nie wolno nam zapomnieć, kto rozpętał tamtą wojnę”, przyznaje pani Ritter, wnuczka Gretel.

Szczególne poczucie wspólnoty i przynależności budzi przywiązanie do tego samego miejsca. Zwykle naturalną ciekawość budzi to, kim byli ci, którzy żyli tu przed nami i których losy również były związane z domem, ulicą czy miejscowością, w której mieszkamy. Treści obecnej w szkołach edukacji regionalnej, źródła historyczne czy ustne przekazy rodzinne pozwalają tę ciekawość częściowo zaspokoić. Jednak w przypadku terenów Ziem Zachodnich odpowiedzi na niejedno pytanie są o wiele bardziej skomplikowane niż gdziekolwiek indziej. Musiało minąć całkiem sporo czasu, by bez uprzedzeń przyznawać, że regiony te przed 1945 rokiem zamieszkiwali Niemcy, po których obecności pozostało wiele materialnych i niematerialnych śladów. Trzeba było odrobić gorzką lekcję historii o wysiedleniach Niemców i o przyjeździe na ich miejsce nowych mieszkańców, głównie wywodzących się ze wschodnich terenów dawnej II Rzeczypospolitej. Obecnie ich potomkowie mają wiele do odkrywania…

A więc to oni?

Owa niemiecka przeszłość nie dawała się wymazać i wracała do powojennych mieszkańców Ziem Zachodnich, czasami dosyć nieoczekiwanie. Na przykład w formie nieoficjalnych odwiedzin Niemców w ich dawnych domach czy majątkach. Przeważnie chodziło o sentymentalną podróż w przeszłość, zrobienie paru zdjęć, przekonanie się, jak po latach wygląda ich rodzinny dom czy najbliższa sercu okolica, zachowana we wspomnieniach. Po stronie „nowych” mieszkańców zawsze budziło to lęk. Czy tamci przyjechali, aby odebrać swoje dawne mienie? (Uregulowania prawne raczej to wykluczają i wydatnie wzmacniają w tym względzie poczucie bezpieczeństwa). Pojawiało się uczucie zaskoczenia: a więc to oni mieszkali tu przed nami? Chodzili po tym samym ogrodzie, przebywali w tych samych wnętrzach, w których jesteśmy teraz my, może nawet posługiwali się tymi samymi sprzętami? Od pierwszych takich spotkań poniemieckie mienie przestawało być „niczyje”; oto można było poznać konkretne twarze, imiona i nazwiska dawnych właścicieli oraz fakty z ich życia – tak jak zgłębia to powieściowa Alicja.

Sama znam kilka przykładów tego rodzaju niemiecko-polskich spotkań, które miały miejsce w Zielonej Górze. Mieszkańcy poniemieckich nieruchomości najpierw zauważali, że ktoś kręci się w pobliżu i uważnie obserwuje okolicę, czasami nawet robi zdjęcia domu. W czasach sprzed 1989 roku budziło to podejrzliwość i wiele obaw. A gdy zawiązywały się rozmowy, okazywało się, że tymi „obcymi” są poprzedni lokatorzy lub ich potomkowie, którzy przyjechali obejrzeć swoje dawne miejsce zamieszkania. Nieraz przyjezdnym pozwalano wejść do środka, aby mogli odświeżyć wspomnienia i przekonać się, jak wyglądają teraz wnętrza. Nierzadko też kontakty stawały się regularne. Z czasem kształtowało się więc poczucie pewnej wspólnoty, co pomagało przełamywać uprzedzenia i nieporozumienia, często też – pokonywać bariery językowe.

I choć takiego akurat przebiegu fabuły w powieści nie ma, Barbara Wysoczańska zauważa i akcentuje to jedyne w swoim rodzaju niemiecko-polskie powinowactwo, szczególne być może nawet na skalę światową (tak jak unikalne w historii ludzkości były masowe przemieszczenia ludności po drugiej wojnie światowej, jakie stały się udziałem tej części Europy). Pani Ritter mówi do głównej bohaterki Nigdy się nie poddam: „skoro kupiłaś dom babci Gretel, Alicjo, to prawie tak, jakbyś była naszą krewną”.

Nowa postać

W tym świetle szczególnie poruszające i mocno symboliczne jest zakończenie utworu. Oto za sprawą wydarzeń z przeszłości zarysowuje się niedaleka przyszłość, która będzie udziałem Alicji… Jak będą wyglądały dalsze lata jej życia? Kim będzie nowa postać, pojawiająca się pod koniec powieści? Barbara Wysoczańska nie zadeklarowała jednoznacznie, że zamierza kontynuować Nigdy się nie poddam, ale finał wcale tego nie wyklucza. W polsko-niemieckich relacjach i w historii naszego regionu jest bardzo wiele do odkrycia i sporo do naprawienia. A przede wszystkim – do przemyślenia.

Joanna Kapica-Curzytek

 


[1]  Omówienie tej książki: J. Kapica-Curzytek, Tu jest Polska! Ale wszystko niemieckie, „Pro Libris” nr 1-2 (82-83)/2023.
[2]  Przykładem może być świetny trzytomowy cykl Michaeli Grünig, nietłumaczony na język polski, Palais Heiligendamm (Lübbe Verlag, 2022) lub sześciotomowa seria Anne Jacobs, pt. Tuchvilla; u nas ukazały się jej trzy pierwsze części, zapoczątkowane książką W cieniu tajemnic (przekład: Ewelina Twardoch, Wyd. Prószyński i S-ka, 2016).