Zofia Gólska
Pojednanie. Stadion dla biedronki
w perspektywie sakralizacji i antropocenu
Stadion dla biedronki można uznać za swoistą zapowiedź „poezji antropocenu”. Doskonale charakteryzuje go „podmiotowość ekologiczna”[1], rozumiana jako sieć relacji, zależność, nieoddzielność od reszty świata; cechują go także inne wyznaczniki, o których wspomnę później.
Podmiot liryczny w pierwszej strofie Stadionu dla biedronki wykorzystuje formę litanii, by zwrócić się do Ziemi (pisanej wielką literą, a tylko trzy odmienne słowa są w ten sposób wyróżnione). Wyrażenia takie jak „ojczyzna”, „rodzicielka”, „piastunka”, „gospodyni” uściślają ją jako Matkę-Ziemię, co przywodzi na myśl mitologiczną Gaję. Pierwotne bóstwo zdaje się dla podmiotu-człowieka nieosiągalne i niepojęte, należące do sfery sacrum.
Jednak ludzie (i cywilizacja) trwają w konflikcie z Ziemią, o czym świadczą słowa: „piastunko głupawych domków i nadętych domiszcz”, zwiastujące rozłam w samym społeczeństwie. Z kolei „tolerancyjna gospodyni węgla i uranu”, kojarzących się oczywiście z działalnością przemysłową, posiada w sobie swoisty dysonans. Z perspektywy geologicznej są elementami przyrody nieożywionej, zdaje się jednak, że podmiot liryczny odnosi się do ich nadmiernego wydobycia i zużycia, wpływającego na ekosystem niekorzystnie. Konflikt, ze strony konsumpcyjnego kapitalizmu, przeradza się w „profanujące zawłaszczanie”.
Następuje przejście od personifikacji do animalizacji, skoro Ziemia to „cierpliwe zwierzę, które można ranić i głaskać”. Zauważmy, że wówczas sakralizacja, ubóstwienie Ziemi zdaje się niecałkowite, wręcz pozorne, a na pewno niejednoznaczne.
Tę hipotezę „profanacji” potwierdzają dystychy w zakończeniu. Doświadczenie Ziemi ulega uniwersalizacji i zostaje wpisane w ludzką egzystencję. Świadczy o tym zagęszczenie apostrof-anafor w ostatnich wersach, sprawiających, że relacja człowiek-Ziemia staje się niezwykle osobista i przypomina swoisty dialog. Ona znów staje się matką, a ludzie, jak dzieci, szukają z nią porozumienia bez słów („Ciebie wielbimy, chwaląc bełkot własny, / ciebie obejmujemy w naszych łożach ciasnych”). Gaja zawiera się również w miłości, przejmując sferę Erosa.
Pojęcie więzi jest kluczowe dla zrozumienia niejednoznacznej relacji człowieka i Ziemi, która z początku zdaje się opozycją, potem – oscylacją pomiędzy jednym i drugim, miłością i nienawiścią. Zauważmy, że więź oznacza zarówno więzy, jak i związek. Zakłada, że obie części są integralne, stanowią odpowiedź dla i na siebie nawzajem. Ostatecznie ta „dychotomia” przebiega raczej na linii ogółu i szczegółu, skoro Homo sapiens stanowi część przyrody.
Warto zwrócić uwagę na motywy wanitatywne, zwiastowane już na początku utworu: „Ziemio, ojczyzno ludzi/ dziedzictwo zwierząt”. Pobrzmiewają także w zakończeniu, w słowach: „uczynisz ze mnie stadion dla biedronki”, co łączy się z rozważaniami z Księgi Koheleta. Vanitas wiąże się z niepokojem metafizycznym, „wrażliwym jak dzwonki”. Ziemia go „przyjmuje”, ponieważ jej także dotyczy proces przemijania, choć jest o wiele „trwalsza” niż „trzcina, najwątlejsza w przyrodzie”[2].
„Tematyczny zwrot w kierunku więcej-niż-ludzkiej przyrody”[3] wyróżnia pewien nurt w polskiej poezji najnowszej, natomiast sądzę, że to określenie charakteryzuje również utwór Dowgielewicz[4]. Rozważa zagadnienia takie jak: „antropocentryzm/biocentryzm, uprzedmiotowienie więcej-niż-ludzkiej przyrody czy ograniczenia ludzkiego poznania”[5]. Stadion dla biedronki cechuje też wspomniane rozszerzenie pojęcia podmiotowości. W pierwszej strofie nie dostrzegamy wartościowania „ojczyzny ludzi”, „carstwa […] kapusty” czy „rodzicielki […] kurzu”, której autorka poświęca aż trzy wersy. Przedstawia temat w sposób znacznie „ocierający się o sacrum”[6]. Katarzyna Krysińska, pisząc o sakralizacji w poezji Ireny Dowgielewicz, wyróżnia takie jej przejawy, jak „1) uduchowienie przyrody i rzeczy, 2) sanktyfikację i deifikację rzeczywistości”[7], które dokonują się poprzez „uświęcanie przyrody, […] pokorne patrzenie na świat, […] sakralizację dnia codziennego […]; uwznioślenie ojczyzny i ziemi-matki”. Te zabiegi znajdują odzwierciedlenie w Stadionie dla biedronki nie tylko poprzez użycie liryki inwokacyjnej i podniosłość utworu. Końcowe dystychy, utrzymane w liryce bezpośredniej, przedstawiają codzienność (miłość, prognozę pogody) z perspektywy zbiorowości (chociaż konstrukcja podmiotu lirycznego zasadza się na oscylowaniu pomiędzy nią a jednostką). Wydaje się zatem, że utwór głosi „pojednanie”, rozumiane jako powrót do jedności, „przenikanie się […] przedmiotów, roślin, zwierząt, ludzi, […] samego Boga”[8], a także rodzaj sakramentu pokuty wobec konfliktu i cierpienia. Dychotomiczny podział ulega zatarciu, bowiem „wszystko stanowi jedność”[9].
[1] J. Fiedorczuk, Poezja świadomego antropocenu, [w:] Prognoza niepogody. Literatura polska w XXI wieku, red. M. Jakubowiak i S. Kloska, Wołowiec 2020, s. 92.
[2] B. Pascal, Myśli, przeł. T. Boy-Żeleński, Warszawa 2015, s. 70.
[3] J. Fiedorczuk, dz. cyt., s. 85.
[4] Warto zauważyć, że pierwszy Dzień Ziemi (Earth Day) odbył się w tym samym roku, co publikacja tomiku Stadion dla biedronki (1970). Por. https://www.epa.gov/history/epa-history-earth-day [dostęp: 13 maja 2024].
[5] J. Fiedorczuk, dz. cyt., s. 86.
[6] Tamże.
[7] K. Krysińska, „Żaden cud nie jest mniejszy…”. Sakralizacje w poezji Ireny
Dowgielewicz, „In Gremium” t. 9, 2015, s. 229.
[8] Tamże, s. 230.
[9] Tamże.