Estera Stupeń
Podróż przez krąg życia
(fragment)
Stadion dla biedronki. Intrygujące. Co wspólnego ma stadion z biedronką? Kto buduje takie obiekty i w jakim celu? Czyżby to wytwór człowieka miał służyć wytworowi przyrody? Zazwyczaj sytuacja jest odwrotna. Pytania te nasuwają się już po pierwszym spojrzeniu na tytuł utworu Ireny Dowgielewicz – Stadion dla biedronki, skłaniając do zagłębienia się w wiersz. Ciekawość sama niesie poprzez kolejne wersy i strofy, by rozwikłać zagadkę stadionu dla biedronki.
Utwór ten to monolog człowieka, który ma odwagę widzieć więcej – to, czego inni zdają się nie dostrzegać lub od czego celowo odwracają wzrok. Co ciekawe, jego adresatką nie jest tytułowa biedronka. Wiersz rozpoczyna się zwrotem do Ziemi. W każdym kolejnym wersie Autorka używa swojego poetyckiego pędzla, by jak najbardziej precyzyjnie namalować w głowie odbiorcy jej obraz. Ziemia to „ojczyzna ludzi, dziedzictwo zwierząt, carstwo wielkogłowej kapusty i pąków lipowych, matka kamieni, szczodra rodzicielka delikatnej tkaniny kurzu”. Wszystkie te określenia kojarzą się z pięknem, troską, wrażliwością. Są podniosłe i dumne. Wskazują, jak ważne i różnorodne funkcje, formy i role przyjmuje Ziemia, jak również uświadamiają, jak duży szacunek i dbałość jej się należą.
Niestety, czytając dalsze wersy, dociera się do smutnej prawdy. Ludzie biorą od Ziemi więcej, niż oddają jej w zamian. Opierają szczęście i wizerunek na rzeczach, przedmiotach. Pragną posiadać. Zagarniają jej przestrzeń kawałek po kawałku. Jak dobra, opiekuńcza piastunka pozwala dzieciom na zabawę, tak Ziemia pozwala jednak na budowę ich „głupawych domków i nadętych domiszcz”. To „tolerancyjna gospodyni węgla i uranu”, która mimo faktu, że pierwiastki te są dla niej szkodliwe, nie wyprasza ich. Wręcz przeciwnie, jako dobra pani swego domu pokornie znosi ich niebezpieczne właściwości. Mimo wielu krzywd, niczym „cierpliwe zwierzę, które można ranić i głaskać”, nieustannie z głęboką ufnością ofiarowuje wszystko to, co ma najlepsze.
Na szczęście, oto jest ktoś, kto wreszcie dostrzegł tę nierówną relację: „ciebie wielbimy chwaląc bełkot własny, ciebie obejmujemy w naszych łożach ciasnych […] ciebie stroją uczeni, mianując pogody”. Podmiot liryczny zdaje się być zawiedziony tym, co obserwuje. Kolejnymi, hucznie oklaskiwanymi, przemówieniami utartych frazesów, które Ziemię chwalą, a jednocześnie nie przynoszą większych zmian na lepsze. Zwraca uwagę, że ludziom wydaje się, iż gromadząc przedmioty, zdobywają świat na własność. Mają go we własnych rękach, kształtując rzeczywistość, a tymczasem nadmiar rzeczy powoli ich przytłacza. Zamiast poczucia szczęścia, doprowadza wreszcie do uczucia pustki. Co więcej, ludzie wciąż wydają się próbować konkurować z Ziemią – ulepszają technologie, odczytują sygnały. Starają się iść krok przed naturą, by zdobyć przewagę nad jej zjawiskami. […]
Stadion dla biedronki niejako zabiera nas w podróż przez krąg życia – rodzimy się, łączymy z naturą, wpływamy na nią, niszczymy ją, a później stajemy się jej elementem. W ostatecznym rozrachunku to ona wygrywa jeden do zera.
Utwór ten pozostawia słodko-gorzki smak. Jego przesłanie można odczytywać na wiele różnych sposobów. Z jednej strony jest to wyraz wdzięczności dla Ziemi – za to, że otwiera ramiona i swój dom dla człowieka, obdarzając kolejne pokolenia bezwarunkowym zaufaniem. Raz po raz wybacza błędy i daje kolejne szanse na ich naprawę. Skłania także do refleksji nad tym, co tracimy, pozornie zyskując, zmuszając do zetknięcia się twarzą w twarz z pytaniem: czy opamiętanie przyjdzie we właściwym momencie? Wreszcie zachęca, by zwolnić i cieszyć się pięknem natury, póki ma się na to czas – życie jest bowiem kruche i nigdy nie wiadomo, kiedy człowiek stanie się kolejnym stadionem dla biedronki.