Joanna Marcinkowska
Po co nam teatr?
Samotność – cóż po ludziach, czym [teatr] dla ludzi?
Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha,
Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?
(parafraza fragmentu Wielkiej Improwizacji z III części Dziadów Adama Mickiewicza)
Mogłoby się wydawać, że po surrealistycznym czasie pandemii nie tak szybko nastąpi odrodzenie korzystania z kultury i chętny powrót widowni do sal teatralnych. Wszystko jednak zaczęło powracać do normalności stosunkowo szybko, ponieważ okazało się, że kontakt z żywym artystą jest niezwykle cenny, a przeżycia „przez szybę” (ekranów) jednak niezbyt interesują odbiorców na dłuższą metę.
W sezonie 2023/2024 odbyłam bardzo dużo podróży teatralnych. Pasjonuję się teatrem od ponad 20 lat. Mam wykształcenie teatrologiczne, a wieloletnia współpraca z „Dziennikiem Teatralnym” daje mi możliwość pisania recenzji o spektaklach w całej Polsce. Poza tym, jako że pracuję w teatrze, warto zwyczajnie „przewietrzyć głowę” i sprawdzić, co innego/ciekawego można zobaczyć na scenach innych teatrów. Wybór jest ogromny, bo właściwie gdzie nie spojrzymy – tam realizowany jest potencjalnie interesujący spektakl.
Inna rzecz jest taka, że staram się po prostu (w miarę możliwości) być na bieżąco z tym, co dzieje się aktualnie na scenach teatralnych w Polsce. W mojej opinii teatr w naszym kraju stoi na bardzo wysokim poziomie: jest różnorodny, nowoczesny, a podejmowane tematy są uniwersalne. Oczywiście, wybierając spektakle, dokonuję pewnej selekcji i skupiam się na rzeczach, które w mojej intuicji oraz według mojej wiedzy wydają się być najciekawsze czy najważniejsze. Nie da się być też wszędzie, bo często istotne wydarzenia dzieją się symultanicznie, w różnych miastach. Nie da się zobaczyć wszystkiego.
Co ciekawe – zauważyłam, że kiedy przyjedzie się do dużego miasta (jak Warszawa, Kraków, Poznań) i będzie się chciało spontanicznie pójść na jakiś spektakl, okaże się, że nie ma biletów. Oczywiście, można próbować dostać wejściówkę przed samym rozpoczęciem spektaklu, ale wiąże się to z niepewnością, czy w ogóle wejdziemy na spektakl. Wydawałoby się, że (stereotypowo) nikt do teatru nie chodzi i nadal jest to rozrywka dla elit. Nic bardziej mylnego.
Trzeba zauważyć, że w ostatnich latach zmienił się sam sposób ubierania się do teatru – jakkolwiek samo wyjście do teatru nadal jest pewnego rodzaju „świętem”, to jednak w operze wciąż obowiązują stroje wizytowe, natomiast w teatrze ubiór stał się o wiele bardziej „liberalny”. Ważne, żeby było schludnie, ale może być absolutnie „na luzie”. Teatr jest miejscem spotkania, dyskusji, randki, rozrywki, ale przede wszystkim – przeżycia.
Poprzednia władza miała ambicje niszczenia instytucji kultury – takich jak teatr – które uczą krytycznego myślenia, ale też twórczego spojrzenia na rzeczywistość. Zadania sobie wielu pytań na temat tego, co dzieje się wokół nas i próby indywidualnej odpowiedzi na nie. Zastanowienia się także, dlaczego taka a nie inna tematyka aktualnie nurtuje twórcę i w jak dużym stopniu związana jest z tym, co możemy obserwować na co dzień. Myślowy ferment, fundamentalne pytania i potem długie „nocne Polaków rozmowy” – to przecież niebezpieczne!
Można sobie zatem zadać pytanie: po co w ogóle jest teatr? Po co teatr w kraju, w którym spektakle wyprzedawane są z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem jak koncerty rockowe? Dlaczego informacja, że Krzysztof Warlikowski zaczął w Warszawie próby do nowego spektaklu rozpala część naszych obywateli podobnie jak ogłoszenie, że na Stadionie Narodowym zagra Metallica? Skala zainteresowania biletami będzie podobna: po kilku godzinach od startu sprzedaży będzie o nich można tylko pomarzyć.
Właśnie dlatego – jest potrzebny, ponieważ w ludziach jest głód sztuki. Teatr jest dodatkowo ulotny: film po latach będzie wyglądał dokładnie tak samo, będzie można go bez problemu odtworzyć. Rejestracja filmowa spektaklu nigdy nie będzie tym samym, co zobaczenie spektaklu na żywo. Choć tu można podać przykład transmisji na żywo musicalu 1989 w reżyserii Katarzyny Szyngiery, stworzonego w koprodukcji Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie i Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Sam spektakl robi furorę i jego transmisja w ramach odświeżonego po wyborach Teatru TV zgromadziła sporą widownię przed ekranami, co nie wpłynęło jednak na frekwencję na samym spektaklu, który nadal pozostaje jednym z hitów i „pozycji obowiązkowych”. W ogóle może warto zauważyć, że sama „reaktywacja” Teatru Telewizji spowodowała niemal „zryw narodowościowy”, bo nagle okazało się, że poniedziałkowy wieczór w większości przypadków ludzie spędzają przed ekranami telewizorów bynajmniej nie po to, żeby oglądać kolejny film sensacyjny, tylko właśnie spektakl teatralny. I nagle okazuje się, że są pokolenia, które właśnie na Teatrze Telewizji się wychowały, co jest swego rodzaju fenomenem.
Oczywiście, można zarzucić, że mówię tylko o zawężonej grupie teatromanów i co kogo teatr interesuje, jak za płotem jedna wojna, jeszcze dalej kolejna, a obok ludzie umierają w lasach. Nie chodzi o to, że ja tego nie zauważam, a twórcy teatralni mają to gdzieś – absolutnie! Teatr jest miejscem, które na bieżąco reaguje na to, co dzieje się wokół nas. Twórcy teatralni nie są zamkniętymi w bezokiennych najczęściej salach teatralnych, oderwanymi od rzeczywistości „zombiakami”. To wykształceni ludzie, którzy swoją sztuką, używając metafor, odnoszą się do świata i życia.
W polskim teatrze powstają produkcje, które odciskają swoje piętno na odbiorcy na lata. Wstrząsający spektakl Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję w reżyserii Mateusza Pakuły (koprodukcja Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie oraz Teatru im. S. Żeromskiego w Kielcach) podejmuje wciąż spychany na margines temat eutanazji ciężko chorych ludzi i „krucjaty” szpitalnej w walce o swoje zdrowie. Kontemplacyjne Balkony. Pieśni miłosne w reżyserii Krystiana Lupy (Teatr Polski w Podziemiu z Wrocławia) są o tym, że zawsze mamy do dyspozycji wycinek rzeczywistości, który zinterpretujemy według naszej wiedzy i doświadczenia. Elisabeth Costello. Siedem wykładów i pięć bajek z morałem w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (Nowy Teatr w Warszawie) to wielowątkowe, filozoficzno-egzystencjalne rozważania o naszym świecie i o tym, jak na niego wpływamy (mówiąc najogólniej). Brawurowy monodram Pogo w reżyserii Kingi Dębskiej (Teatr Polonia w Warszawie) uświadamia nieprawdopodobny koszt psychofizyczny pracy ratowników medycznych. Dotarłam też w końcu na fantastyczną Wierę Gran w reżyserii Barbary Sass do Teatru Kamienica w Warszawie, żeby otrzeć się o niełatwą historię niezwykłej artystki. Dosyć interesujące okazały się propozycje z mniejszych teatrów – Dzieje grzechu. Opowiedziane na nowo w reżyserii Darii Kopiec o tym, co robią z nami uczucia (Teatr im. J. Modrzejewskiej w Legnicy) oraz Miarka za miarkę w reżyserii Szymona Kaczmarka o intrygach władzy (Teatr im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie). Rozczarował mnie natomiast chaotyczny i niespójny Ulisses w reżyserii Mai Kleczewskiej (Teatr Polski w Poznaniu).
Warto wspomnieć jeszcze o jednej, niezwykle istotnej rzeczy. Są w polskim teatrze spektakle, grane do dziś z przerwami, które mają już status klasyki/legendy, na których też widownia jest zawsze pełna. W sezonie 2023/2024 odbył się dwusetny pokaz Rodzeństwa w reżyserii Krystiana Lupy (Narodowy Stary Teatr im. H. Modrzejewskiej w Krakowie, 28 lat po premierze), natomiast w Nowym Teatrze w Warszawie zagrano setny raz Anioły w Ameryce w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (spektakl gościnny TR Warszawa, 17 lat po premierze). Wrócił też kolejny raz (19 lat po premierze) Krum w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (koprodukcja TR Warszawa i Narodowego Starego Teatru im. H. Modrzejewskiej w Krakowie, grana w Nowym Teatrze w Warszawie). Dodatkowo Narodowy Stary Teatr od kilku lat regularnie kończy sezon Weselem w reżyserii Jana Klaty, który również zbliża się do setki wystawień.
Znów można zadać pytanie – po co? Dlaczego te spektakle nie są „wygaszane” i wciąż wracają do repertuaru jak bumerang? Po pierwsze dlatego, że wyznaczają pewne nie tylko standardy, ale też są to swego rodzaju „kamienie milowe” na teatralnej drodze w naszym kraju. Po drugie – nie straciły na aktualności. Rodzinne piekiełko, brak akceptacji nieheteronormatywności, samotność dojrzałego człowieka czy współcześnie odczytany Wyspiański – te spektakle zachwycają do dziś, są wciąż polecane, a nawet mają swoich fanów! Podejrzewam, że takim wciąż wznawianym widowiskiem stanie się też wspomniany już musical 1989, który historię odczytuje i podaje w sposób oszałamiająco trafny i przemyślany. Do tego wszystkiego mamy (wcale nieskandalizujące!) Dziady w reżyserii Mai Kleczewskiej (Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie).
Kiedy na koncert do Krakowa przyjechał kilka lat temu Sting, bilety rozeszły się bardzo szybko. Prawie 70-letni muzyk w świetnej kondycji dał koncert, złożony właściwie z samych hitów. Starsi przyszli powspominać, młodsi – zobaczyć go na żywo. Póki mogą (ja też byłam jedną z tych osób). Spektakle mają to do siebie, że możemy zobaczyć je „tu i teraz”, na żywo, a ich twórcy są nadal wśród nas – korzystajmy z tego. Kiedy w czerwcu 2017 roku w Krakowie był koncert Linkin Park, nikt nie przypuszczał, że będzie to jeden z ostatnich ich występów przed samobójczą śmiercią ich wokalisty Chestera Benningtona. Co to ma wspólnego z teatrem? To, że w tym sezonie zmarło dwóch ważnych twórców teatralnych: reżyser i dyrektor artystyczny Teatru Polskiego we Wrocławiu – Jan Szurmiej oraz aktor i reżyser Jerzy Stuhr. Jeden nie zrobi więcej spektakli, drugiego już nigdy nie zobaczymy na scenie. To, że jeśli interesuje nas jakaś dziedzina sztuka, szczególnie taka ulotna, jaką jest teatr – doświadczajmy go, póki możemy. Oglądajmy na żywo spektakle, które są dostępne „tu i teraz”, które tworzą przeżycia, ale też świadczą o artystycznych przemianach. Parafrazując klasyka: spieszmy się kupować bilety, tak szybko się rozchodzą!