Pisaniem tworzyć własne mity
Katarzyna Grabias-Banaszewska, Geranium: opowieści niedokończone, Towarzystwo Miłośników Zielonej Góry – Winnica, Zielona Góra 2024, 147 s.
Zacznę od tego, że nie myślałem, iż role kiedykolwiek się odtwórcą i to ja, jako były student, będę oceniał teksty napisane przez Katarzynę Grabias-Banaszewską. Nadarza się więc okazja do surowego rewanżu. Do przyjęcia roli wymagającego belfra i zajęcia pozycji z góry, dzięki której będę mógł pastwić się nad zaliczeniową pracą.
Jasne, że nie.
Raz, że nie mam do tego kompetencji, dwa – nigdy nie miałem problemu z prześlizgnięciem się na wykładach, a trzy i najważniejsze – Geranium można po prostu chwalić.
Lubię opowiadania, wydaje mi się nawet, że jeżeli chcemy poznać prawdziwą wartość prozaika, powinniśmy sięgnąć po jego krótsze formy. Zawarcie konkretnej myśli na kilku tylko stronach jest sztuką trudniejszą niż zaznaczenie jej w powieści. Wydaje się więc, że Katarzyna Grabias-Banaszewska zrobiła słusznie, zaczynając swoją pisarską karierę od zbioru. Jest to na swój literacki sposób naturalne.
Oczywiście przez tych czternaście opowiadań, przez cały niezbyt obszerny zbiór nie przebrnąłem jak błyskawica, ale to tylko źle świadczyłoby o samych tekstach. Większość z nich, ale nie wszystkie, pozostawia po sobie pewien zapach, który czuje się jeszcze długo po lekturze, zapach każący wracać myślami do przeczytanych historii. W zdaniach, między słowami, można również wyczuć coś ciężkiego, nieprzyjemnego. Jest to aura niepewności, która towarzyszy bohaterom opowiadań, a niemal namacalna wydaje się być w tekście otwierającym cały zbiór.
Geranium docenić trzeba za styl i koherentne względem osadzenia w czasie metafory – co często jest problemem wśród debiutujących pisarzy. Dialogi odzwierciedlają żywy język, postacie posiadają własne głosy, niektóre wydadzą się może lekko przerysowane, ale hiperbolizacja jest zabiegiem, który pozwala nakierować odpowiednio odbiorcę. Historia rodzin – ponoć w dużej mierze autentyczna – nie zaskakuje nas zwrotami akcji, ale nie na zjawiskowości zależało autorce, a na zobrazowaniu, uwiecznieniu przeszłości, przeniesieniu na papier anegdot i opowiastek ludzi, których już nie ma. Zgodzę się więc ze spostrzeżeniem Joanny Wawryk zawartym w posłowiu – mamy tutaj do czynienia z budowaniem prywatnej, rodzinnej mitologii.
Ciekawa jest też wartość obyczajowa, społeczna tych tekstów. Grupa przesiedleńców próbuje odtworzyć życie stamtąd tutaj – najlepiej ujmują to słowa Krysi z opowiadania Nie taki los. Wszystko takie same, życie jest takie samo niezależnie od miejsca i okoliczności, życie zwykłych ludzi. W tle dostrzec jeszcze można motywy niemieckości, które są i jeszcze długo, długo będą elementem naszej regionalnej tożsamości. Ceglane, poniemieckie budynki, które po wojnie zajęły polskie rodziny, przewijają się w opowieściach Grabias-Banaszewskiej, ale najbardziej metaforyczna, pozwalająca
ująć w sposób symboliczny przeszłość i teraźniejszość naszego regionu, jest sytuacja z opowiadania Spinka – w konsekwencji którego cały zbiór powstał. Niemieckie ramki i niemieckie zdjęcia służące za podkład pod fotografie Polaków.
Sama roślina, geranium, przekazywana z pokolenia na pokolenie niczym rodzinne geny, jest ciekawym motywem spajającym wszystkie opowiadania. Ale jest to oczywiście i przede wszystkim symbolem przeprowadzki, która spotkała nie tylko bohaterów opowiadań, ale całą rzeszę ludzi – i tak, dobór słowa nieprzypadkowy. Roślina wyrwana ze swojej ziemi, tak jak ludzie oderwani od swojego świata i przeszczepieni niczym sadzonki na zupełnie nowy, obcy, niepewny grunt.
Osobiście najbardziej przypadło mi do gustu opowiadanie Jak ręką odjął. Być może dlatego, że sam oddałem się literackiej prostocie – rzecz jasna w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Krótki, zwarty, całkiem zabawny tekst, trochę nawet brzmiący jak żart i oderwany od reszty opowiadań. Wydaje się, że jest jak zaczerpnięcie powietrza przed skokiem do wody, bardzo ciemnej, głębokiej wody, czyli następnego opowiadania Spinka, o którym już wcześniej wspomniałem, a który bezapelacyjnie trzeba uznać za najjaśniejszy punkt Geranium.
Oczywiście również same ilustracje – zamieszczone w książce między kolejnymi opowiadaniami – zasługują na uwagę i słowo wspomnienia. Są to wycinanki autorstwa Katarzyny Grabias-Banaszewskiej. Ponoć nie były stworzone pod wspomniane teksty, ale oglądając je, trudno w to uwierzyć. Wkomponowały się idealnie, dopełniając te wszystkie dobre, ciekawe teksty swoim estetycznym blaskiem.
Moja konkluzja po lekturze Geranium jest następująca: ważna jest pamięć. Jeżeli chcemy wiedzieć, kim jesteśmy, a może nawet kim będziemy, trzeba pamiętać o tym, kim byliśmy. Pamięć jest kluczem. Zbiór ten to uhonorowanie przeszłości nie tylko konkretnej rodziny, ale też mieszkańców całego zachodu Polski, uhonorowanie pamięcią, w nieoczywistych, ale ciepłych historiach mówiących o nieciekawym czasie.
Marcin Mielcarek