Piękna i groźna
Mateusz Pojnar, Rzeka ma zawsze rację. Nowa Sól i powódź 1997, PPH Rol-Pex Michał Samotyja, Nowa Sól 2022, 265 s.
Teksty publicystyczne potrafią wywołać w odbiorcy skrajne emocje, tj. radość, wzruszenie, niepokój, podekscytowanie, przygnębienie czy smutek. Jedną z takich publikacji jest reportaż, który wykształcił się w XIX wieku jako odrębny gatunek z pogranicza „dziennikarstwa i literatury artystycznej, mający na celu wiarygodną, sproblematyzowaną relację o autentycznych zdarzeniach i zjawiskach”[1]. Rozwój techniki spowodował powstanie także innych form tego gatunku, m.in.: reportażu filmowego, dźwiękowego i fotoreportażu. Można wyróżnić jego odmiany ze względu na temat. Należą do nich: reportaż społeczny, obyczajowy, podróżniczy, polityczny, wojenny, sądowy, sportowy; reportaż literacki zbliża się niekiedy do form narracji fikcjonalnej – powieściowej lub nowelistycznej[2]. Sposób prezentacji wydarzeń powinien cechować się obiektywizmem, rzetelnością i wiernością wobec przedmiotu narracji. Z drugiej strony jednak reportaż jest subiektywny, ponieważ „fakty pozostają prawdziwe, kompozycja (perspektywa, dobór wydarzeń i postaci) jest dziełem autora. W rezultacie owej powszechnej akceptacji dla literackich metod przedstawiania świata reportaż stał się gatunkiem orientacyjnym”[3]. Przemysław Czapliński dodaje, że współcześnie reportaż jest postrzegany zupełnie inaczej niż kiedyś:
Widzimy więc, że reportaż jest dziś sytuowany w opozycji nie do jednego, lecz dwóch innych typów pisania: „trzymanie się faktów” odróżnia go od fikcji, a respektowanie wymogów „piękna” odróżnia go od dokumentaryzmu. To podwójne odróżnienie (które przyjmuje również postać podwójnego zapożyczenia) powoduje, że reportaż wyłania się jako trzeci konkurent w walce o rzeczywistość. Przez cały wiek XX gatunek funkcjonował w ramach stabilnej dychotomii: literatura fikcyjna – reportaż. Współcześnie dychotomia ta przekształciła się w układ trójkowy: literatura fikcyjna – reportaż – dokument. W wyniku zmiany reportaż usytuował się w centrum systemu gatunkowego. Stał się w piśmiennictwie polskim XXI wieku formą, która orientuje bieguny dokumentaryzmu i literackości, i która reprezentuje optymalną wersję łączenia autonomii i zaangażowania[4].
Temat ten rozwijał Leon Cieślik, autor pracy pt. Uwagi o reportażu, w której zaznaczał, że
reporter posługuje się tymi samymi artystycznymi środkami wyrazu […] co prozaik. Reportaż różni jednak od opowiadania przedmiot i punkt wyjściowy. Reportaż opiera się na konkretnych faktach, wydarzeniach, mówi o realnych, konkretnych ludziach. Punktem wyjściowym dla reportażu są fakty. Poza tym – reportaż jest oczywiście nie tylko informacją o faktach – jeśli jest to nawet informacja przekazana przy pomocy artystycznych środków wyrazu. Tak więc reportaż posiada swoisty charakter, jest formą dziennikarską, lecz duży zespół cech zbliża go do literatury[5].
Rozważania te puentuje Krzysztof Kąkolewski, uznawszy, że „od literatury pięknej oddziela reportaż wymóg autentyzmu, od dziennikarstwa – piękno formy”[6].
Mateusz Pojnar, dziennikarz „Tygodnika Krąg”, współpracownik zielonogórskiej „Wyborczej”, a także absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Zielonogórskim, opublikował w „Tygodniku Powszechnym” reportaż pt. Odra piękna i groźna. Kontynuując temat, napisał książkę Rzeka ma zawsze rację. Nowa Sól i powódź 1997.
Książka liczy 268 stron, została wydana przez PPH Rol-Pex Michał Samotyja w Nowej Soli w 2022 roku. Redakcją i korektą tekstu zajął się sam autor, natomiast składem, opracowaniem graficznym i projektem okładki – Joanna Dysiewicz. Wybór ten był być może poprzedzony środkami finansowymi, jednak nie do końca trafiony. Osoba pisząca tekst nie zawsze zauważy wszystkie swoje błędy. Tym bardziej, jeśli nie uważa czegoś za błąd. Lepszym rozwiązaniem byłoby zatrudnienie redaktora, ponieważ w wydanym egzemplarzu zdarzają się błędy interpunkcyjne oraz powtórzenia. Opracowanie graficzne i okładka także nie przyciągną wymagających czytelników, jednak jak na wydanie książki w nierenomowanym wydawnictwie – jest dobrze.
Tematyka publikacji jest niezwykle interesująca, a opisanie jej w formie reportażu – dobrym rozwiązaniem. Mateusz Pojnar odwiedza różnych mieszkańców Nowej Soli, którzy w 1997 roku bronili się przed śmiercionośnym żywiołem. Rozmawia z nimi o ich wspomnieniach, strachu, jaki czuli w obawie przed utraceniem całego dorobku życia, dyskomforcie związanym z przymusowym mieszkaniem w innym miejscu i zapachu, który roznosił się wszędzie, a był nie do zniesienia.
Język książki jest przejrzysty, niekiedy kolokwialny. Na próżno szukać w nim literackości czy naukowego patosu. Autor przytacza wypowiedzi w prawie niezmienionej wersji, by zachować autentyczność odbioru oraz buduje często krótkie zdania nadające dynamiki tekstowi. Można powiedzieć, że mu się to udaje, jednak może reportaż byłby jeszcze czytelniejszy, gdyby o język zadbać z poetyckiej strony.
Mimo to Rzekę czyta się lekko, szybko i z wielkim zainteresowaniem. Mateusz Pojnar zadbał o to, by czytelnik mógł wczuć się w przedstawiane w reportażu wydarzenia i ze zniecierpliwieniem oczekiwał, co wydarzy się w kolejnym rozdziale. Wymieniani bohaterowie nigdy nie pozostają bezimienni. Dziennikarz opisuje ich historię, wprowadza odbiorcę w ich życie i pozwala przeżyć wraz z nimi „powódź stulecia”.
Dobrym rozwiązaniem okazało się dodanie do publikacji rozdziału opisującego historię dzieci borykających się z niezrozumiałym losem powodzian. Autor przedstawia w nim wspomnienia mieszkańców, którzy w 1997 roku mieli zaledwie kilka lat: „Anna Chyła: Miałam parę lat więcej niż ty, ale czas powodzi pamiętam głównie z perspektywy dziecka z osiedla i czekania na kolejny dzień. Pamiętam wojsko zbierające piasek z piaskownic na wały, ludzi, którzy mieszkali w przedszkolu, punkt PCK i worek ubrań, który stał przy moim łóżku. Na wszelki wypadek, gdyby poszła cofka do rzeczki”[7].
Przekrój wiekowy rozmówców jest niezwykle szeroki. Nowosolanin chciał ukazać nie tylko różne sposoby radzenia sobie ze śmiercionośnym żywiołem, ale także wiek, który nie był w tej sytuacji bez znaczenia. W książce można przeczytać zarówno o historii dzieci, jak i osób starszych niepozostawionych samych sobie. Dzięki tej konfrontacji czytelnik ma możliwość postawić się w sytuacji bohaterów, zjednoczyć się z ich wyborami i wystawionym na próbę losem.
Dedykacja tematyki książki i rozdziału konkretnym osobom jest wartościowym zabiegiem. Przykładem jest fragment poświęcony śp. Andrzejowi Balinowskiemu (regionalnemu społecznikowi) w rozdziale Sadyba, który opisuje historię jego działalności podczas wielkiej wody. Na uwagę zasługują także tytuły rozdziałów, które (np. Dżuma) bywają metaforyczne – po prostu ciekawe.
Reportaż Rzeka ma zawsze rację zdobi ponad 100 barwnych fotografii, wizualizujących czytelnikowi życie podczas powodzi. Można zajrzeć do nich, zobrazować sytuacje wspomniane w książce i rozpoznać ludzi, mających znaczący wkład w ratowanie zalanych terenów. To właśnie ci ostatni przywołują prywatne chwile, którymi nie boją się dzielić z innymi. Opisują traumatyczne wydarzenia, gdy stan wody podnosił się z godziny na godzinę, ale także te zabawne, gdy kilku mężczyzn musiało zjeść na raz całą lodówkę lodów, ponieważ odłączono prąd.
Takie sytuacje pokazują, że choć powódź niesie ze sobą straty materialne – gdyż wielu z nich straciło dorobek życia – to pozwala na wielkie umocnienie więzi międzyludzkich. Bohaterowie często wspominają, że żywioł pomógł im zjednoczyć się i dbać nawzajem o siebie. Gdy jedna osoba gotowała zupę, zwoływała sąsiadów, by zjedli wspólnie posiłek, inna jechała do miasta po chleb, przywoziła kilka bochenków więcej, by na pewno nikomu nie zabrakło.
Pisząc książkę o powodzi 1997 roku, Mateusz Pojnar zmierzył się z nie lada wyzwaniem. Tematyka, choć bardzo interesująca, jest niezwykle trudna. Powstało na ten temat już wiele artykułów, książek i filmów. Jak więc stworzyć coś, co przykuje uwagę odbiorców? Na szczęście nowosolskiemu dziennikarzowi udało się to bez wątpienia. Pomimo drobnych uwag dotyczących języka czy jakości wydania, Rzeka ma zawsze rację jest zdumiewająco interesującym tekstem. Czyta się go płynnie, a czynność ta nie męczy. Zauważyć można, że kompozycja dzieła jest przemyślana i nieprzypadkowa.
Tekst warty uwagi. Tematyka również. Każdy, kto nie słyszał o powodzi stulecia, powinien przeczytać ten reportaż. Zbudowany na faktach, niekoloryzowany – a jednak z kolorowymi zdjęciami. Autor tak puentuje swój tekst: „Gdy siadałem do pisania, chciałem uzupełnić o ważny element opowieść o powodzi z 1997 roku. Bo w ciągu dwudziestu pięciu lat zdominował ją dramat Kłodzka, Opola czy Wrocławia, a to Nowa Sól jest dumna, że jako pierwsza z większych miast wygrała z wielką wodą. Mam nadzieję, że mi się to udało”[8].
Aleksandra Bedka
[1]Zob. Reportaż – Encyklopedia PWN, [online:] https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/reportaz;3967196.html, [dostęp: 25.01.2023].
[2]Por. tamże.
[3]P. Czapliński, Gatunek orientacyjny. Reportaż polski na przełomie XX i XXI wieku, „Teksty Drugie”, 2019, nr 6, s. 34.
[4]Tamże, s. 35.
[5]L. Cieślik, Uwagi o reportażu, „Biuletyn Naukowy Zakładu Badań Prasoznawczych”, nr 2/18, 1958, s. 4.
[6]K. Kąkolewski, Reportaż, [w:] Słownik literatury polskiej XX wieku, Wrocław 1993, s. 932.
[7]M. Pojnar, Rzeka ma zawsze rację. Nowa Sól i powódź 1997, Nowa Sól 2022, s. 16.
[8]Tamże, s. 257.