Niewi(a)doma

Liwia Galek

Niewi(a)doma

– Pierwszy dzień w szkole, a już jakieś zmiany się szykują… Nie znoszę tego! – narzekała Ola, patrząc przy tym na grupę osób, o której jeszcze przed wakacjami mogła napisać referat. Dotychczas twierdziła, że o każdym z jej klasy wiedziała prawie wszystko. Teraz pojawiło się kilka nowych twarzy, których nie mogła zaakceptować. Na razie bała się jednak podejść i zagadać. Skupiła więc swoją uwagę na „starych” znajomych.

– W ogóle to uważam, że Kaśka nie powinna zakładać tak krótkiej spódniczki. Bez kitu… – ciągnęła. – Marek? Pfff… Chyba pomylił rozpoczęcie roku ze spotkaniem u kolegi. Od zawsze nie potrafił się do nas dopasować! – mówiła.

– No, a Nadia…

– Ola, przestań! Mam już dość tego twojego zrzędzenia! Może lepiej skup się na sobie i poszukaj naszego nowego nauczyciela – przerwał Adrian, jej przyjaciel, który stał zrezygnowany, opierając się o ścianę.

Ola od zawsze miała tak zwany dryg do oceniania innych. Była jak juror w talent show. Nie myślała o konsekwencjach, po prostu mówiła i mówiła – bez opamiętania. Tak było już od pierwszej klasy szkoły podstawowej i od samego początku właśnie z tego była znana wśród znajomych.

– Kochani! Witamy was w nowym i mamy nadzieję, że jeszcze lepszym roku szkolnym! – przerwała niespodziewanie wyłaniająca się z drzwi prowadzących na salę gimnastyczną pani dyrektor. Jak na zawołanie, wszelkie rozmowy uczniów ucichły.

– Do niemal każdej z klas doszli nowi uczniowie, więc proszę o nawiązanie z nimi znajomości, aby poczuli się tu jeszcze lepiej. Myślę jednak, że z czasem sami przyzwyczają się do nowego otoczenia. Mam jeszcze jeden komunikat do… – kobieta zamyśliła się chwilę, a potem skierowała wzrok na ostatnie klasy, w których znajdowali się Ola i Adrian – uczniów siódmych oraz ósmych klas. Niebawem egzaminy i apeluję, abyście już od samego początku byli skupieni i przykładali się do nauki – mówiła dalej.

Pani dyrektor nadal opowiadała o rozpoczętym właśnie semestrze, jednak Ola w tym właśnie momencie zupełnie „wyłączyła” swoje myślenie. Nowe osoby, kolejna klasa? Ta myśl doprowadzała ją do obłędu. Rok szkolny dopiero się jednak zaczął…

Dopiero kilka dni później, jak to zwykle bywa, rozpoczynają się prawdziwe lekcje. Ola przyszła do szkoły jakby zniesmaczona towarzystwem, z którym musi na co dzień przebywać. Pod ich salą 37 stały oczywiście znajome osoby oraz „nowe nabytki”. Dziewczyna podeszła bliżej, aby ocenić sytuację. Jedna osoba przykuła jej szczególną uwagę. Była to dziewczyna, wyglądająca na około czternaście lat, ubrana w brązowy sweter, pozostałe elementy stroju były w tej samej tonacji. Jej miedziane włosy pięknie błyszczały. Znikały niemal całkowicie przy pełnych ustach i jaskrawych, różowych okularach, które często poprawiała jakby w obawie przed ich utratą. Ola w rozmowie usłyszała, że nieznajoma ma na imię Viola i przyjechała z drugiego krańca Polski.

„Ciekawe… Muszę się jej przyjrzeć. I to dokładnie” – pomyślała dziewczyna. Na „różową okularnicę” miała swój niezawodny plan…

 

*

Zbliżała się wiosna. Słońce zaczęło coraz wyżej wznosić się na niebie, dni stawały się dłuższe, piękniejsze. Ptaki wesoło ćwierkały, przyroda budziła się do życia. Ola, jak zazwyczaj podczas przerwy, stała na korytarzu otoczona gronem zapatrzonych w nią koleżanek. Jej przyjaciel Adrian zaś stał na uboczu i patrzył smutno na dziewczynę, zastanawiając się, kto tym razem znajduje się na jej słownym celowniku. Widział, że Ola śmieje się złowieszczo i mówi coś na ucho jednej z kompanek. Nie mógł domyślić się, kogo tym razem obgaduje, ale był to smutny widok.

– Dziewczyny! Czy wy w ogóle widziałyście, co ona zrobiła na matmie? Właściwie, to czego NIE zrobiła! No przecież to jest jakiś absurd! Jak można takich oczywistych rzeczy nie wiedzieć?! – mówiła Ola, co chwilę chichotając.

Dziewczyna bowiem była bardzo dobra z matematyki. Lubiła ten przedmiot i widać, że przykładała się do rozwiązywanych zadań. Z innych przedmiotów nie szło jej, niestety, najlepiej. Miała problemy z koncentracją i ciągle rozmawiała podczas lekcji z koleżankami. Ale matma? Matma była OK!

– Właśnie! Tylko stała tam, taka wystraszona przy tablicy, jakby ducha zobaczyła! Ha ha!! – ciągnęła druga rozbawiona koleżanka.

Pozostałe dziewczyny bez zastanowienia przyłączyły się do naigrywań i nie wiedziały w tym nic złego. Adrian nadal stał nieco dalej i zastanawiał się, jak tak właściwie można. Chłopak nie chciał jednak zerwać kontaktu z Olą, ponieważ przyjaźnili się jeszcze od czasów „piaskownicy”. Nie zmienia to faktu, że nie znosił, gdy jego przyjaciółka kogoś (bez przerwy) krytykowała. W takich właśnie chwilach wolał trzymać się z daleka. Próbował wiele razy jej to wybić z głowy, ona jednak udawała, że tego nie słyszy. Adrian był całkowicie bezradny. Nagle usłyszał z ust Oli:

– Ale ta Violka to jednak głupia laska! Jak możecie się z nią zadawać, to wstyd!

Najgorsze było to, że Viola siedziała na ławce obok nich i słyszała całą nieprzyjemną rozmowę. Nagle wstała, odwróciła się ze łzami w oczach i powoli, dotykając ściany, niepewnie ruszyła na koniec korytarza. Usiadła na ławce i zaczęła płakać. Od początku roku szkolnego nie mogła w nowej szkole nawiązać jakiejkolwiek znajomości. Spotykała tylko takie osoby, które albo życzyły jej źle, albo bały się jej inności. Adrian miał już dość okropnego zachowania Oli i postanowił pobiec za Violą. Usiadł obok niej i powiedział:

– Hej, wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Mam zawołać nauczyciela?

– Nie, nie w-w-wiem – zaszlochała dziewczyna. – Wiem za to, że nikt mnie tu nie akceptuje i nie lubi… – mówiła dalej Viola, pociągając nosem.

– Głupio mi… Sam nie wiem, dlaczego miałem wątpliwości, czy się z tobą zapoznać. Jesteś naprawdę super. Na Olę nie zwracaj uwagi, a ona sama przestanie. Wiem, bo znamy się już od przedszkola – pocieszał Violę Adrian.

– Daj spokój, nie chciałam wpędzić cię w poczucie winy… Tylko ciężko mi z tym, że jestem cały czas sama – odparła ze smutkiem.

– Od teraz nie będziesz. – Uśmiechnął się chłopak. Tak w ogóle, to nigdy nie dowiedziałem się o tobie czegoś więcej. Opowiesz mi coś o sobie? – zapytał zaciekawiony.

– Jestem Viola, mam czternaście lat, ale to już pewnie wiesz… Jestem niewidoma – wyznała zmieszana. To też pewnie wiesz… Zdaję sobie z tego sprawę, że po prawie sześciu miesiącach każdy w klasie i w szkole o tym wie. Moje okulary tego nie zasłonią… Chociaż są różowe… Nastała chwila milczenia.

– W ogóle mi to nie przeszkadza! – powiedział wreszcie Adrian. – Co z tego? Przecież jesteś taka sama jak my wszyscy. Jak ktoś tego nie chce zrozumieć, to ma problem ze sobą – odparł z uśmiechem. Czuł, że polubił Violę. Co więcej naprawdę ją podziwiał! Do tego dziewczyna… po prostu podobała mu się.

 

*

Następnego dnia wszyscy uczniowie zebrali się w sali gimnastycznej, gdzie miał się odbyć szkolny konkurs talentów. Każdy był ciekawy, kto i jak zaprezentuje swój talent. Adrian ukradkiem wypatrywał Violi – niestety, nigdzie jej nie było. Martwił się o nią, biorąc też pod uwagę wczorajsze, przykre dla niej wydarzenia, przewidywał, że dziewczyna została w domu… Przerwał jednak swoje rozmyślenia, kiedy na scenę wszedł prowadzący. Show się rozpoczął. Występy były bardzo urozmaicone. Jedni tańczyli, śpiewali, inni rysowali na czas, jeszcze inni opowiadali żarty. Wydarzenie zbliżało się ku końcowi. Niespodziewanie jednak na scenę wniesiono pianino. Wszyscy zaczęli klaskać, wywołując ostatniego uczestnika. Wtedy na scenę weszła… Viola! Ta sama dziewczyna, której dzisiaj zabrakło na widowni! Adrian nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Rozmyślał, dlaczego dziewczyna zdecydowała się wystąpić, skoro jeszcze wczoraj płakała przez tych samych ludzi, którzy dziś będą ją oceniać. No i – w jaki sposób – nie widząc, zagra na pianinie? Przecież to strasznie trudne! Zapanowała cisza… A chwilę później palce Violi mknęły po klawiaturze, jak u prawdziwego wirtuoza gry! Muzyka była klasyczna – piękna, delikatna, wzruszająca. Niewidoma dziewczyna grała lepiej niż niejeden pianista. Na jej twarzy widać było szalejące emocje. Kiedy skończyła, cała widownia powstała i zaczęła bić brawo. Proszono o bis! Wiadomo już było, kto wygra ten konkurs. Viola okazała się bezkonkurencyjna. Tymczasem dziewczyna powoli wstała od pianina i wysuwając dłonie do przodu, szukała oparcia – wtedy podbiegł do niej Adrian i chwycił za rękę. To było niesamowite! Wszyscy zobaczyli, że Viola jest ogromnie utalentowana, a przy tym skromna, a niepełnosprawność wcale jej nie wyklucza. Co więcej, pokazała swoją niezwykłą wrażliwość. Gratulacjom nie było końca. Violę otoczyła niemal cała szkoła, by zadawać jej pytania. Po zakończonych lekcjach do Violi zagadała Ola. Wyglądała na skruszoną, jakby chciała przeprosić Violę.

– Violu… Przepraszam za to, co ci robiłam. Byłam zazdrosna – nie chciałam, żeby nowa osoba zabrała uwagę innych. Dziś przekonałam się, że jesteś świetną osobą. Oprócz tego, zagrałaś po prostu obłędnie! Ty, nie widząc, dostrzegałaś więcej niż ja. Czy mi kiedyś wybaczysz? – wydusiła z siebie Ola.

– Oczywiście, że wybaczę. Przyznam, nie było mi łatwo, jednak bardzo się cieszę, że zobaczyliście we mnie równą sobie – odpowiedziała szczęśliwa Viola.

Ta rozmowa diametralnie zmieniła życie obu dziewczyn. Ola zrozumiała, że trzeba najpierw poznać człowieka, aby móc dostrzec w nim piękno. Viola jeszcze mocniej uwierzyła w siebie i nie zrażała się nawet wtedy, kiedy czasami słyszała od obcych uwagi o jej „inności”. Ważne jest przecież to, aby zawsze widzieć w ludziach dobro.

Dwie kobiety namalowane farbami.