Nie tak się to rusza. O designie w ruchu

Rafał Blecharz

Nie tak się to rusza.
O designie w ruchu

 

Otoczeni na co dzień idealnie zaprojektowanym przedmiotami, odnosimy wrażenie, że powstały bez udziału człowieka, jakby wypączkowały z rzeczywistości. Swoją oczywistością zaludniają przestrzeń podobne jak obiekty natury. Nie tylko szklanki, czajniki, biurka, ale zwłaszcza dobrze zaprojektowane składniowe przestrzeni cyfrowej wydają się szczególnie bezosobowe i pozbawione autorstwa.

Aplikacje mobilne, interfejsy graficzne, strony internetowe, portale socialmediowe stanowią jednak zupełnie odrębną rzeczywistość, a ta rzeczywistość z kolei wytworzyła zapotrzebowanie na zupełnie nową dziedzinę projektowania, kategorię designu wchodzącego właśnie w swój Złoty Wiek. To jest motion designu.

Złota epoka motion designu

Na wstępie przełóżmy roboczo „motion design” jako „design w ruchu”. Motion design jest zjawiskiem stosunkowo świeżym, a jego złote lata przypadają na ostatnie dwadzieścia lat rozwoju kultury w kierunku upowszechnienia komunikacji wizualnej. Szczególnie rosnąca popularność rolek, shortów oraz form pośrednich filmu przyczyniły się do rozwoju „motionu”. Specjalistów odpowiedzialnych za produkcję materiałów wideo lub elementów animowanych nazywa się motion designerami albo animatorami, w opozycji do produkujących statyczne materiały projektantów. Motion designerzy pracują w studiach animacji, w studiach projektowania graficznego, agencjach reklamowych, a jedni z najlepszych – na freelansie.

Gdzie możemy spotkać rezultaty ich enigmatycznej pracy? Wchodzimy z nimi w interakcję częściej, niż nam się wydaje.

Z motion designem mamy do czynienia, oglądając czołówkę swojego ulubionego serialu, Gry o tron, Dr. House’a, Kompanii Braci. Spotykamy go w interfejsach gier komputerowych i w aplikacjach mobilnych, gdzie interaktywne ikony wypełniają się płynnie kolorem po kliknięciu. Spotykamy go w paskach postępu na stronach internetowych. Spotykamy wreszcie motion design w poruszających się maskotkach aplikacji edukacyjnych, takich jak Duolingo. Wszędzie tam, gdzie same nagrania video nie wystarczają i potrzebne jest stworzenie lub nadanie ruchu obiektom.

W klasycznym designie mamy do czynienia z formą i funkcją, a rezultatem prac designerskich jest fizyczny obiekt. Przede mną, na blacie, między papierami i dwoma monitorami przycupnął ten oto nakrapiany kubek. Służy do picia espresso – oto jego funkcja. Formą jest kolor, kształt, uchwyt lub ucho – brak uchwytu i ucha – decyzje, które zapadły w procesie projektowania odnośnie do materiałów, szkliwa. W sztuce projektowania motion design jest przypadkiem wyjątkowym i wcześniej nigdy niespotykanym, ponieważ nie wytwarza obiektu. Rezultat prac motion designerskich jest niefizyczny. Jego tkanką – i punktem dojścia – jest ruch.

A skoro motion design nie tworzy obiektu, warto spytać, co takiego tworzy?

Przedmiot motion designu

Rezultatem prac motion designerskich, z punktu widzenia praktycznego i użytkowego, jest najczęściej film cyfrowy lub element ruchomy.

Film ma to do siebie, że stanowi amalgamaty wszystkich innych form artystycznej ekspresji: literatury, muzyki, malarstwa, fotografii. Za Kubrickiem można powiedzieć, że jedynym wyjątkowym, a więc kluczowym, środkiem wyrazu filmu jest montaż, a więc długość i kolejność ułożenia ujęć względem siebie oraz znaczących przerw między nimi, pozwalających, na przykład, na nielinearną narrację. Montaż dotyczy jednak głównie filmu aktorskiego.

Dla motion designu, jako dziedziny związanej z filmem, istotną częścią składową oprócz montażu jest właśnie zjawisko ruchu samego w sobie, a to dlatego, że film rejestruje ruch, natomiast motion design go wytwarza.

Dumania filozoficzne na temat samego ruchu mogą wywołać i pewnie wywołują reakcję obronną pod postacią uśmiechu pełnego politowania. Zawieśmy przekonanie o tym, że wiemy, jak powstaje ruch, a okaże się, że praktyka nie jest wcale oczywista. Odpowiedzmy więc sobie na pytanie, jak się powołuje ruch do życia i przede wszystkim – czym jest – lub może być ruch dla nas, jako odbiorców.

O ruchu

Ruch stanowi równie istotny środek ekspresji, co kolor czy kompozycja, jest więc elementem języka całkiem niezależnego i nieredukowalnego. Motion design przy swoim eksplodującym tempie rozwoju forsuje konieczność powstawania całkiem nowego w polszczyźnie słownictwa, próbującego wyjaśnić subtelne rozróżnienia między poszczególnymi sposobami ruchu: „wyanimuj to, proszę, na twardo”, „na trójkach”, „poklatkowo”, „na sztywno”, „wyhamuj”, „z poślizgiem” i tym podobne zwroty stają się codziennością dla praktyków motion designu.

Jak jednak wytwarza się ruch technicznie? Standardowa taśma filmowa składała się z klatek, czyli następujących po sobie ramek lub obrazków. 24 obrazki wyświetlane na sekundę wystarczają, aby uzyskać dla ludzkiego oka poczucie płynności ruchu i po dziś dzień są standardem technicznym. Wspominam o tym, ponieważ historycznie zjawisko motion designu miało swój początek w sztuce filmowej. Najbardziej znanym przykładem będą tu rozbiegówki filmowe serii bondowskiej, prace Saula Bassa w Psychozie Hitchcocka czy intra Różowej Pantery z Peterem Sellersem. Jest to więc zjawisko z długą tradycją, wywodzące się z filmu, które zawsze stało w rozkroku między filmem, animacją i grafiką.

Motion design cechuje się tym, że nie rejestruje ruchu jak film aktorski, a preparuje go. Oto istotny dla zrozumienia poczucia ruchu paradoks: rotoskopia, czyli metoda polegająca na podrysowaniu nagranych ujęć aktorskich i upodobnienie ich do kreskówki, wykorzystana między innymi w klasycznej disnejowskiej Królewnie Śnieżce wypada dla widzów sztucznie. Paradoksem jest, że faktyczny, zarejestrowany ruch, po nadaniu plastyki, a więc przeprojektowaniu graficznym, powoduje u odbiorcy dysonans poznawczy. Jego odbiór wywołuje poczucie dyskomfortu, nieprawdziwości.

Rozwiązaniem tej dysocjacji emocjonalnej jest wytworzenie ruchu. W naszym odbiorze faktyczność ruchu stoi więc w sprzeczności z autentycznością uczuć. Ruch domaga się spreparowania, odręcznego wytworzenia i stylizacji. Ruch nie jest nam więc dostępny jako skończony „produkt” w samej rzeczywistości i nie jest bezpośrednio przenoszony w obręb motion designu – podobnie jak dźwięki tworzone przez Sound Designera na potrzeby aplikacji mobilnej nie występują w przyrodzie. Nie spotykamy nigdzie w naturze odgłosu przycisków, słyszanych podczas korzystania z aplikacji, a mimo to niektóre z nich wydają nam się trafione, gdy inne odczuwamy jako chybione. Podobnie sprawa ma się z ruchem.

Dlatego „motion design” możemy tłumaczyć zarówno jako „design w ruchu” – grafikę wprawioną w ruch – jak i „design ruchu” – projektowanie, tworzenie ruchu samego w sobie. Polszczyzna, jak widać, nie radzi sobie, grzęźnie, ale druga z wersji przekładu, niezgrabna i obcobrzmiąca, jest mimo wszystko trafniejsza merytorycznie.

Wiedząc to, co wiemy już o filmie i jego wymaganiach, według których 24 obrazki wyświetlone po sobie w ciągu sekundy są potrzebne do uzyskania wrażenia płynności, możemy stwierdzić, że ruch w motion designie to odpowiednio ułożone względem siebie w przestrzeni i w odpowiedniej długości wyświetlane po sobie obrazki lub rysunki.

Cała sztuka motion designu, jak i zresztą animacji – podobne medium i często synonimy – stanowi rodzaj iluzji optycznej i sztuczki magicznej. Jak każda sztuczka magiczna posługuje się metodą manipulacji. Motion design operuje na przecięciu zrozumienia ludzkiej psychologii, optyki, estetyki, do tworzenia iluzji oraz zasłon dymnych. Gdyby chciał zdradzić swoje sekrety, powiedziałby: „Patrz. Najpierw odwrócę twoje spojrzenie. Potem skupię twoją uwagę na tym, co mówię i mojej lewej ręce. I proszę, królik zawsze był w kapeluszu, twój portfel zawsze znajdował się za moim prawym uchem, prawda? Patrzyłeś tam, gdzie chciałem. Śledziłeś lewą rękę. A prawa cię oskubała. I nawet się nie zorientowałeś”.

Motion designer podczas pracy stawia – lub powinien sobie stawiać – pytania: w jaki sposób sprawić, żeby człowiek patrzył w odpowiednie miejsca na ekranie, w odpowiednim czasie i jakich narzędzi użyć, aby skierować wzrok widza na najważniejszy przekaz: tekst, ruch, postać, obiekt. Jak wykorzystać ruch, a więc zmianę, do wzmocnienia komunikacji z użytkownikiem lub odbiorcą? I jak sprawić, aby ruch sam w sobie był już komunikatem?

Ruch stanowi rodzaj osobnego języka, a zadaniem motion designera jest znalezienie odpowiedniego, „naturalnego” sposobu poruszania się zadanego przedmiotu. Mimo że ruch, jak sobie wyjaśniliśmy, jest spreparowany, nosi jednak pozory prawdziwości, co z kolei prowadzi do interesujących konsekwencji.

Kiedy poprawiając film lub obiekt animowany, zwracamy uwagę, że coś się rusza „niepoprawnie”, nie mówimy wcale o tym jak przedmioty, ludzie lub obiekty poruszają się faktycznie w rzeczywistości, ale o naszych uczuciach wywołanych przez ten ruch. Z tego powodu nie mówimy lub nie powinniśmy mówić o tym, że coś rusza się ładnie lub design „jest ładny”, ponieważ nie poruszamy się w kategoriach estetycznych, a w kategoriach skuteczności. Szukamy odpowiedzi na pytanie, czy emocje wywołane przez dany obiekt są zgodne z założeniami projektowymi. Próbujemy antycypować emocje, które rezultatami swojej pracy wywołujemy.

Motion designerzy są więc architektami ruchu. Skoro ustaliliśmy jednak, że film i animacje, elementy ruchome nie są obiektami, czym są? Jak mamy je rozumieć? Szukając odpowiedzi, stwierdzamy, że jeśli nie są obiektami, wydają się bliższe wydarzeniom. Doświadczamy ich, zamiast z nich korzystać.

Emocje i pojęcie sztuki

Lubimy sobie dzisiaj nazwać wszystko, co nam się podoba i sprawia radość, „sztuką”. Mówimy, że przygotowanie krewetek to „prawdziwa sztuka”, mówimy o „sztuce projektowania ogrodów”, nazywamy sushi naszego ulubionego kucharza „dziełem sztuki”. Za tym niechlujstwem stoją rzecz jasna dobre intencje i nasz entuzjazm, za którym język nie nadąża.

Całe pomieszanie wynika z dwóch sposobów użycia terminu „sztuka” w naszym życiu codziennym, przy czym każde z nich służy innym celom. W pierwszym przypadku, kiedy mówimy o „sztuce”, mówimy o tym, że ktoś posiada umiejętności warsztatowe, jak w angielskim terminie craft. W drugim przypadku „sztuka”, nie jako umiejętność, określa rezultat działań artystycznych. Dzieło artystyczne przybliża nas do metafizycznego, poszerza nasze zrozumienie innego, porusza egzystencjalnie. Te dwa wykorzystania słowa „sztuka” nie mają ze sobą większego związku.

O ile potrafimy docenić sprawność kucharza i wykrzyknąć z uznaniem: „w swoim fachu? to artysta!”, mówimy o jego praktycznej zręczności, wizji wykorzystywania składników. Osobiście, jako smakosz, zafascynowany teoretycznymi aspektami kuchni, stwierdzam, że nasze doświadczenie jedzenia świetnie przyrządzonej kiełbasy jest dalekie od doświadczenia metafizyczności i przykrej przyjemności, jaką sprawia wysłuchanie lub przeczytanie historii, w której uczciwie przedstawiona została ludzka kondycji. Gdzie Kafka, gdzie kiełbasa? Kto pyta? Chyba nikt. Co wcale nie umniejsza szefom kuchni – nie takie stawiamy wobec nich chyba oczekiwania.

Design, posiadając własne ambicje, nie jest sztuką w takim rozumieniu, w jakim grafika użytkowa nie jest malarstwem, copywriting nie jest literaturą, sound design nie jest komponowaniem muzyki, praca nad filmem reklamowym nie jest pracą nad fabularną produkcją filmową, choć może ją przypominać czysto technicznie i w podejmowanych czynnościach. Design wykorzystuje jedynie środki artystyczne, czerpie z nich i przetwarza je w celach praktycznych. Plakaty wykorzystują plastykę i techniki oraz sposoby ekspresji Picassa, Basquiata, Muchy lub osiągnięcia wycinankowego kolażu Matisse’a. Design zawsze jest wobec sztuk plastycznych spóźniony, ponieważ wykorzystuje sprawdzone i ugruntowane znane rozwiązania do celów praktycznych, a najczęściej oczywiście komercyjnych.

Różnicę podkreśla samo intuicyjne rozróżnienie, z którego korzystamy, gdy mając na myśli zespół designerów, mówimy o „kreatywnych”, nigdy o „artystach”.

Motion design nie porusza się więc w antynomiach „ładne – nieładne, „prawdziwe – nieprawdziwe”, a w kategoriach skuteczności: „działa – nie działa”. Przede wszystkim, czy działa w samej warsztatowej sprawności (formie). Po drugiej, czy pełni swoją funkcję – na przykład czy wywołuje odpowiednie emocje, które skutecznie nakłonią do podjęcia przez konsumenta lub widza jedynej słusznej decyzji („kup nasz produkt”, „zamów już teraz”, „dowiedz się więcej”, „wybierz nas”, „uznaj naszą markę za fajną dla ciebie i twoich rówieśników”).

Gdzie szukać nadziei w kapitalizmie?

Ponieważ większość motion designerów jest z wykształcenia lub powołania artystami, monetyzują w sztuce użytkowej, a więc designie, swoje talenty – gust, oko, warsztatową sprawność, wiedzę. Jestem przecież artystą, chcieliby zakrzyknąć, ale nikt przecież nie pytał. Więcej: nikt nawet nie prosił o podzielenie się swoimi motywacjami. Moje końcowe refleksje mogą być gorzkie, ale nie muszą. Tak, motion design jest sztuką, z tym że rozumianą jako rzemieślnicza sprawność i zręczność w wykonaniu lub zamyśle.

Jak więc ten nieszczęsny, skomercjalizowany motion design, w który wchodzi się z przekonaniem o robieniu sztuki i który sztuką nie jest, odchamić, aby nie czuć się tylko trybikiem w kapitalistycznej maszynie?

Oto moja odpowiedź, a może prośba lub życzenie. Portale branżowe i informacyjne – Onety, Interie, Pudelki – fora internetowe czy też portale social mediowe – Facebooki, Instagramy, YouTuby, TikToki – są przestrzenią publiczną. Formalnie należą do osób prywatnych, koncernów, ale tworzą społeczności, a więc przestrzeń wspólną, którą to my, użytkownicy oraz twórcy designu, mamy do zagospodarowania w postaci contentu, czyli zawartości. Ta zawartość może być reklamowa, rozrywkowa, edukacyjna. Wraz ze swoim dojrzewaniem, zawsze zaczyna jednak przypominać ruchome tablice ogłoszeniowe.

I podobnie jak baneroza w małych miastach, a więc spiętrzenie i absurdalne nagromadzenie plakatów, reklam, szyldów, woła i prosi o wsparcie umiejętnościami designera, a więc uporządkowanie – aby łatwiej nam się poruszało, żyło i doświadczało przestrzeni – tak samo robotą motion designera i jego praktyką oraz misją codzienną powinna być troska o przestrzeń wspólną, jaką jest przestrzeń online. Zwłaszcza kiedy mościmy się w niej coraz bardziej, a mój telefon złośliwie przypomina, że spędzam przed jego ekranem około czterech godzin dziennie.

Uprasza się więc o troskę o naszą codzienność. Wytwarzanie reklam, a więc doświadczeń nieinwazyjnych. Zadbanie o to, aby elementy interfejsów ruszały się w sposób niemal niewidoczny dla oka i intuicyjny – oto misja, rola i zadania godne motion designera. Pożyteczna i wynagradzająca służba społeczeństwu. Nie gorsza od innych służb, o których moglibyśmy pomyśleć.