Muzyczna Zielona Góra lat 60. i 70. ubiegłego stulecia
Ryszard Łomski, Zielonogórski big-beat i film (zespoły gitarowe i Lubuski Klub Filmowy), Pro Libris, Zielona Góra 2023, 220 s.
Pragnę podzielić się kilkoma osobistymi refleksjami po lekturze tej – jakże ważnej dla środowiska muzycznego Zielonej Góry – książki. Piszę z naciskiem na refleksje subiektywne, gdyż – jako nastolatek – byłem mocno zaangażowany w młodzieżowy ruch big-beatowy opisywanego okresu. Między innymi z tego powodu, jeszcze w trakcie pisania książki, jej autor, Ryszard Łomski, kilkakrotnie dzwonił do mnie, konsultując zawartość dzieła, uściślając daty, fakty, nazwiska. Takich rozmów z wieloma żyjącymi do dziś muzykami autor przeprowadził nieskończoną ilość, co było sporym utrudnieniem dla człowieka, który od ponad pół wieku mieszka w Finlandii. Autorowi udało się dotrzeć do wielu z ówczesnych artystów, by zweryfikować własne wspomnienia z zapamiętanymi przez innych muzyków tego okresu.
Od początku popierałem ideę wydania książki o zielonogórskiej scenie muzycznej, wiedząc, jak ulotna jest pamięć ludzka, a rzecz utrwalona na papierze przetrwa długo. Autor sprowokował mnie swoim zamysłem do przypomnienia faktów sprzed 50 lat oraz do przeszukania albumów z archiwalnymi zdjęciami. Warto dodać, że właśnie w tamtych zamierzchłych czasach miałem zaszczyt tworzyć razem z Rysiem Łomskim, Tadziem Sroczyńskim, Włodkiem Żurawskim i Milem Czerniwczanem pierwszy skład zespołu muzycznego Jolanie. Nim do tego doszło, na początku drugiej połowy ubiegłego wieku, byliśmy karmieni muzyką i piosenkami PRL-u, w wykonaniu ówczesnych gwiazd piosenki, w tym Marii Koterbskiej, Reny Rolskiej, Marty Mirskiej czy Mieczysława Fogga. Nie było to złe, ale my, młodzi, słyszeliśmy już o modnych trendach muzycznych na Zachodzie. A tam już się działo! Dochodziły do Zielonej Góry informacje o czwórce z Liverpoolu – zespole The Beatles. Chodziliśmy wówczas do kina nie tylko na filmy, ale przede wszystkim na tzw. Kronikę Filmową wyświetlaną przed seansem. To ona właśnie dostarczała nam wiedzy o nieocenzurowanych światowych nowościach, także z koncertów Beatlesów, których twórczość nas zachwycała. Kupowaliśmy pocztówkowe płyty muzyczne, które później odtwarzaliśmy na adapterze Bambino, w kilku zielonogórskich prywatnych sklepikach zaopatrywaliśmy się w buty tzw. bitelsówki. Spełnialiśmy marzenie każdego młodego chłopaka, jakim było posiadanie gitary elektrycznej, najczęściej samodzielnie ją konstruując, później robili to profesjonaliści. Fakt samodzielnego wykonywania „instrumentów”, przystawek nawijanych na magnesiki i cewki z drutem z Lumelu, czy pierwszych wzmacniaczy lampowych został opisany przez Łomskiego w książce. Takie były początki muzykowania wielu z nas…
Książka jest interesująca nie tylko z powodu wyczerpującego opisania ruchu muzycznego zielonogórskich nastolatków. Jest także znakomitym materiałem dotyczącym miasta, w którym wzrastaliśmy. Autor przybliżył topografię Zielonej Góry poprzez opisy ulic, gdzie zamieszkiwaliśmy, szkół, do których uczęszczaliśmy i gdzie ćwiczyliśmy grę na instrumentach, klubów muzycznych, gdzie występowaliśmy. Książka jest także swoistą kroniką losów naszych rodzin, osób związanych z pasją grania, w tym m.in. Wacława Góreckiego – producenta wzmacniaczy gitarowych, Mieczysława Solskiego – lutnika-artystę, budowniczego naszych gitar czy Zbigniewa Czarnucha – pedagoga wspierający środowisko młodych muzyków, lidera kultowego szczepu harcerskiego Makusyny. Integralną częścią książki jest rozdział poświęcony rodzeniu się ruchu filmowego w naszym regionie. To ważny wątek opracowania dający wiedzę o Lubuskim Klubie Filmowym, którego aktywnym działaczem był Janusz Łomski, starszy brat autora. Równie ważnym atutem książki jest wykaz nazwisk artystów muzyków (225 nazwisk) biorących – w różnym stopniu zaangażowania – udział w tworzeniu się kultury muzycznej miasta. Całość dzieła opatrzona jest obszernym materiałem zdjęciowym, co wzbogaca równie cenny tekst. Warto dodać, że uroczysta
promocja książki w gościnnych progach Biblioteki Norwida zgromadziła tłumy widzów.Nie obyło się bez wzruszeń osób, które spotkały się po kilkudziesięciu latach niewidzenia. Poza rozmową z autorem była okazja do wysłuchania kilku utworów w wykonaniu samego Ryszarda Łomskiego (gitara elektryczna), Zbigniewa Adamczaka (skrzypce elektryczne) oraz z moim udziałem (gitara klasyczna).
Bogdan Springer