Majowa ulewa, czyli katharsis

Elżbieta Kościucha-Wieczorek

Majowa ulewa, czyli katharsis

Pogoda lubi płatać figle. W piękny słoneczny dzień robiło się coraz bardziej gorąco i duszno. Wszystko parowało i miało się wrażenie, że za moment cały świat wokół, wyschnięty na pieprz, rozsypie się w proch. Dwie kobiety, o starych już peselach, które dawno się nie widziały, zdecydowały się na spotkanie, mimo chandry i nie najlepszych nastrojów.

Przyglądając się miastu, miały wrażenie, że oglądają film w zwolnionym tempie… Ludzie, którzy ich mijali, wyjątkowo nigdzie się nie śpieszyli, ruch minimalny, na ulicach niewiele samochodów, jak za dawnych czasów. Tak jakby dominujący upał wszystkich pozbawił energii. Szukając miejsca, gdzie mogłyby spokojnie przysiąść i porozmawiać, dostojnym, wolnym krokiem przemierzały deptak. Wybrały ogródek na starówce.

Pod olbrzymim parasolem znalazły upragniony cień, a delikatny wiaterek sprawiał, że rozgrzane do granic możliwości powietrze delikatnie muskało ich twarze. Przy lekkim posiłku popłynęła rozmowa. Inna niż zwykle. Bardziej osobista.

– Wstyd mi – wyznała Pierwsza. – Kiedy się przeżyło pół wieku, pozostaje jedynie zawalczyć o własną godność i szacunek do samej siebie.

– Czy to taki damski kryzys wieku średniego? – zastanawiała się Druga. – Może raczej nasze odczucia, doświadczenia, emocje, determinanty, które zdominowały nasze życie?

Przyszedł czas na zwierzenia, rozważania o cierpieniu, napięciu, tłumionych emocjach, analizę przyczyn, skutków, myśli i wyobrażeń…

Wolnym krokiem udały się na stację kolejową. Pogoda nagle się zmieniła. Zaczęło grzmieć, coraz częściej pojawiały się błyskawice. Wyglądając za opóźniającym się pociągiem, zastanawiały się, czy zdążą wrócić do domów przed burzą. Zauważyły, że wzdłuż peronu, w oddali dzieje się coś dziwnego… Nawałnica piasku, a następnie ulewnego deszczu zbliżała się w zastraszającym tempie, budząc lęk. W ostatniej chwili zdążyły schronić się w podziemnym tunelu. Ze śmiechem wytrzepywały piasek z włosów i wycierały twarze. Strugi deszczu lały się hektolitrami z nieba, a szalejący wiatr i bijące coraz bliżej pioruny budziły grozę.