Andrzej Draguła
Lubuski Wawrzyn Literacki w kategorii poezja dla Jarosława Barańczaka
(laudacja)
Jarosław Barańczak, Trzej królowie
stali na rogu ulicy pod czerwonym neonem
wiatr zjadał resztki ich wytartych płaszczy
niebieskie niebo z błyszczącymi puszkami
zwisało z przemarzniętych dłoni
mówili o Betlejem którego szukali
gdzieś pod tamtymi mostami
śnieg sypał mirra i kadzidło spadały
na rozmokłe błoto i na chłopca
który uciekał z domu Heroda
wędrowali z odległych stron
klękać nie było im łatwo
ręce przyciskały do piersi pomięte gazety
coś tam chowali w cieple
może nieśli jeszcze nadzieję
Jak wiadomo, poezja żyje wraz z czytelnikami, wchodzi w nieustanny dialog z kontekstem czasowym, w którym przyszło im żyć. Ten kontekst jest dzisiaj więcej niż oczywisty. Jest nim wojna. Co po poezji w czasie wojny? Co po poecie w czasie marnym? Trudno o to nie zapytać w dzień, gdy świętujemy poezję, gdy świętujemy literaturę. Patron Biblioteki, Cyprian Norwid, pisał: „Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic…”. A my z przerażeniem uświadamiamy sobie, że biblijny Herod wciąż ma się dobrze, a jego kolejne wcielenie czyha na betlejemskich chłopców. Niczym trzej królowie przyciskamy dziś do piersi pomięte gazety pełne spływających live internetowych niusów o wojnie.
W zacisznym cieple składamy ręce do modlitwy albo zaciskamy je w niemym buncie. Czuły narrator w nas zamilkł. Czy to już wszystko, co może zrobić poeta? Co więc po poezji w czasie marnym, gdy „nad horyzontem błyska się i słychać szczęk żelaza”?
Poezja nie rozbroi bomby, nie powstrzyma pocisku, nie uratuje życia żołnierza – to prawda, ale jak pisze ukraiński poeta, Borys Humeniuk, w cyklu Wiersze z wojny: „Wiersze były tam gdzie nie ma miejsca dla wierszy / Wiersze widziały wszystko”. I dobrze, bo – jak wiemy – „poeta pamięta”.
Jak brzmi poezja naszego laureata czytana in tempore belli? Dominujący poetycki ton nagrodzonego tomu wyznacza czas teraźniejszy tak mocno zamanifestowany we frazie „a przecież jestem” (Nie poznałem). Istnienie pozostaje dla poety przedmiotem nieustannego zadziwienia. Już w tytułowym wierszu pt. Znak pojawia się pytanie stawiane przez „wysmukłego / pasterza stada białych kóz” – „kim jestem?”. Przywołanie łacińskiej frazy homo erectus est pozwala przypuszczać, iż jest to pytanie o istotę człowieczeństwa jako takiego, o conditio humana. Poeta stawia to pytanie – podobnie jak to robił pewien mędrzec z Królewca – wobec tajemnicy wszechświata. Świadkiem tego zadziwienia nad istnieniem są „miliony / gwiazd, pośród których migał niekiedy ruchomy promyk wieczności” (Anatolia i freski). Gwiazdy „Ułożone w geometryczne figury / trójkąty kwadraty i romby // niektóre martwe / choć nie wystygłe // uważne i spokojne / zimno patrzą // może tylko one / wiedzą o nas wszystko” – suponuje Autor. Jaki jest bilans życia człowieka? Może wydawać się, że ujemny, wszak – szczerze przyznaje Poeta – „nie policzyłem wszystkich księżyców Saturna / nie zgłębiłem tajemnic dna Pacyfiku” (Nie poznałem), „rozsypały się rozległe gwiazdozbiory” (Pegaz), „Są planety, na których nie byłem” (Obce planety). Czy Poeta ma jakąś receptę na to coraz bardziej dojmujące przemijanie? Tak, trzeba mu się poddać: „Trzeba zasnąć, póki świat istnieje, / póki świeci księżyc. I zanim / zamrze symfonia” (W górach). I jest w tym jakiś amor fati, umiłowanie losu. Tak brzmi poezja Jarosława Barańczaka czytana w kontekście pytania o sens poezji w czasie marnym. Ale czy jest ona wyrazem rezygnacji? Myślę, że nie. Przypomnę, że ostatni wers wiersza Trzej królowie brzmi: „może nieśli jeszcze nadzieję”. Poezja ją niesie i czyni to bez taniej naiwności.