Wiersze [prawda; donikąd, zewsząd…]

Agnieszka Leśniewska

 

 

prawda

gdy tylko nasze ciała

przestały się miarowo zgniatać,

opowiadał

 

gdy byłem mały,

mówiła do mnie: kotku puszysty,

ptysiu miętowy; i masował

swoje długie nogi,

włoski na nich sprężyste,

jak świeżo skoszony trawnik,

targał

 

bezmiar czułości,

którą siebie obdarzał,

przerażał

 

to ona go otworzyła na to ciemne światło

jej obecność czułam pewnie, coraz głębiej,

jak się wkrada powoli

 

pragnęłam błysku,

chwilowej choćby aureoli,

leżałam na baczność, przed jego matką,

naga jak prawda.

 

 

donikąd, zewsząd…

cóż warta jest poezja?

trupi szept kogoś, kto po trzykroć nie żyje,

ostatni szczebel w długiej drabinie,

czuła coda filologa.

gdy wiersz spływa coraz ciężej, głębiej

jakby sam ojciec pełzł po dnie rzeki, jak to on

zawsze pod prąd.

i gdy już nie można srebrnym piórem wiosła

zagrozić jej obręczy.

 

 

cóż warta jest poezja?

od lizania brudnej, zimnej szyby

nie przybędzie blasku śniegu,

od bielenia błota, światła…

 

i otwiera gdzieś nogi zaropiała ziemia

i rodzi diament. na nim skazę,

i jest diament, i go nie ma…

i jest diament.