Lekcje wolności O literackich patronach roku 2024

Marian Kisiel

Lekcje wolności

O literackich patronach roku 2024

Patroni roku 2024 uświadamiają nam ich znaczenie i zbędność. Znaczenie, ponieważ symboliczna obecność w przestrzeni kultury nadaje sens wszystkim działaniom, jakie podejmujemy dla zachowania narodowej substancji. Ale jednocześnie odkrywają zbędność takich działań, a to dlatego, że symboliczna obecność nie przekłada się na zmianę świadomości społecznej współobywateli, do których kierowane są zalecenia, by ważne postacie literatury nie były tylko znakiem w podręczniku, ale żywą tradycją, akceptowaną lub odrzucaną, wszelako tradycją, czyli autorytetami, za którymi należy podążać lub im się przeciwstawić.

Rok 2024 władze Rzeczpospolitej honorują wspomnieniem Witolda Gombrowicza, Marka Hłaski, Czesława Miłosza, Melchiora Wańkowicza i Kazimierza Wierzyńskiego. Trudniej chyba o bardziej odmiennych twórców. Różni ich wszystko: rodowód, generacyjna przynależność, środowisko społeczne, pozycja pisarska, forma literacka, styl wypowiedzi. Każdy z nich sięgnął wyżyn popularności i czytelniczej satysfakcji, a później doświadczył, jeśli nie osłabienia zainteresowania swoim dziełem, to wycofania odbiorczych uczuć. Nie ma się czemu dziwić. Wraz z upływem czasu, zmianą konwencji pisarskich, tematów i – co tu kryć – starzeniem się stylu, czytelnicy przenoszą swoje sympatie na innych pisarzy. Tak dzieje się zawsze, a ci, którzy współtworzyli wyobraźnię masową, kształtowali literacki gust i otwierali czytelnika na nieznaną mu wrażliwość, przechodzą na inne pozycje – historycznoliterackiej hieratyczności.

Patroni 2024 roku są zamknięci w historii literatury polskiej XX wieku. Trudno sobie wyobrazić jej kształt bez ich wielowymiarowego dzieła, sporów toczonych ze światem i ludźmi. Każdy z nich doznał w swoim czasie różnych przykrości ze strony komunistycznej i niekomunistycznej władzy. Każdy przez jednych wynoszony na pomniki, przez innych z tych pomników bywał strącany. Chciałoby się powiedzieć, że taka jest uroda polskości – za jasnym kroczy ciemne, jakby nie mogły się bez siebie obejść. Jeżeli jednak dzieło Gombrowicza, Hłaski, Miłosza, Wańkowicza i Wierzyńskiego ma trwać, i ma wykraczać poza rok jubileuszowy, zapytać trzeba o to, jakie przesłanie wypływa z ich literackiego trudu. Nie popełnimy chyba wielkiej omyłki, jeżeli powiemy, że jest to lekcja wolności. Wolności indywidualnej i wolności tworzenia.

Przez każdego z nich wolność definiowana jest inaczej, ponieważ każdego z nich tworzyły inne warunki społeczne i literackie. Wolność jako idea określa każdą generację artystyczną, pisarz autentyczny poza wolnością nie istnieje, poza wolnością jest tylko ten, kto rezygnuje z autentyczności i godzi się na status biernego istnienia w życiu. Wolność natomiast jest usytuowaniem na płaszczyźnie kreacji (formy), czyli tego, co stwarza nasze istnienie i twórczość, niejednokrotnie próbując je także zniewolić lub zdegradować. Pisarz zawsze stoi na progu świata: pozostając w nim – powiemy za Colinem Wilsonem ­– staje się insiderem, próbując go przekroczyć – outsiderem.

Gombrowiczowskie dążenie do wolności to – jak napisze on w swoim Dzienniku ­– „bunt tragiczny i beznadziejny przeciw deformacji. Nie mogę być sobą, a jednak chcę być sobą i muszę być sobą – oto antynomia, z tych niedających się uładzić…”. Słowa te można odnieść do każdego z pisarzy, których tutaj przywołujemy. Każdy w odmienny sposób, naturalnie, interpretowałby pojęcie autentyczności. Przywołajmy trzy płaszczyzny wolności: swojego czasu, historii i języka.

Pisarza kształtuje jego czas. Dla Wierzyńskiego (w nekrologu londyńskich „Wiadomości” nazwano go „poetą wolności, twórcą niezrównanym, świadomym swojej sztuki i swojego posłannictwa”) był to czas wielokrotnie przeżywanej wolności i jej braku: od przedwojennego zachłyśnięcia się życiem do wolności tragicznej, przez wojnę połączonej także z wygnaniem. Dla Miłosza – podobnie, z tym, iż twierdził on, że doświadczenie wygnania jest przypisane każdemu pisarzowi, niezależnie od tego, czy mieszka w kraju, czy na emigracji. Wańkowicz pojęcie wolności identyfikuje jako wierność pamięci, tradycji, niezależnie od miejsca pobytu pisarza. Dla Hłaski wolność to możliwość (konieczność) mówienia o sprawach własnych i swojego pokolenia w sposób otwarty, na przekór obowiązującej pedagogii społecznej. I jakkolwiek u każdego z nich stale odnajdujemy znaki bliskości i obcości, radości i cierpienia, to bardziej chyba akcentowane są w ich dziele drugie człony antynomii – obcość i cierpienie, a nie człony pierwsze – bliskość i radość. Gombrowicz pisał w Dzienniku: „Trudno o większe przeciwieństwo niż cierpienie i wolność”.

Pisarza kształtuje historia, której jest częścią. Najmniej dotyczy to Gombrowicza („Ja jestem wynikiem mojej historii. […] Wartość moją zakładam na tym właśnie, że nie zadawala mnie moje ja, jako produkt historyczny. […] moja historia staje się historią mojego paczenia i ja zwracam się przeciwko niej – staje się przeto swobodny wobec historii”). Trudno natomiast wyobrazić sobie Miłosza poza historią. Dla niego rzeczywistość historyczna to sfera świadomości, bezustannych rozliczeń z filozofiami historii, systemami totalitarnymi, relacją bezradnego człowieka i okrutnej epoki („Epoka nasza czyli zgon,/ Ogromna Die Likwidation,/ Jak długo rzec nie umiem potrwa,/ O jakich usłyszymy łotrach”). Dla Wańkowicza to czas kolisty, przywoływany jako mit i jako doświadczenie egzystencjalne. Dla Wierzyńskiego czas historyczny to poczucie odpowiedzialności za świat. Pisał o swojej generacji w okresie międzywojennym: „Należeliśmy do pokolenia zwycięstwa, a nie do pokolenia klęski”, lata drugiej wojny i emigracji bardziej jednak uświadamiały owemu „sejsmografowi zapisującemu dolę narodu” (jak go nazwał Zbigniew Herbert), że historyczna klęska zastąpiła historyczne zwycięstwo. Dla Marka Hłaski historia była czasem stalinowskich deprawacji charakterów, ale także dawała szansę na ich odbudowę.

Pisarz nie istnieje poza językiem. Jeżeli wolność jest także kreacją formy, to literaccy patroni roku 2024 pokazali, że walka o formę była w ich wypadku walką o indywidualność wyrazu, wolność twórczą. U Czesława Miłosza walka szła o „formę bardziej pojemną”, która – jak zaznaczał – „nie byłaby zanadto poezją ani zanadto prozą/ I pozwoliłaby się porozumieć nie narażając nikogo,/ Autora ni czytelnika, na męki wyższego rzędu”. U Gombrowicza – chodziło o stałe przekraczanie formy, która w jednakowym stopniu jest kreatywna i zniewalająca. Wierzyńskiemu zależało na budowaniu pomostu między sztuką tradycji a sztuką nowoczesności. Wańkowicz upatrywał w gawędzie, stylu felietonowym i w reportażu możliwości zbliżenia przeszłości i teraźniejszości. Hłasko w zdecydowanych schematach narracyjnych budował świat antynomii dobra i zła.

Niezależnie jednak od tego, jakich szukalibyśmy zbliżeń między tak odmiennymi osobowościami twórczymi, jak tutaj przywołane, każda z nich pozostanie – właśnie! – osobowością, która i tak wymknie się naszemu uogólniającemu spojrzeniu. Dlatego też ich siła polega na tym, że wychodzą poza zwykłość literatury, sytuują się ponad twórczością, która zamyka się częstokroć we własnym czasie, nie umiejąc tego czasu uniwersalizować.

Mądrość, wybitność i wyjątkowość Witolda Gombrowicza, Marka Hłaski, Czesława Miłosza, Melchiora Wańkowicza i Kazimierza Wierzyńskiego polega na tym, że ich dzieło przekracza czas jego powstania. Dlatego, jak napisałem na początku mego głosu, możemy odkrywać i doceniać jego znaczenia dla polskiej literatury. Ale jednocześnie sam fakt jubileuszu rodzi podejrzenie zbędności tego dzieła, skoro trzeba upominać się o nie specjalnymi uchwałami Rzeczpospolitej.

Mówił Czesław Miłosz w roku 1967 na festiwalu poetyckim w Montrealu: „Pisano dużo o szaleństwie poetów. A nasza epoka dopełniła tego, co doradzał Platon, bo poetów często wygania się z republiki jako demoralizatorów młodzieży. […] Otóż istnieje we wszechświecie tajemnicze wspólnictwo pomiędzy energią, ruchem, rozumem, życiem i zdrowiem. […] i jestem przekonany, że jedyną racją bytu pisarzy jest otworzyć temu, kto go czyta, nowy wymiar, tak żeby bardziej pasjonująca stała się sama sprawa życia wśród ludzi”.

Pięć lekcji wolności, o których była tu mowa, to pięć pisarskich zaproszeń do „nowego wymiaru”, aby każdy z czytających mógł w nim odnaleźć radość z bycia we wspólnocie ludzkiej. I tak potraktujmy dzieło literackich patronów 2024 roku.