Wiersze [W porze kobiety, W porze człowieka]

Roman Krzywotulsk

 

 

W porze kobiety

 

w porze kobiety

drżą pomarszczone dęby

ogień strachliwie przykuca w niszy kominka

woda pradawna matka

otula czule wszystkie pisklęta

na ziemi i niebie

 

w porze kobiety

mężczyźni i chłopcy w pośpiechu wyjeżdżają na bezludne wyspy

tam napinają łuki i karabiny

strzelają do wyimaginowanych wrogów

za tarczą ognisk wieczorami

piją egzotyczne soki

wzdychają i dyskutują

o absolutnej władzy i zakopanych wrogach

w końcu zasypiają w wilgotnych mundurach

śnią pocałunki i gorące piersi kobiet

 

w porze kobiety

w mrocznych celach

zakonnicy strachliwie mruczą błagalne modlitwy

ptaki niebieskie tkliwie muskają warkocze

w gniazdach składają zaczarowane jaja marzeń i odlatują

w porze kobiety

zza słońc księżyców i figlarnych chmur

zerka z ciekawością rozczulony stwórca

uśmiecha się

wysyła strzały nadziei

 

 

W porze człowieka

 

w porze człowieka

zagubione pszczoły ukrywają się w murach omszałych ruin

planety przymykają powieki

niczym tresowane zwierzęta

obracają posłusznie brzuchy i ramiona

w stronę gwiazd

oddychają pyłem kosmicznym

później wirują nasycone światłem

wypatrują ciebie wśród betonowych blokowisk

placów zabaw i trawników

 

nie ma ciebie

w lasach pustynnych

przestworzach i głębinach oceanów

zniknąłeś w wysypisku odpadów

zauroczony własną potęgą

 

w porze człowieka

pogubiłeś maski bliskich i znajomych

mieliłeś czułe pocztówki z fotografiami cudów świata

sercami złamanymi z tęsknoty

dotykałeś w rozbiegu ekranów komputera i smartfonów

chciałeś przemnożyć piksele chwil przez świergot ptaków

chciałeś utrwalić je i zapamiętać

w roztworze dźwięków i barw rozpuściłeś marzenia

 

w porze człowieka

podglądasz własne stopy i trzęsące się dłonie

widzisz ubrania tańczące w starych wypolerowanych szafach

opustoszałe zagracone pokoje

zapadają się w sekundy pamięci

czasem niedokarmiany pies i gołębie

wyciągają szyje w stronę nieba bez słońca

 

w porze człowieka

dotykasz krzyży i kamieni na grobach

nie wołają o pomoc

zapadają się przy miłosnych trelach słowików

zbutwiałych liściach

 

w porze człowieka

chciałeś być bogiem

na rondzie pomyliłeś się

wybrałeś mglistą drogę