Władysław Edelman
Jaśnie oświecony
Mrok gęstniał niemiłosiernie. Zgęstniał do tego stopnia, że nie mogłem otworzyć oczu. Nawet jednego. Leżałem na łóżku i wpatrywałem się w przestrzeń. A nie była ona wielka, były to jedynie wewnętrzne powierzchnie powiek. Jakieś dwa centymetry kwadratowe. Na oko. W sumie nic ciekawego. Nagle ktoś lub coś, nie byłem tego pewny, bo było ciemno, podpowiedział mi: włącz światło. To było nawet logiczne. Spróbowałem wstać, co było trudne przez ten gęsty mrok, jednak w końcu udało się. Powoli, noga za nogą, potykając się o leżące, a nierzadko i stojące przedmioty (wisząca była tylko lampa, ale wisiała wysoko), dotarłem do włącznika światła. Włącznika nie było!
Wtedy zorientowałem się, że poszedłem w złym kierunku. Zamiast w stronę włącznika służącego do włączania światła w sypialni, dotarłem do kuchni. Organoleptycznie stwierdziłem, że stoję przy blacie, na którym powinien znajdować się czajnik elektryczny. Znalazłem go, dotykając delikatnie wszystkich jego części, w tym dzióbka, włącznika i kabelka. No dobra, kabla. Bo niby dlaczego czajnik miałby mieć kabelek. Ten miał kabel jak się patrzy. I wtedy ponownie ktoś (lub coś) mi podpowiedział (lub podpowiedziało), żeby włączyć ten czajnik, bo wtedy zapali się takie małe światełko.
Ha! – pomyślałem, to logiczne. Na szczęście gęsty mrok nie przytępił mojego myślenia, a jedynie widzenie. Patrzę, ale nic nie widzę, więc ten kabel nie jest „jak się patrzy”, tylko jest to zwykły, po prostu kabel jak byk. Tu przerwałem ciąg logicznych skojarzeń, bo zorientowałem się, że może mnie to wyprowadzić w pole, na manowce lub nawet doprowadzić do korridy, a to do niczego nie prowadzi. Bo jest ciemno, stoję w kuchni, mam czajnik elektryczny w ręku i chcę do łazienki na siku. A to, jak każdemu (i każdej) wiadomo, jest pilna sprawa z rana. Czasem nawet w nocy. Nie miało to zresztą większego znaczenia, bo i tak był mrok. Gęsty. Ale od czegóż są czajniki. Poszedłem więc z tym czajnikiem, by drogę do łazienki mi oświetlił, a tu nic. Nie świeci.
Zastanów się, pomyśl – podpowiedział mi ponownie ktoś lub coś mi podpowiedziało. Nie świeci, bo jego wtyczka, znajdująca się na końcu kabla, nie siedzi na swoim miejscu. Idę więc po nitce do kłębka, czyli po kabelku (kablu!) do gniazdka i próbuję znaleźć te dwie dziureczki, do których trzeba dwa bolce z wtyczki wetknąć. Robię to organoleptycznie, bo ciemno, i nagle – jak nie wetknę, jak mnie nie trzepnie, jak nie zaświecę cały, że aż do teraz taki jestem i sąsiedzi, a żona osobista przede wszystkim, mówią do mnie: „jaśnie oświecony”.
Plus jest taki, że można na tym zarobić. Ściślej mówiąc, zaoszczędzić. Świecę wieczorami i nawet można do mnie telewizor lub komputer podłączyć. Sam też mam z tego korzyść, bo lubię majsterkować i moja wiertarka elektryczna pracuje bez prądu. To znaczy z prądem, ale ja sam ją zasilam.
A co z siku, zapytacie? Zdążyłem. No, prawie…