Igrekowe smętymęty. Karol Bosek, Pierwsza cytrynówka

Igrekowe smętymęty

Karol Bosek, Pierwsza cytrynówka, Graf Media, Zielona Góra 2025, 72 s.

Dawno, dawno temu w odległej… Nie. Wcale nie tak dawno temu i w żadnej odległej galaktyce, a na początku XXI wieku w Polsce wchodził w dorosłość Y. A dokładniej – całe pokolenie o tej nazwie. Literę Y w alfabecie angielskim czytamy jako [waɪ], co jest homofonem wyrazu „why” (znaczy: dlaczego). Generacja, której myśli i przeżycia wyłaniają się z tomiku Pierwsza cytrynówka (urodzonego w 1987, a więc należącego do niej) Karola Boska, ma wiele powodów, żeby zadawać pytania zaczynające się od „dlaczego?”. Będąc aktualnie bliżej tak zwanego wieku średniego, ma przed sobą jeszcze sporo chwil, ale także wiele już za sobą. Rodzi to tak refleksje, jak i sentymenty. Lub smętymęty, jak woli nazywać je podmiot liryczny w pierwszym wersie utworu (Pomiędzy grawitacją).

Zacznijmy jednak od początku. Granatowa okładka (projekt autorstwa Macieja Staszaka), na niej żółty napis „pierwsza cytrynówka”, ponad nim zielono-żółty plasterek ze spływającą kroplą soku wycięty w charakterystyczny kształt ozdoby szklanek z drinkami. Po lewej białymi literami zapisano imię i nazwisko autora. Te kontrasty przyciągają wzrok i dobrze komponują się ze znajdującymi się we wnętrzu publikacji treściami. Przywołują skojarzenia z okładką płyty lub ulotką reklamującą bar z czasów końca lat 90. i początku 2000. – zapraszają do świata doświadczeń i wspomnień.

Tomik ten podzielony jest na trzy części: Podobno to tylko słowa, Wiersze rymowane Wiersze szczenięce. Wbrew pozorom, nie różnią się one aż tak tematycznie. Ich główną różnicę stanowi forma zapisu. Wyłaniający się z nich, a zdający się być wspólnym mianownikiem, podmiot liryczny od pierwszych wersów porusza się bezbłędnie w popkulturze, z którą chętnie wchodzi w dialog. Dzieje się tak choćby w wierszu Dzieci, w którym trudno nie dostrzec nawiązania do treści ogranego przez każde radio hitu Elektrycznych Gitar Dzieci wybiegły. Jest doskonale zorientowany w aktualnych tematach i problemach – żongluje nimi, bawiąc się słowami (jak w wersie z Syren: „Był o samej wodzie, wpadł w cug bezalkoholowy”). Ostro rozprawia się także ze światem idoli, choć niektórych z nich, jak Roberta Brylewskiego w utworze Postacie fikcyjne, oszczędza. W tym samym utworze rozlicza za to bezlitośnie z powierzchownych deklaracji, za którymi nie idą żadne czyny lub, jeśli idą, stoją w absurdalnej sprzeczności z wyznawaną ideologią. Ma to miejsce w wersach: „Nie wiem, co stało się z ludźmi/ Widzę punka i anarchistę gotowego strzelać/ Świadomą społecznie homofobkę i rasistkę”. W wielu momentach stawia trafną i smutną diagnozę współczesnego świata, wskazując na kiepską kondycję próbującego odnaleźć się w nim człowieka. Najmocniej zdaje się to być słyszalne w ostatnich wersach dystopijnych Smutnych miasteczek: „Ludzie nie widzą cię, ale zauważają./ Nie zauważają, a myślą, że widzą./ Dzień dobry mówią jak »żegnaj«”, ale także w Relacjach, które „Grają pierwsze skrzypce, choć nie są mocną stroną/ Schematyzują się […]/ Kumpel powiedział kiedyś, że jesteśmy jak w Oz:/ bez rozumu, bez serca, odwagi/ A w rzeczywistości to nasze główne cechy”.

W moim odczuciu Syreny są najmocniejszym (choć cały tomik jest raczej równy pod względem warsztatowym) utworem diagnozującym współczesny świat. Będący w pewnym sensie poematem drogi, nieuchronnie prowadzi w kierunku podobieństw z historią Odyseusza (który – w przeciwieństwie do bohatera Boska – dzięki sprytowi nie uległ morskim nimfom), ale też piosenką Artura Rojka o tym samym tytule (zwłaszcza fraza „Chociaż jak syreny/ Budzą mnie o tobie sny”). Narracyjnie czasem przypomina również Pamiętnik z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego. Pozornie banalne omówienia spotkań z przedstawicielkami płci przeciwnej stanowią tak naprawdę zapis tego, w jakich realiach porusza się (i poruszał – gdyż nie brak tu nawiązań do przeszłości) podmiot liryczny. Jest to także historia, w której gra słów odzwierciedla chaos i komizm otaczającej go rzeczywistości. Czytamy tu między innymi takie frazy: „Najemca chciał wyrzucić moje rzeczy na polbruk/ (Bo w Polsce nie ma bruku, to nie zagranica)” czy „Wyprawiane kłopoty, sprawiane urodziny”. Te językowe zabiegi (stosowane także w innych lirykach) ściągają z dość gorzkiej w wydźwięku historii ciężar patosu, który mógłby ją przytłoczyć. Prowadzą także z czytelnikiem grę. Gdy już wydaje nam się, że wiemy, kim lub czym są tytułowe syreny, pojawia się fraza „Samotność brzmi jak głos rozlegających się syren” i tracimy pewność, że chodziło o nęcące miłym głosem kusicielki, a zaczynamy

zastanawiać się, czy to jednak nie sygnały alarmowe czasu wojny.

W tomiku tym pobrzmiewają echa muzycznych festiwali, zakrapianych tytułową cytrynówką studenckich imprez, dźwięków wiadomości SMS w aparatach bez polifonii i popiskiwań modemów z początków globalnego podłączenia do internetu. To wszystko doskonale wtapia się w opowieść o współczesności, gdy udzielono głosu dwóm generacjom naraz w wierszu Y, Z, w którym podmiot liryczny nie dzieli ich na stojące w kontraście, jak to ma obecnie miejsce w dyskursie publicznym. Przeciwnie – dla niego więcej ich łączy, niż dzieli. Ci ludzie według niego „Są jedną nogą w trumnie/ Jedną nogą w traumie […] Jedną w prawdziwym świecie/ jedną w Internecie” i jednocześnie „Sami jak pająki”. Trudno o bardziej trafną, a jednocześnie przejmująco smutną diagnozę. Pojawia się tu również tęsknota za przeszłym życiem, które, jak w Vincencie (Abstrakcji), „było wtedy bardziej abstrakcyjne, […] nie tak neuronalne i streszczone”. Twórczość Boska stawia pytania o to, dlaczego świat wygląda tak, a nie inaczej, jednocześnie nie dając żadnych odpowiedzi. Podsuwa wprawdzie pewne sugestie. Za przykład może tu posłużyć ważkie pytanie z Konduktu pogrzebowego: „A co, jakbyśmy jechali z umierającą ciężarną/ Czy byłby to taki sam grzech/ Jak aborcja, przejechać »na czerwonym«?”. Religia zresztą często jest tu na celowniku, jak choćby w krótkiej, a wymownej Fotografii prezbiterium, gdzie czytamy: „[…] to jest kościół/ Tu zawsze będzie ciemno” – stwierdzenie będące kolejną ponurą konstatacją.

Pierwsza cytrynówka Karola Boska to tomik, w którym świadome zastosowanie słownych gier rozbawi czytelnika, wprowadzi do krainy nostalgii, ale też skłoni do refleksji nad współczesnością, która w dużej mierze jest tu przedstawiana w niewesołym świetle. Ze składających się na tę publikację wierszy przebija świadomość twórcza – poeta doskonale wie, co i w jaki sposób chce odbiorcy przekazać. Odnoszę także wrażenie, że – celowo lub nie – aspiruje do stania się głosem pokolenia (a może nawet, momentami, dwóch pokoleń?).

Bez wątpienia jest to ciekawa propozycja czytelnicza. Nie tylko dla pogrążonych w „smętymętach”, nostalgicznych igreków.

Agata Kostrzewska

 

 

Nie zwykliśmy publikować reakcji poetek/poetów na recenzje ich książek, ale często słyszymy, jak bardzo są zaskoczeni tym, co przeczytają lub usłyszą na temat własnych utworów. Publikując książkę, odcinają jakby pępowinę, nie mają już wielkiego wpływu na jej dalsze życie. Czasem zdarza się też tak, że twórca nie wie wszystkiego o swoim dziele. Znając przekorę Karola, wysłaliśmy mu zgrabnie napisane przez Agatę Kostrzewską omówienie jego najnowszego tomiku. Długo nie musieliśmy czekać, bo Karol oczywiście odpisał. Nie chcieliśmy jednak, żeby to było skierowane tylko do nas, więc namówiliśmy go, żeby napisał odpowiedź do kwartalnika.

redakcja