Hłasko był dla mojego pokolenia legendą. Z Andrzejem Buckiem, dyrektorem Festiwalu Filmu, Teatru i Książki, rozmawia Piotr Prusinowski

Hłasko był dla mojego pokolenia legendą

Z Andrzejem Buckiem, dyrektorem Festiwalu Filmu, Teatru i Książki,
rozmawia Piotr Prusinowski

Piotr Prusinowski: Zwieńczeniem tegorocznego Kozzi Film Festiwalu będzie maraton filmów inspirowanych twórczością Marka Hłaski. Czy mógłby Pan zdradzić, jakie tytuły zostaną zaprezentowane w ramach przygotowywanego projektu „Hłaskover”?

Andrzej Buck: Rzeczywiście, twórczość Marka Hłaski będzie towarzyszyć nam podczas Festiwalu Filmu, Teatru i Książki. Sejm RP wybrał patronów roku 2024, honorując m.in. tego właśnie autora. Powszechnie wiadomo, że pisał dialogi, a jego proza stała się inspiracją scenariuszy kultowych polskich filmów fabularnych. Nawiasem mówiąc, Hłasko często nie był zadowolony z pracy reżyserów tych ekranizacji… Na 14 czerwca planowana jest debata z udziałem dwojga ekspertów: Paulina Potasińska ma w swoim dorobku pracę Kult, mit i kompleks. Figury autokreacji w twórczości Leopolda Tyrmanda, Marka Hłaski i Tadeusza Konwickiego, natomiast drugi z zaproszonych gości – prozaik i literaturoznawca Konrad Ludwicki – dał się poznać m.in. jako autor monografii Kino Marka Hłaski. Jak Pan wspomniał, zaplanowałem, aby w programie Festiwalu znalazł się maraton filmów opartych na prozie Marka Hłaski lub nakręconych z jego udziałem w funkcji scenarzysty bądź autora dialogów. W ramach tego wydarzenia odbędą się projekcje następujących obrazów: Baza ludzi umarłych (reż. Czesław Petelski), Pętla (reż. Wojciech J. Has), Ósmy dzień tygodnia (reż. Aleksander Ford), Koniec nocy (reż. Julian Dziedzina, Paweł Komorowski, Walentyna Uszycka), Zbieg (reż. Stanisław Jędryka), Sonata marymoncka (reż. Jerzy Ridan), Skarb kapitana Martensa (reż. Jerzy Passendorfer). Jako eksperta i moderatora tego cyklu festiwalowego zaprosiliśmy ks. prof. Andrzeja Dragułę.

    

Planowane jest również czytanie Pętli. Czy będzie to adaptacja, którą przygotował Pan 20 lat temu z myślą o spektaklu w reżyserii Zdzisława Wardejna? Czy wydarzenie to będzie przywoływać pamięć o tamtym przedstawieniu, będącym pierwszą i jak dotąd jedyną „przygodą” Lubuskiego Teatru z twórczością Hłaski? Czy w trakcie pracy nad adaptacją odwoływał się Pan wyłącznie do literackiego pierwowzoru? Czy też – w jakimś stopniu – do innych interpretacji tego opowiadania, chociażby do słynnej ekranizacji w reżyserii Wojciecha J. Hasa?

Hłasko był dla mojego pokolenia legendą. Na zajęciach ze studentami Uniwersytetu Wrocławskiego czytałem we fragmentach jego Cmentarze – z wydania podziemnego na tzw. małej poligrafii. Ekscytował mnie też Pierwszy krok w chmurach. Nie mniej silną inspiracją była dla mnie ekranowa wersja Pętli w reżyserii Hasa, urzekła mnie zwłaszcza scena w Barze pod Orłem w kreacji Gustawa Holoubka i Tadeusza Fijewskiego. Co prawda, zaprzątał mnie wówczas niezwykle ważny projekt pn. Scena Młodych Reżyserów i Nowej Dramaturgii, w ramach którego wystawialiśmy w Lubuskim Teatrze m.in. Powrót, Koronację, Opowieści o zwyczajnym szaleństwie, Czaszkę z Connemara, Halo nazi! Jednak Hłasko też był istotny, choć trudno dostępny lekturowo. Punktem wyjścia do rozważań nad fenomenem twórczości Marka Hłaski jest pytanie o znaczenie prozy tego autora, odczytywanej na rozmaite sposoby. Pytamy np. o literackich „sąsiadów” pisarza – polskich i zagranicznych, towarzyskich i politycznych, w kraju i na emigracji. Zastanawiamy się nad naukową i publicystyczną hłaskologią, a zwracając uwagę na historię edycji prozy Hłaski, nie zapominamy, że prowadził on bogatą korespondencję, a ta kierowana do niego pozostaje wciąż rozproszona. Osobne miejsce zajmuje relacja Hłaski z filmem albo też filmu z Hłaską. Mówimy o legendzie czy może pseudolegendzie Hłaski, jednocześnie unikając zamykania go w niej na klucz. Zastanawiamy się nad relacją pisarza z Warszawą i miejscem, które zajmowała w jego twórczości.

Trochę odbiegłem od zadanego pytania, przepraszam… Tak, planowany jest tzw. czytany teatr: Hłasko performatywny, otwarta próba czytana nawiązująca do spektaklu Pętla z roku 2003 w mojej adaptacji, w reżyserii Zdzisława Wardejna. Mam nadzieję, że uda się skompletować ekipę aktorską jak przed laty – z aktorskim udziałem Marty Artymiak, Kingi Kaszewskiej, Artura Belinga i Wojtka Czarnoty.

„Pętla” w Lubuskim Teatrze, 2003. Od lewej Wojciech Czarnota, Artur Beling

Ponadto czytaniu będzie towarzyszyć promocja specjalnego wydania kwartalnika „Pro Libris. Lubuskiego Pisma Literacko-Kulturalnego”, które już od 23 lat jest nieprzerwanie obecne na rynku wydawniczym, posiada utrwaloną markę najważniejszego w województwie periodyku o tym profilu, ma swoją stronę internetową (prolibris.net.pl), dociera w najdalsze zakątki województwa i do ważniejszych ośrodków kulturalnych w kraju. Realizując koncepcję Fundacji Lotto w aspekcie programu Patroni Roku, nagłaśniamy i propagujemy wybrane przez Sejm i Senat sylwetki twórców ze świata literatury, w tym Marka Hłaski. Ponadto w numerze odnajdą Państwo wartościowe teksty uczonych, prowadzących badania nad spuścizną Hłaski (m.in. autorstwa profesora Mariana Kisiela).

Skąd przyszedł pomysł, żeby akurat w tamtym czasie, na przełomie 2003 i 2004 roku, zaadaptować opowiadanie Hłaski na potrzeby zielonogórskiej sceny? Czy chodziło przede wszystkim o uczczenie 70. rocznicy urodzin pisarza?

Nigdy nie myślę i nie kierowałem się kategoriami rocznic. Chociaż niektórzy krytycy taką motywację niekiedy sugerowali (np. red. Artur Łukasiewicz w „Gazecie Wyborczej”). Hłasko skupiał moją uwagę jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku, kiedy badałem prasę literacką młodych. Jej elementem było tzw. drugie „Po Prostu”, w którym Hłasko pracował w okresie 1955-1957. Piszę o tym w mojej książce pt. Czasopisma literackie młodych po roku 1945.

Dlaczego spośród wszystkich utworów Hłaski zdecydował się Pan właśnie na Pętlę?

Nim odpowiem na to pytanie, przytoczę ważną w kontekście Pętli postać Zdzisława Wardejna, z którym przyjaźnię się od lat. Najpierw zafascynowała mnie jego legenda, przedziwny epizod z życia przyszłego aktora (jego domniemana śmierć podczas tzw. Wydarzeń Poznańskiego Czerwca 1956), o czym wielokrotnie opowiadał. Na kanwie tej historii powstał film dokumentalny Michała Dudziewicza pt. Paradoks o konduktorze, w którym – notabene – Wardejn wcielił się w narratora. Podczas przygotowań do kolejnego jubileuszu Lubuskiego Teatru pojawiła się w rozmowach legenda Marka Okopińskiego (dyrektora LT w latach 1960-1963) i trzy nazwiska – Machalicy, Wardejna, Winiarskiej – osób, które z tym wybitnym reżyserem pracowały. Wardejn, po skończeniu studiów aktorskich w Warszawie, zrezygnował z pracy na tamtejszych scenach i przyjechał do Zielonej Góry. Okopiński dawał mu wolność wyboru roli, możliwość podejmowania dużych wyzwań aktorskich oraz swobodę konkretyzacji postaci. Po latach, w 1996 roku, wymienieni aktorzy zagościli na deskach LT podczas Winobraniowych Spotkań Teatralnych. Zdzisław Wardejn zagrał w Nocnym życiu, Henryk Machalica – w Tylko umrzeć, a Halina Winiarska – w Ośmiu kobietach. Potem zaprosiłem Wardejna do roli w Szalonych nożyczkach – farsie interaktywnej Paula Pörtnera w reżyserii Grzegorza Matysika. W następnej kolejności, pod wpływem fascynacji twórczością francuskiej dramatopisarki Yasminy Rezy, zaprosiłem Wardejna do wyreżyserowania w LT Przypadkowego człowieka. Natomiast Pętla

 

Pętla w Lubuskim Teatrze
„Pętla” w Lubuskim Teatrze, 2003. Od lewej Kinga Kaszewska, Wojciech Czarnota

Jak wspomniałem wcześniej – Marek Hłasko był dla naszego pokolenia idolem, symbolem nonkonformizmu. Szedł za tym jego mit – najpierw, w 1956 roku, Nagroda Literacka Wydawców i trzy wydania Pierwszego kroku w chmurach, potem ważny artykuł w „Trybunie Ludu” (Primadonna jednego tygodnia) zapoczątkowujący tzw. batalię o Marka Hłaskę, następnie stypendium i wyjazdy zagraniczne (m.in. Francja, Niemcy, Izrael, USA). Były też konotacje z polskim Jamesem Deanem, legenda „pisarza przeklętego”, a wszystko na tle skandalizujących historii z życia Hłaski, jego związków z kobietami (m.in. Agnieszką Osiecką i Sonją Ziemann), artystycznych przyjaźni (m.in. z Krzysztofem Komedą), spotkań w Kazimierzu nad Wisłą, wojaży do Ameryki… Tak, Hłasko to kultowa postać… W Lubuskim Teatrze wystawiliśmy jego wspomnianą wcześniej Pętlę, opowieść o tragicznych losach człowieka uzależnionego od alkoholu.

 

 

W tym miejscu pozwolę sobie przytoczyć fragment rozmowy redaktor Danuty Piekarskiej z reżyserem Pętli, Zdzisławem Wardejnem, o inspiracjach, które towarzyszyły powstawaniu spektaklu:

– Co pana skłoniło do sięgnięcia po Pętlę Marka Hłaski?

– Dwa powody. Jeden związany z autorem: twórczość Marka Hłaski zawsze bardzo mnie inte­resowała. Dawno temu w Teatrze Ochota w Warszawie zrobiłem Wieczór autorski Marka Hłaski, spektakl nagrodzony zresztą na festiwalu w Szczecinie. Po latach postanowiłem znów wrócić do jego prozy.

– A drugi powód?

– Wciąż ważny temat alkoholizmu.

– Proponuje pan spektakl o alkoholizmie? Zapachniało dydaktyką…

– Zapraszam na spektakl o miłości, o nienawiści, o różnych uczuciach, jakie towarzyszą nam w trudnej życiowej sytuacji, którą rodzi alkoholizm bliskiej osoby.

– Gdyby miał pan jednym zdaniem określić, o czym jest przedstawienie, jakie dziś zobaczymy?

– O poszukiwaniu miłości. Na przekór wszystkim i wszystkiemu. O wierze w człowieka – na przekór wszystkiemu.

– W programie napisano też o straszliwej mocy słowa, które zależnie od tego, jak zostanie użyte, może człowieka uskrzydlić, ale może też pozbawić wiary i siły.

– Nie umiem tak pięknie pisać… Ale o tym również mówi przedstawienie Pętla[1].

Zawodowa znajomość z Wardejnem i Małgosią Pritulak przerodziła się w zażyłość i zaowocowała dalszymi działaniami. Zaprosiłem tę artystyczną parę do współpracy w ramach 2. Festiwalu Filmu i Teatru. I tak 21 czerwca 2013 roku w klimatycznej scenerii Przystanku Teatralnego – Stacja Agathy Christie wystawiliśmy premierę teatralną Festiwalu Witolda Gombrowicza Iwonę, czyli „te okropne godziny” (reż. Zdzisław Wardejn i Andrzej Buck, z udziałem Wardejna, Andrzeja Nowaka i Marty Bieławy).

Od lewej: Zdzisław Wardejn, Andrzej Buck

Przygotowując sceniczną adaptację Pętli, nie próbował Pan tej historii uwspółcześniać. Czy z perspektywy czasu, jaki upłynął od pierwszego wydania utworu, ważne stało się również to, aby przybliżyć współczesnemu widzowi realia i koloryt minionej epoki, jaką były lata 50.?

Sądzę, że to drugie, choć trudno mówić tu o kolorycie wobec szarości tego okresu. Dla mojego pokolenia tamten czas to emocjonalna zagadka. Podsycali ją moi ówcześni mentorzy – prof. Kazimierz Wyka czy Andrzej K. Waśkiewicz, którzy wpoili we mnie pokoleniowość w spojrzeniu na literaturę. Przeczytałem wówczas Ucieczkę z kamiennego świata prof. Tadeusza Drewnowskiego i pojawiła się fascynacja Tadeuszem Borowskim. Z kolei Lesław Bartelski nakierował mnie na Gajcego, Trzebińskiego i Bojarskiego. Wszyscy wymienieni ginęli jako redaktorzy naczelni „Sztuki i Narodu”. Kazimierz Wyka natomiast spowodował, że biografia Krzysztofa Baczyńskiego stała mi się bliska, także jego postawa buntu i niezgody. I chociaż Stanisław Grochowiak twierdził, że „bunt się ustatecznia”, to nie dotyczy to Hłaski. On zajął postawę z wiersza Kopniaki Andrzeja Bursy, autora Ogrodu Luizy. Bogdan Rudnicki natomiast opisał legendę Hłaski. To była pierwsza książka, która usystematyzowała moją wiedzę i apetyt na legendę. I czekanie na pełne wydanie tekstów.

Niedługo później przygotował Pan adaptację książki Barbary Samson Piekło siedemnastolatki. Byłam dziewczyną narkomana. Spektakl w reżyserii Beaty i Artura Belingów, zatytułowany po prostu Byłam dziewczyną…, to kolejna po Pętli premiera Lubuskiego Teatru. Czy bliskie sąsiedztwo w czasie obu tych spektakli wpisywało się w pewien szerszy artystyczny projekt, zmierzający do uświadomienia widzom – zwłaszcza młodym – problemów związanych z niebezpiecznymi nałogami?

Nie lubię w teatrze publicystyki, zatem trudno mówić o bezpośrednim przełożeniu. Bardziej doszukiwałbym się tu inspiracji sprowokowanej przez współpracę z reżyserem Krzysztofem Rościszewskim – reżyserem, który na początku mojej dyrekcji zrealizował w Lubuskim Teatrze Narkomanów na podstawie książki Byłam dziewczyną narkomana Barbary Rosiek. Ja sięgnąłem do Barbary Samson…

Zdzisław Wardejn swoją karierę zaczynał w latach 60. ubiegłego wieku na deskach zielonogórskiej sceny. Po niemal czterech dekadach powrócił gościnnie do współpracy z Lubuskim Teatrem, gdzie – oprócz występu w komedii Szalone nożyczki – dał się poznać jako reżyser trzech spektakli (m.in. Pętli). To wszystko w okresie Pańskiej dyrekcji. Jak zaczęła się ta twórcza współpraca, kontynuowana zresztą niejednokrotnie również w Bibliotece Norwida?

Warto jeszcze pamiętać – jak już wspomniałem – o Przypadkowym człowieku Yasminy Rezy z Andrzejem Nowakiem i Tatianą Kołodziejską. Z Wardejnem robiliśmy wspólnie Zielonogórski Salon Poezji, Czytelnię Dramatu, Drama Festiwal. Nie ukrywam, że artyści dekad poprzednich, minionych, interesowali mnie zawsze (np. Malanowicz, Zbrojewicz, Gryń, Kierc, Grochowiak…). Towarzyszyła mi w tym zainteresowaniu ówczesna krytyka, w tym wybitni dziennikarze: Jasiu J. Dębek, Danuta Piekarska, Snobka i Zdzisław Haczek. Wykorzystywali oni obecność tych aktorów, pisząc o nich i o tradycji zielonogórskiego Teatru. Ja sam prawie namówiłem Henryka Machalicę na pracę przy Learze. Nie zdążył, ale chciał.

 

Programowo robiliśmy tzw. Tryptyk szekspirowski (Poskromienie złośnicy Grzegorza Matysika, Makbeta Wiesława Hejno i Leara Tomka Mana). Wardejn często opowiadał mi o tych pierwszych latach funkcjonowania teatru. Ja poznawałem LT dopiero za krótkiej dyrekcji Ryszarda Żuromskiego w latach 1974-76, więc siłą rzeczy ten wybitny aktor, jakim jest Wardejn, budował we mnie legendę zielonogórskiego teatru. Zaszczepił we mnie także fascynację Helmutem Kajzarem, z którym pracował w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu i Warszawie. Tej postaci nie sposób pominąć. To twórca teatru meta-codzienności, który związaną ze zwykłym, codziennym życiem powtarzalność i prostotę obejmował czułym, uważnym spojrzeniem. Już wkrótce minie 40 lat od jego śmierci.

Wardejn opowiadał wielokrotnie, jak trafił na zielonogórską scenę. To cenne. Warto by tę wiedzę zatrzymać. Tak jak to uczynił nestor Lubuskiego Teatru, Zdzisław Grudzień, w dwóch tomach wspomnień zatytułowanych W kulisach i na scenie.

Dziękuję za rozmowę

Kazimierz Dolny, Piekarnia Sarzyński, 2003. Po próbie „Pętli”. Od lewej: Andrzej Buck, Artur Beling, Cezary Sarzyński, Zdzisław Wardejn, Kinga Kaszewska, Wojciech Czarnota

[1] D. Piekarska, O poszukiwaniu miłości, „Gazeta Lubuska” 2003, nr 102, s10.