Karol Graczyk
Piwnice i wyjścia
Dla Lemniskaty Bootha
Jest ciemno. Jesteśmy zamknięci każdym oknem
i wszystkimi drzwiami. Kiedy próbuję je otworzyć,
zamieniają się w mur, który może odgrodzić albo
stworzyć dom. Biorę wtedy rozbieg i uderzam w ścianę.
Ściany nie czują bólu, stoją niewzruszone.
Słyszę zza nich piękną muzykę i czekam,
aż ktoś otworzy. Drzwi, usta, oczy, butelkę.
Kiedy nikt nie otwiera, zamieniam się w mur.
Im zimniej jest na zewnątrz, tym cieplejsze wnętrze.
Krew krąży powoli, miarowo, do celu. Powtarza cykle.
Zza małego okna widać przestrzeń zbyt dużą,
żeby ją ogarnąć. Zostaję w bezpiecznym miejscu.
Nic nie ma za żadnym oknem i żadnymi drzwiami.
Bilans zysków i strat
Wychodząc z piwnicy można upaść na bruk,
w międzyczasie wielokroć przechodząc przez próg,
który dotąd nie istniał albo był nieznany.
Przechodząc najlepszy czas suchymi stopami
po grząskim gruncie, jesteśmy wygrani,
do czasu, kiedy czapki nie spadną nam z głów.
W słowniku można znaleźć całą masę słów,
ale żadne z nich nie powie całej prawdy,
jak stanie w ciszy tuż obok fontanny,
trzymając w rękach wszystkie rozwiązania.
Bilans zawsze wychodzi ujemny,
nikt z nas nie pchał się na świat.
Niewiele zyskujemy, kiedy się rodzimy,
umieramy samotni, jak wszystkie rośliny.
Doliny i wzgórki
Nie zabij się wieczorem, nie rób tego rano,
bo każda porażka jest tylko przegraną.
To jakbyś poddał najważniejszy mecz.
Żadna choroba i stan nie są tego warte,
póki coś trwa, ciągle daje szansę,
jak rozwarte ręce, miłość albo śmierć.
Póki żyjesz, przeżywasz tylko stany,
możesz posolić lub zaszyć wszystkie rany,
później zostanie ci tylko zagadkowe nic.
Jeśli jednak wejdziesz w tę ciemną dolinę,
próbuj z niej wychodzić, chodź na krótką chwilę,
a kiedy w spokoju poczujesz swój stan,
zamknij oczy – idź tam, gdzie nie będziesz sam.
Śniadania i kolacje w różnych okolicach
So if you want to love me,
Then darlin’ don’t refrain.
Powietrze najlepiej pachnie w okolicach września,
w białych kolorach. Później będzie tęcza.
Nic nie smakuje lepiej od krótkich momentów,
w których twoje palce wplatały się w moje.
Nic nie tłumaczy lepiej długiego wieczoru,
niż żółć zmęczonych oczu otwieranych rano
po wspólnych papierosach palonych na tarasie.
Kiedy budzi nas budzik, dość niespodziewanie,
nie ma już czasu na wspólne śniadanie,
obiad czy kolację. Coś innego za chwilę się zacznie.
Wszystkie poduszki w mieście straciły swój zapach.